Przeskocz do treści

W dniu i miejscu jak w tytule materiału, w doborowym Towarzystwie około 200 osób, mieliśmy zaszczyt i przyjemność uczestniczyć w marszu wspierającym ideę zwiększenia ochrony (m.in. poprzez zmniejszenie wycinki) Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. To jeden z najstarszych parków tego typu w Polsce, cechujący się wieloma przyrodniczymi walorami, które większość czytających ten materiał doskonale zna. Tym smutniejszy jest fakt, że w ostatnich latach obszar tej szczególnej formy ochrony przyrody poddany został zwiększonej presji siekier, pilarek i znacznie bardziej wyspecjalizowanych i skomplikowanych maszyn do uśmiercania drzew. Jeszcze smutniejszym jest, że nie jest to jedyny tego typu przypadek w Polsce. A najsmutniejsze, że stało się to niestety w tym kraju ostatnio prawidłowością.

I w tym także kontekście dość sensownego znaczenia nabierają słowa obecnego głównodowodzącego Państwowym Gospodarstwem Leśnym Lasy Państwowe, niejakiego Konrada Tomaszewskiego, który na niedawnej "konferencji naukowej" w Toruniu stwierdził m.in. "my leśnicy nie damy się rozbroić". Ano na razie się nie dają, cobyś nie poszła/poszedł do lasu, warkot pilarki masz jak w banku, a i wybuchy z pukawek prawdziwych facetów się zdarzają. I módl się (choć tu nie wiem, czy ministra Szyszkę Jana o pozwolenie nie wypada spytać), żebyś nie trafiła/trafił w tym lesie na polowanie. Bo o ile Ciebie z kolei oni nie trafią, to zarzucą celowe złośliwe utrudnianie zabijania. O przepraszam, jakiego tam zabijania - regulowania populacji ..., znowu przepraszam (trudne dla myśliwych słowo !), właściwie regulowania obojętnie czego, bo tego trudnego słowa regulacja, w odniesieniu do obojętnie jakiego gatunku, tego to nawet zawodowi ekolodzy nie potrafią. Co ja plotę, nie ekolodzy, tylko zieloni naziści. A skoro tak stwierdził, też na owej "konferencji naukowej", ksiądz profesor z KUL-u (Tadeusz Guz), to chyba musi być prawda i wypada nazywać rzeczy (no bo już chyba nie byty) po imieniu. I tak całkiem niechcący sprowadziłem siebie i innych zielonych nazistów, na jeszcze właściwszy niż animalistyczny poziom, to jest do poziomu przedmiotowego. Tak naprawdę nie chciałem. Więc o wybaczenie wnoszę. Ale i tak ku temu nas pchają, więc ku temu zmierzamy. A co dalej? Jak mawiają starożytni Rosjanie: ... I to wcale nie znaczy, że jestem finansowany z wiadomego źródła i blokuję przekop Mierzei Wiślanej. Bo tak się składa, że ponad jakiekolwiek finansowe bonusy i gratyfikacje przedkładam umiłowanie przyrody i mądrych ludzi.

PS. Jak to dobrze, że nie doczekał tych dziwnych czasów nieodżałowanej pamięci Pan Profesor Roman Andrzejewski, jeden z moich wspaniałych Nauczycieli, też przez jakiś czas pracownik KUL-u. Wiedział już w latach 90. ubiegłego wieku i mówił, że będzie trudno, ale czy myślał, że aż tak?

Zapraszam do przejrzenia galerii i składam wyrazy uznania Organizatorom i Uczestnikom. Autorami zdjęć są: Iwonka Zielińska, Marcin S. Wilga, Mateusz Zieliński. Do następnego marszu.

Galeria dostępna: tutaj.

Sytuację grona myśliwych w obecnych czasach cechuje pogłębiające się merytoryczne i mentalne wyobcowanie z głównego, humanizującego i humanitarnego nurtu ewolucji naszego gatunku. Histeryczne próby ratowania wizerunku tego grona i jednocześnie niewybrednego piętnowania adwersarzy myślistwa podejmuje się w różnych miejscach i przy różnych okazjach, np. w trakcie konferencji naukowych (patrz np. "Jeszcze Polska nie zginęła - wieś". Toruń 13 maja 2017).

