Przeskocz do treści

Iwona, Sławomir Zielińscy

Poniższy felieton opublikowaliśmy 4 lata temu (Nasze Pomorze 7/2006, s.6); od tamtego czasu liczba godzin przeznaczonych na nauki przyrodnicze nie zmieniła się, tj. pozostała na niezmiennie niskim pułapie; doszły zaś kolejne zajęcia z grupy humanistycznej tj. zajęcia artystyczne.

Od lat z zaciekawieniem obserwujemy dyskusję o tworzeniu kolejnych przedmiotów w szkołach i przydziałach godzinowych (czyli tzw. siatce godzin) dla już istniejących. Zainteresowanie nasze staramy się czynić możliwie obiektywnym co powoduje, że momentów irytacji w nim niemało. Powodem naszego rozczarowania ewolucją powyższych kwestii w Polsce jest tendencyjnie - naszym zdaniem - inspirowany wzrost znaczenia nauk humanistycznych czyniony kosztem nauk ścisłych, tj. tzw. matematyczno-przyrodniczych.

Sytuacja to dla nas dyskomfortowa, jako niezgodna z wewnętrznym przekonaniem o potrzebie czynienia harmonijnej równowagi między tymi grupami przedmiotów. Proponuje się więc na przykład powszechne wprowadzanie do szkół etyki, podział historii na historię powszechną i historię Polski nie pamiętając, że totalnej reanimacji - i to na wszystkich poziomach nauczania - wymagają okrojone onegdaj z godzin takie przedmioty jak: chemia, fizyka, geografia czy biologia. Oddolne propozycje przydziału godzin na inne ścisłe przedmioty, np. ekologię, są przez wysoko postawione gremia decyzyjne ignorowane.

W ostatnich latach technika wykonała milowy krok naprzód doprowadzając do tego, że czy chcemy czy nie, musimy poznać zasady stosowania niektórych urządzeń, zwłaszcza komputerów. Często jednak niestety jest tak, że młodzi ludzie zamiast używać komputerów głównie do prac dydaktycznych lub pracy poszukiwawczej, stosują je do gier, bo to jest łatwiejsze (tylko cztery klawisze!). Jak nauczyć przedmiotu (np. chemii lub fizyki) dysponując jedną godziną w tygodniu? Ba... - nauczyć - to tylko połowa sukcesu. Jak znaleźć czas na nabycie przez uczniów umiejętności zastosowania w praktyce nabytej wiedzy? A przecież w tzw. standardach egzaminacyjnych, czyli wymaganiach do egzaminu, nie ma mowy o "nauce", jest za to co krok o "stosowaniu".

W sytuacji więc narastającej matematyczno-przyrodniczej mizerii w naszym kraju, czego dobrym wskaźnikiem może być na przykład stan wiedzy statystycznego studenta nauk wszelakich, z niecierpliwością oczekujemy na lepsze w nauczaniu dla nauk ścisłych czasy.