Jednym z czynników środowiskowych kształtujących wspomniany wyżej proces postępującego wyobcowania polowań jest nasilający się od dobrych kilkudziesięciu lat dość już powszechny ostracyzm społeczny względem zabijania "braci mniejszych" dla przyjemności, co zaobserwować można w wielu przestrzeniach funkcjonowania populacji ludzkich [patrz np. Sowa A. 2015. Strzały z ambony, Polityka, 8]. Wprowadzane w kolejnych krajach zakazy komercyjnych polowań (np. Kenia, Kostaryka, Botswana), projekty likwidujące łowiectwo (Holandia), moratoria na polowania (Albania), koalicje i inne anty myśliwskie ruchy społeczne (Francja, Czechy, Polska i inne kraje europejskie oraz pozaeuropejskie), coraz śmielsze przenoszenie wątku piątego przykazania kościelnego dekalogu "Nie zabijaj" także na inne niż człowiek gatunki, coraz obfitsza literatura naukowa nt. wielokierunkowej szkodliwości środowiskowej i społecznej wielu aksjomatycznych dotąd (i w związku z tym nie podlegających potrzebie udowadniania czy dyskusji) wątków prowadzenia tzw. gospodarki łowieckiej, wzrost liczby osób poszukujących kontaktu z naturą w inny niż poprzez strzelbę sposób, coraz odważniejsza twórczość artystyczna (vide np. "Pokot" Agnieszki Holland) to tylko część problemów, z jakimi przychodzi się współczesnym myśliwym zmierzyć. Nie dziwi więc, że część tego grona (chyba ta najbardziej obiektywna) sugeruje wycofanie się z pewnych dogmatów łowieckich, np. strzelania do ptaków, część (chyba ta najliczniejsza) zamilkła i czeka na rozwój sytuacji, zaś pozostali (ci najgłośniejsi) ogłaszają larum, rozdają szturchańce na lewo i prawo [inwektywy względem "zielonych" adwersarzy bywają pocieszne; próbka tematycznych epitetów z jednego tylko numeru "Łowca Polskiego" nr 6/2015: "ekoterroryści u bram" (ciekawe czego, czyżby Sejmu? - przyp. aut.), "pseudoekolodzy", "talibowie przyrody", "wyznanie wiary ludzi popierających koalicję "Niech Żyją"", "z plastiku osoba" (w odniesieniu do ekologów - przyp. aut.)] gwałtownie protestując i starając się za wszelką cenę oraz możliwie szybko odbudować nadwątloną legitymizację myślistwa w naszych czasach [w tym m.in.: promyśliwskie zmiany lub zaniechania w aktach prawnych, wzmożone wysiłki nad budową pozytywnego wizerunku myśliwego w społeczeństwie, indoktrynacja najmłodszych - "edukacyjne" wizyty myśliwych w przedszkolach i szkołach podstawowych, akcje w odpowiedzi na kampanie przyrodnicze - np. "Rok kaczki (2012 r.) jako odzew na kampanię "Kaczki dla dzieci nie dla myśliwych" (od 2007 r.), opracowywanie dekalogów postępowania z "ekoterrorem", zlecane ankiety badań nad poziomem akceptacji myślistwa przez społeczeństwo].

Wewnętrznych powodów pogłębiającej się izolacji środowiska myśliwskiego w obecnych czasach upatrywać wypada m.in. w zamiłowaniu do piastowania uprzywilejowanej funkcji w społeczeństwie (wyłączność na eksploatację ogólnospołecznych zasobów przyrody - grupy gatunków ptaków i ssaków, nie płacenie odszkodowań za wprowadzanie ołowiu do środowiska, w przeciwieństwie np. do zakładów przemysłowych) oraz zawłaszczaniu wyłączności na "prawdę obiektywną" [patrz np. Gorczyca S. (red.) 2015. Łowiectwo w Polsce w XXI wieku realia i oczekiwania. SIiTLiD oddz. w Gdańsku, Gdańsk].

Moje wiosenne, a związane z polowaniami niedowierzanie innego kalibru, wzbudziła lektura wyników ankiety sondażowej zleconej przez Lasy Państwowe (PGLLP), w której znalazło się takie oto myśliwskie pytanie: "(...) Które ze stwierdzeń najlepiej opisuje Pana (i) zdanie na temat tego, czy w Polsce powinno się wykonywać polowanie, czy też raczej nie? (...)".

Możliwe warianty odpowiedzi przedstawiały się następująco (w nawiasach podano liczbę i procent oddanych głosów):

  • Polowania powinno się wykonywać na dotychczasowych warunkach i zasadach (188, 18,5%)
  • Nie, powinien obowiązywać całkowity zakaz wykonywania polowania (115, 11,3%)
  • Tak, ale powinno się polować tylko na gatunki wyrządzające szkody i w okresie ich powstawania (477, 46,7%)
  • Tak, ale należy ograniczyć listę zwierząt łownych (54, 5,3%)
  • Nie wiem (187, 18,3%)

Abstrahując w tym momencie od analizy wyników - samo sformułowanie pytania i odniesienie do wariantów odpowiedzi wzbudziło wątpliwości natury obiektywnej. Pierwsza dotyczyła zastosowania w pytaniu sugestywnego i niezobiektywizowanego rozkładu akcentów od nakazowego ("czy powinno się wykonywać polowania") do ewidentnie warunkowego ("czy też raczej nie"). Doprawdy całkiem odmiennie, choć równie sugestywnie, zabrzmiałoby np.: "czy w Polsce powinno się zakazać polowań, czy też raczej nie?". Druga wątpliwość związana była z odniesieniem do wariantów odpowiedzi - o ile w pierwszej części pytania wskazano biegunowy wariant skrajny ("wykonywać polowanie"), o tyle wariantu biegunowo przeciwstawnego ("zakaz wykonywania polowania") w drugiej części pytania zabrakło. Trzecia uwaga dotyczyła nie użycia w czwartym wariancie odpowiedzi słowa "gatunków" - sformułowanie "ograniczyć listę zwierząt łownych" było dalece nieprecyzyjne.

Przy liczebności próby (1021 osób) osiągnięto jak się wydaje względnie wiarygodne wyniki (przy założonym poziomie ufności, wielkości frakcji i błędzie maksymalnym badania) w odniesieniu do "całej populacji" - w domniemaniu - zamieszkującej Polskę. W oparciu o dostępne dane niewiele wszakże wiadomo było o sposobie doboru próby, tj. z jakiego identyfikowalnego zbioru (tzw. operatu losowania) zaczerpnięto zasób osób do tejże. Ten brak informacji podstawowej, tj. o "mikropopulacji próby" sprawił, że praktycznie każda interpretacja wyników staje się niejasna. Przykładowo ? o ile próbę tworzyli pracownicy ALP, to wynik z punktu widzenia przeciwników polowań był dobry - tylko 18% respondentów byłoby za utrzymaniem polowań w obecnej postaci. Jednak gdyby to była próba "ogólnospołeczna" ? obraz byłby dość przygnębiający, zwłaszcza przy uwzględnieniu faktu, jak nikła część społeczeństwa polskiego poluje (około 0,3%).

 

Ramka 1. Diana Maciąga - komentarz na www.niechzyja.pl
Prawie połowa respondentów uzależnia zgodę na polowania od występowania szkód. To ważny sygnał, że:

  1. nie zgadzają się na zabijanie zwierząt nie wchodzących w konflikty z człowiekiem
  2. być może byliby przeciwni polowaniu na pozostałe gatunki, gdyby szkody można było ograniczyć w inny sposób
  3. coraz istotniejsza wydaje się być demitologizacja szkód wyrządzanych przez zwierzęta łowne

 

Dla zaspokojenia ciekawości poznawczej przeprowadzona została na przełomie kwietnia i maja 2015 roku w pięciu szkołach Trójmiasta (poziom gimnazjum, liceum) ankieta zawierająca zobiektywizowane analogiczne pytanie i doprecyzowane warianty odpowiedzi analogiczne do wyżej opisanych (patrz RAMKA 2). W badaniu wzięli udział uczniowie: Gimnazjum nr 32 z Gdańska-Świbna, Gimnazjum nr 33 z Gdańska-Osowej, Zespołu Szkół Architektury Krajobrazu i Handlowo-Usługowych w Gdańsku-Oliwie, I Akademickiego Liceum Ogólnokształcącego w Gdyni-Witominie oraz (porównawczo) Gimnazjum nr 20 z Gdańska-Przymorza. Sformułowane pytanie oraz warianty odpowiedzi przedstawiono w ramce (RAMKA 2). Sumarycznie próba objęła 1007 uczniów.

 

Ramka 2.
"Które z poniższych sformułowań najlepiej wyraża Twoje zdanie na temat polowań w Polsce? Postaw krzyżyk (w kółeczku) przy tym sformułowaniu. Ankieta jest anonimowa."

  • Polowania w Polsce powinno się wykonywać według dotychczasowych zasad.
  • Powinno się wprowadzić całkowity zakaz polowań w Polsce.
  • Powinno się polować w Polsce tylko na gatunki wyrządzające szkody i w okresie powstawania tych szkód.
  • Powinno się polować w Polsce na dotychczasowych zasadach, ale należy ograniczyć listę gatunków zwierząt łownych.
  • Nie mam zdania, nie wiem.

 

Wyniki badania przedstawiono w tabeli (TABELA 1). Gimnazjum nr 20 ujęto w umowną kategorię "porównawczo" z uwagi na potencjalne możliwości formułowania zarzutu "ukierunkowania odpowiedzi" - to szkoła m.in. od wielu lat promująca i wspierająca akcję "Kaczki dla dzieci nie dla myśliwych", a obecnie kampanię "Niech Żyją!".

 

TABELA 1. Ankieta - podsumowanie.

Tak dotychczasowe zasady Nie całkowity zakaz Tak tylko gatunki szkodotwórcze Tak ograniczyć listę gatunków zwierząt łownych Nie wiem
Gimnazjum nr 32 Gdańsk-Świbno (81 uczniów)
38 26 21 22 9
Gimnazjum nr 33 Gdańsk-Osowa (363 uczniów)
38 82 105 83 55
ZSAKiHU Gdańsk-Oliwa (165 uczniów)
11 62 53 19 20
I ALO Gdynia-Witomino (133 uczniów)
14 17 34 38 30
Sumarycznie 4 szkoły (742 uczniów)
66 (8,90%) 187 (25,20%) 213 (28,71%) 162 (21,83%) 114 (15,36%)
Gimnazjum nr 20 Gdańsk-Przymorze (265 uczniów) (porównawczo)
19 (7,17%) 62 (23,40%) 77 (29,05%) 51 (19,25%) 56 (21,13%)

 

Wyniki powyższego badania ankietowego w sposób istotny odbiegają od uzyskanych w odpowiedzi na pytanie z ankiety sondażowej Lasów Państwowych. Osób godzących się na wykonywanie polowań według dotychczasowych zasad w Polsce jest zdecydowanie mniej - 8,90% (w PGLLP 18,5%), zaś ponad dwukrotnie więcej uczestników życzy sobie wprowadzenia całkowitego zakazu polowań w kraju - 25,20% (w PGLLP 11,30%). Mniej respondentów niż w ankiecie "leśnej" optuje za polowaniami na gatunki "szkodotwórcze" w okresie powstawania tych szkód - 28,71% (w PGLLP 46,7%), zaś ponad czterokrotnie więcej uważa, że należy ograniczyć listę gatunków zwierząt łownych - 21,83% (w PGLLP 5,3%). Zbliżone wartości osiągnęły odpowiedzi "nie mam zdania, nie wiem" - 15,36% (w PGLLP 18,3%). Odpowiedzi "porównawcze" uczniów Gimnazjum nr 20 nie odbiegają w sposób istotny od średniej z innych szkół, stosunkowo duży procent stanowią osoby niezdecydowane (21,13%).

Przeprowadzenie ankiety w losowo wybranych szkołach Trójmiasta wydaje się być interesującym eksperymentem porównawczym i poznawczym. Jej wyniki umacniają mój skrajny sceptycyzm względem myśliwych. W aspekcie ogólnym wyniki te wskazują nie tylko na istotne rozbieżności z analogicznym fragmentem ankiety Lasów Państwowych, ale uprawniają do ostrożnej ekstrapolacji na szersze (niż zasoby 5 szkół) grono tej grupy wiekowej w Polsce. Dla osiągnięcia jeszcze bardziej precyzyjnych statystycznie wyników należałoby badaniami takimi objąć więcej szkół, najlepiej w różnych regionach kraju.

Dziękuję za twórczą pomoc Dyrekcjom, Nauczycielom oraz Uczniom wymienionych szkół Trójmiasta. Zaś wszystkim myśliwym życzę choć krótkiej refleksji nad niewątpliwą wyższością strzelania do rzutek na strzelnicy (z amunicji nieołowianej) nad pozbawianiem życia dzikich stworzeń w imię mglistych i bzdurnych argumentów o regulacji i kontroli (cokolwiek to jest) populacji, zachowywaniu równowagi w przyrodzie (równowaga w przyrodzie praktycznie nie istnieje), czy podtrzymywaniu tradycji (krew nie musi się lać, żeby podtrzymać tradycję). Najodważniejszym i myślącym polecam rozstanie (na zawsze) z bronią - domniemywam, że im szybciej, tym lepiej. A ponadto lepiej późno niż wcale.

Opis sytuacji na zdjęciach: ambona myśliwska na skraju lasu administrowanego przez Lasy Państwowe (Nadleśnictwo Karnieszewice, niedaleko Koszalina). W odległości około 100m na przyleśnej łące/pastwisku częściowo osłonięty zadrzewieniem kępowym paśnik dla zwierzyny płowej. Na "elewacji" paśnika od strony ambony przybita tabliczka o zakazie wykonywania polowania w pobliżu. Wypada domniemywać, że z ambony prowadzone są bezkrwawe obserwacje, może wykonuje się zdjęcia lub nakręca filmy przyrodnicze, a może jest to świątynia wzniosłych przemyśleń, co współgra zresztą z nazwą. Wczesna jesień 2015.

Czas płynie czasami zbyt szybko. Zwłaszcza w centrach miast. Miarą jego "przyśpieszonego" upływu mogą być gwałtowne zmiany wizualne, jakim wiele miejsc w aglomeracjach podlega. Coś było, minęło nieco czasu, i już jest coś innego. Jednym z takich miejsc w Gdańsku jest jedna z jego najstarszych dzielnic Wrzeszcz, o którym zespół "Endorfina" ułożył bardzo interesujący utwór, odtwarzany czasami w Radiu Gdańsk. Do niedawna wiele miejsc, które były "wyznacznikami" tej dzielnicy, zniknęło na zawsze i pozostało już tylko na zdjęciach. Dom towarowy PDT (wyburzony, zastąpiony przez wysokościowiec), mleczarnia Maćkowy (wyburzona, zastąpiona galerią handlową), zajezdnia autobusowa (wyburzona, zastąpiona przez cztery punktowce), zabytkowe osiedle domków przy ul. Nad Stawem (wyburzone, obecnie parking przy galerii handlowej), stadion klubu sportowego Gedania przy ul. Kościuszki (już nie istnieje), itd. itp. Jedną z najbardziej szokujących zmian we Wrzeszczu, przynajmniej dla mnie, była likwidacja stawu przy ul. Kilińskiego, tuż przy dworcu kolejowym i budowa w tym miejscu kolejnej wielkiej galerii handlowej. Zanim się to stało, dotarł pewnego dnia nad ten staw 10-cio letni Mateusz Zieliński razem ze swoją Babcią Teresą Zielińską (mieszkanką Wrzeszcza, ul. Kościuszki). Zarówno Babcia, jak i Mateusz, zawsze interesowali się przyrodą, a już kaczkami zwłaszcza. Nie dziwi zatem, że potrafili poświęcić kilka godzin na posiedzenie nad zbiornikiem i obserwację rodzinki kaczek krzyżówek. Mateusz, wyposażony w "skrzynkę" Sony Cyber Shot DSC W30, obfotografował kaczki ze wszystkich stron. Zanim się "oswoiły" minęło kilka godzin. Efekty, przynajmniej dla mnie, rewelacyjne (przypominam, że Mati miał 10 lat !). I ta pozująca samica ! Tyle kaczek obfotografowałem, ale takich ujęć nie mam. Rzecz działa się 31 maja 2007 roku - niedługo minie 10 lat. Czas stanowczo zbyt szybko ucieka ... Do zestawu zdjęć Mateusza załączam kilka ujęć galerii w trakcie budowy (autor SZ) i jedno zdjęcie stawu wykonane przeze mnie w 2001 roku, jeszcze przed jego smutną dla nas likwidacją. Dziękuję przy okazji Koledze Marcinowi Przychodzeniowi za pomoc w rozwiązaniu problemu skanera i komputera, które nie za bardzo mogły się dogadać w sprawie skanowania slajdów.

W 2015 roku, staraniem wydawnictwa Via Mercatorum Przemka Jujki, szefa Nadmorskich Warsztatów Przyrodniczych w Kątach Rybackich, wydane zostały trzy książeczki o charakterze naukowo-edukacyjno-humorystycznym, tj. "Pamiątka znad morza" Zbigniewa Jujki, "Mała książeczka o roślinach" Emilii Święczkowskiej i "Mała książeczka o owadach" Sławomira Zielińskiego i Zbigniewa Jujki. Zachęcam do zapoznania się, zwłaszcza - co mam nadzieję zrozumiałe - z ostatnią pozycją. Jak można te książki nabyć? Drogi są co najmniej dwie. Przyjechać z młodzieżą na warsztaty bądź namierzyć Przemka przez internet lub telefonicznie i zamówić. Ceny są niewysokie, a książki interesujące i nieszablonowe. Dla mnie osobiście, oprócz samej możliwości pewnego podsumowania w książce prawie 20 lat prowadzenia zajęć z entomologii, była przyjemność stworzenia jej wraz z jednym z najbardziej uznanych polskich rysowników satyrycznych ? panem Zbigniewem Jujką. Pan Zbigniew zamieścił sporo rysunków wykonanych na potrzeby tej produkcji. Ja się też bardzo starałem 🙂 Życzę miłej lektury!

Nie jest niczym nienormalnym, jak sądzę, obserwowanie poczynań swoich nauczycieli już po zakończeniu sformalizowanej edukacji własnej. Ja przynajmniej dojrzewając, czy jak kto woli - starzejąc się, staram się na bieżąco takie obserwacje czynić. Obecny minister środowiska, a mój były nauczyciel akademicki profesor Jan Szyszko, ćwiczeniowiec prowadzący onegdaj na SGGW-AR w Warszawie zajęcia z entomologii leśnej dla studentów wydziału leśnego, także takiej ciągłej, trwającej już 32 lata analizie podlega. Nie wnikam w tym "wstępniaku" w przyczyny czy też szczegóły pogłębiającego się mniej więcej od schyłku lat 90. ubiegłego wieku roku mojego zdumienia, potem irytacji, obecnie już tylko dość bezsilnej złości antyprzyrodniczymi postępkami tego pana. Każdy chyba przyrodnik wie, jak wiele złego człowiek ten polskiej przyrodzie uczynił. Zwłaszcza w ostatnich latach, a szczególnie w 2016 roku, już w trakcie piastowania stanowiska ministra środowiska. Proszę się więc nie dziwić, przeglądając załączniki do tego materiału, że zdecydowałem się na zwrot książek z dedykacjami grzecznościowymi ministra, uszczuplając swój księgozbiór o dość interesujące skądinąd pozycje. Języczkiem u wagi tej decyzji było dedykowanie jednej z tych książek mojemu ukochanemu Profesorowi Janowi Dominikowi, moralnemu i merytorycznemu filarowi Katedry Entomologii Leśnej, Ochrony Lasu i Ekologii, człowiekowi prawemu i ciężko doświadczonemu przez życie, z którym miałem zaszczyt i przyjemność u schyłku tego życia kilka razy się spotkać i na niejeden temat porozmawiać. I wiem na pewno, że nie godziłby się na to, co się obecnie na polu ochrony przyrody w tym kraju wyprawia, a czego głównym motorem napędowym jest (niestety !) Jan Szyszko.

Wstęp

Gdańsk jest jednym z tych miejsc w Polsce, gdzie od kilkunastu co najmniej już lat ma miejsce mniej lub bardziej upubliczniana wymiana poglądów nt. sposobów godzenia działań gospodarczych i ochrony przyrody w przylegających do Trójmiasta lasach, które od 1979 roku objęto szczególną formą ochrony jako Trójmiejski Park Krajobrazowy (TPK). To jeden z najbardziej leśnych parków tej rangi w Polsce - obszary porośnięte lasem zajmują około 90% jego powierzchni, tj. około 18 000 ha.

Przekaz medialny ww dyskusji istotnie nasilił się w ostatnim okresie. Stało się tak z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze - zawiązaniu się społecznego ruchu o nazwie "Trójmiejskie Lasy. Społeczny Sprzeciw Przeciw Złej Gospodarce", prowadzącego m.in. grupę dyskusyjną na FB. Po drugie - zwiększeniu zainteresowania niektórych mediów, zwłaszcza zaś portalu trojmiasto.pl, publikowaniem tematycznych materiałów, przedstawiających punkt widzenia obu stron "konfliktu o las". Konfliktu, gdyż rzeczywiście tak można obecną sytuację w tym temacie nazwać.

Leśnik w lesie zarobkuje, Borsuk las kocha

Jednym z liderów wspomnianego społecznego ruchu, oprócz jego głównego inicjatora i koordynatora Brunona Wołosza, jest znany w Trójmieście (i nie tylko) mykolog i ochroniarz przyrody Marcin S. Wilga, ps. "Borsuk". Lektura artykułu Marcina pt. "Lasom Oliwskim1 grozi degradacja" i polemiki Łukasza Plonusa z Nadleśnictwa Gdańsk pt. "Leśnik kocha las tak samo jak Borsuk" skłoniła mnie do wyrażenia opinii na poruszane tematy, także w nieco szerszym kontekście. Obydwa wspomniane wyżej felietony opublikował portal trojmiasto.pl.

Nie sposób postawić znaku równości między "borsuczym" i "leśnym" postrzeganiem lasu. Sformułowanie zawarte w tytule artykułu Pana z Nadleśnictwa Gdańsk wypada potraktować jako co najmniej nieeleganckie. Podejście do lasu znaczącego grona pracowników Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe (PGL LP) jest li tylko pragmatyczne, bo związane z zarobkowaniem. Tu nie ma miejsca na kochanie. Dorabianie - w artykule Pana Plonusa - do tego dość oczywistego faktu "słodkiej nadbudowy" w stylu "(...) dla których (tj. leśników - przyp. SZ) zawsze na pierwszym miejscu pozostaje troska o wzrost biologicznej różnorodności i stabilności naszych lasów (...)", potraktować można w kategoriach dość wisielczego humoru. Na merytorykę wypada chyba przymknąć oko w tym sensie, że konstrukcja tego banalnego sformułowania świadczyć może li tylko o tym, że autor raczej nie nadąża, o czym pisze. Obcowanie z lasem gdańskiego mykologa Marcina S. Wilgi jest niekoniunkturalne i niekonsumpcyjne, pozbawione jarzma konieczności wypracowania zysku. Marcina nie krępuje hierarchiczna, wręcz paramilitarna struktura organizacyjna, która powoduje, że statystyczny leśniczy niewiele ma do powiedzenia. Marcin dostrzega (i w sposób wybitny utrwala na zdjęciach) osobniki gatunków nie dostrzegane przez leśników w pośpiechu prac gospodarczych i wypracowywania zysku. Marcin ponadto nie powtarza jak mantrę, co zdarzyło się Panu Plonusowi (a co nie jest wyjątkiem w tej branży), że jest profesjonalistą. Każda szanująca się osoba związana z przyrodą wie, że On takim profesjonalistą jest. Z kolei tytuł artykułu Marcina jest o tyle nieprecyzyjny, że degradacja TPK jest procesem postępującym już od dobrych kilkudziesięciu lat, a jednym z jej przejawów jest niedostosowane do oczekiwań społecznych i szczególnie ostatnio zintensyfikowane tzw. główne użytkowanie lasu, tj. jego wyrąb.

Wspólny cel? Dobry żart

Co do rzekomego wspólnego celu ludzi przejmujących się stanem przyrody i leśników, o którym był uprzejmy wzmiankować Pan Plonus w ostatnim zdaniu swojego tekstu, to jest to niestety daleko idące nadużycie. Aby wyjaśnić dlaczego, warto napomknąć o stronach konfliktu oraz nakreślić nieco szerszy kontekst funkcjonowania PGL LP. Wypada przypomnieć jednocześnie, że konflikt o TPK między częścią społeczności Trójmiasta a leśnikami nie jest jedynym przypadkiem w kraju - scysje takie mają miejsce w różnych miejscach Polski, m.in. w Puszczy Białowieskiej, w Puszczy Bukowej pod Szczecinem, w różnych obszarach Puszczy Karpackiej.

Jedną ze stron konfliktu o las są osoby przejmujące się stanem przyrody, często zrzeszone w organizacjach pozarządowych, skrótowo ujmując przyrodnicy. To ludzie na serio interpretujący np. art. 5 czy art. 32 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, a także odnoszący się z poszanowaniem do prawa unijnego w zakresie ochrony przyrody. To grupa oczekująca logicznego prawa i bezpieczeństwa prawnego na poziomie krajowym oraz regionalnym i lokalnym. Grupa wymagająca ponadto rzeczy dość prostej - uczciwości w dostrzeganiu przez instytucje do tego powołane kwestii realizacji potrzeb sfery niematerialnej (pozaprodukcyjnej), które bywają pomijane, jako np. trudne w identyfikacji lub nie powszechne. Do takich sfer i powiązanych potrzeb należy niewątpliwie ochrona przyrody. Wbrew opiniom adwersarzy i bajek w stylu finansowania z Zachodu, to grono notorycznie borykające się z niedoborem pieniędzy, przez co niekoniecznie odnotowujące szybkie i spektakularne sukcesy na polu ochrony przyrody.

Drugą ze stron konfliktu o las jest nie będąca przedsiębiorstwem w rozumieniu prawa, gdyż nie posiadająca osobowości prawnej korporacja PGL LP, skutecznie opierająca się próbom powrotu do sektora finansów publicznych. Była tam przed 1991 rokiem, a ostatnia zainicjowana przez ówczesny rząd nieudana próba skierowania tam LP w 2010 roku storpedowana została przez środowiska związane z leśnictwem. Korporacja się samofinansuje z majątku wspólnego tj. lasu, nie płacąc właścicielowi czyli Państwu prawie żadnej formy dywidend, z wyjątkiem symbolicznych w stosunku do zysku podatku CIT i podatku leśnego. Co do samego Państwa może warto przypomnieć, że jednym z definiowanych jego elementów jest stała ludność (Prawne kryteria państwowości, przyjęte na mocy konwencji w Montevideo w1933 r.). To de facto ta stała ludność czyli pula osób posiadających obywatelstwo polskie jest właścicielem lasów państwowych. Administrująca nimi PGL LP poprzez swoje działania, zwłaszcza w ostatnim czasie, wydaje się o tym fakcie zapominać. Co do finansów korporacji, wypracowanych z kapitału wspólnego ogólnonarodowego, wystarczy spojrzeć w rocznik statystyczny, zerknąć na siedziby nadleśnictw czy floty pojazdów, ewentualnie zwrócić się o publiczne wyjawienie poziomu zarobków począwszy od dyrektora generalnego lasów, poprzez szczeble pośrednie, do podleśniczego. Porównanie np. z zarobkami nauczycieli, pracowników parków narodowych lub krajobrazowych czy organizacji pozarządowych, dać powinno sporo do myślenia.

Strategia PGL LP jako narzędzie pogłębiania podziałów

Rzekomy wspólny cel przyrodników i leśników jest fikcją w obecnych czasach z jeszcze jednego ważkiego powodu. Jednym z dokumentów, na których opiera się działalność PGL LP jest tzw. Strategia PGL LP na lata 2014 - 2030. To lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce prześledzić uczciwość deklaracji i intencji tej korporacji. Szczególnie interesujące są analizy "Szans i zagrożeń w otoczeniu Lasów Państwowych" oraz "Silnych i słabych stron Lasów Państwowych". Według tych zbiorów przemyśleń, leśnik przykładowo:

  • widzi jako silną stronę LP "konkurencyjny i atrakcyjny poziom wynagrodzeń oraz system zachęt o charakterze socjalnym" zaś jako zagrożenie postrzega "brak polityki i mechanizmów regulujących pełne wykorzystanie zysków osiąganych przez LP";
  • postrzega jako zagrożenie "wzrost powierzchni obszarów chronionych i zaostrzenie rygorów na obszarach istniejących";
  • postrzega jako zagrożenie "możliwość objęcia PGL LP regulacjami finansów publicznych";
  • postrzega jako zagrożenie "zmianę prawa, umożliwiającą komunalizację lasów w dużych miastach, a jako szansę "urynkowienie niektórych funkcji lasu";
  • postrzega jako zagrożenie "uprawnienia i działania nastawione na ochronę przyrody, utrudniające prowadzenie gospodarki leśnej oraz realizację własnych interesów, konflikty i dyskredytowanie działalności PGL LP";
  • postrzega jako szansę "współpracę ze środowiskiem łowieckim w zakresie gospodarki populacjami zwierząt i edukacji przyrodniczo-leśnej", a jednocześnie widzi jako zagrożenie "przenoszenie konfliktów związanych z funkcjonowaniem łowiectwa na ocenę działalności LP";
  • widzi jako słabą stronę LP "dużą powierzchnię lasów objętych różnymi formami ochrony".

Czy przyrodnik po lekturze tej strategii będzie skłonny do dialogu? Czy można tu mówić o jakimś wspólnym celu ? Czy osoby realizujące wytyczne tego dokumentu i innych kochają las tak samo jak Borsuk? To są pytania retoryczne.

Podsumowanie

Punktem wyjścia do jakiegokolwiek dialogu jest partnerskie traktowanie. Tego typu traktowania społeczeństwa polskiego przez korporację PGL LP nie widać na różnych płaszczyznach, pozorów za to co niemiara. Co zaś do wspólnego celu, aby jakikolwiek mógł być w przyszłości wyartykułowany i realizowany, najpierw leśnicy winni zrozumieć, że nie mają monopolu na wiedzę dotyczącą funkcjonowania ekosystemów leśnych. Ten fakt dobrze rozumieli i rozumieją co światlejsi, niestety nieliczni naukowcy z zakresu nauk leśnych. Przypisywanie sobie przez część grona naukowców branżowych monopolu na znawstwo lasów jest nie tylko nieuprawnione obiektywnie, ale i nieeleganckie, świadczące o niskiej kulturze personalnej i poznawczej. Przyrodnikom wypada więc chyba nadal czekać na zmianę tego podejścia. Czekać także wypada na rozwiązania systemowe, którym należałoby poddać PGL LP i powiązane z korporacją struktury. Najważniejszą z nich wydaje się powrót tego niby-przedsiębiorstwa pod reżim finansów publicznych. Może i powrócą wtedy pewne zanikające w zawodzie leśnika wartości, ot chociażby tzw. romantyzm leśny przejawiający się m.in. poszanowaniem każdego mieszkańca czy bywalca lasu. Oby te zmiany nie kazały na siebie długo czekać, dla dobra lasów i ich prawdziwych miłośników w Polsce.

1 Lasy Oliwskie stanowią południową część TPK. To wyodrębniona przestrzennie, wraz z tzw. Lasami Sopockimi, "wyspa leśna" otoczona terenami zabudowanymi infrastrukturą miejską

W styczniu 2014 roku dane nam było odwiedzić Lanzarote, chyba najbardziej "prowulkaniczną" z Wysp Kanaryjskich. Wycieczka poznawcza i wypoczynkowa, w miłym gronie pracowników Gimnazjum nr 20 im. Hanzy w Gdańsku i osób towarzyszących. Mniej miłe jest to, że w przeciągu najbliższych lat szkoła ta przestanie istnieć (jest "wygaszana"). I wcale nie jest tak, jak twierdzi obecna pani minister edukacji, że każdy z nauczycieli znajdzie zatrudnienie. Pani minister nie raczy poddać się rozmaitym pragmatycznym refleksjom, np. jak nauczyciele mają sobie radzić w okresie przejściowym przy zmniejszonym pensum, co stanie się z osobami z tzw. obsługi szkoły czy też co mają zrobić ci nauczyciele, na których i teraz i później nie będzie zapotrzebowania zarówno w liceach, jak i w szkołach podstawowych. Ale o tym może przy innej okazji. Wracając do przepięknej, surowej przyrodniczo Lanzarote, to zrobiła ona na nas niesamowite wrażenie. Wulkaniczny park narodowy Timanfaya, początkowe i dalsze stadia sukcesji pierwotnej na wulkanicznych tufach czy wydmach, wspaniałe i zróżnicowane formy wybrzeża oceanicznego, endemiczna jaszczurka Gallotia atlantica, wszechobecne sierpówki, oswojone kruki, siewkowate, nieco chrząszczy, szarańczaków, motyli, a wśród tych pierwszych wspaniały żuk Phyllognathus excavatus, którego wśród innych atrakcji znajdziecie Państwo na zdjęciach. Dla porządku dodać należy, że nieco fotek pochodzi z sąsiadującej z Lanzarote wyspy Fuerteventura, którą nieco zwiedziliśmy w ramach jednodniowej wycieczki autokarowej. Pozdrawiam serdecznie ekipę moich byłych po linii zawodowej Koleżanek i Kolegów ! Trzymajcie się ! Koledze dr. Przemkowi Szwałko z Krakowa dziękuję za oznaczenie "żuczka". Zdjęcia autorstwa Sławka Zielińskiego, tj. moje.

Galeria dostępna: tutaj.