Przeskocz do treści

Recenzja

Zenon Kruczyński. Ilustrowany samouczek antymyśliwski. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. ISBN 978-83-66586-48-2, 240 pp.

Z satysfakcją zdeklarowanego kontestatora oraz krytyka hobbystycznego i planowego zabijania zwierząt, odnotowałem pojawienie sie na rynku księgarskim „Ilustrowanego samouczka antymyśliwskiego” autorstwa Zenka Kruczyńskiego. Uczciwie mówiąc – nie tyle „odnotowałem”, co pewnego dnia otrzymałem niespodziankową przesyłkę z autorską dedykacją. Ta utrzymana w formie i formule nieomalże kieszonkowego przewodnika i poradnika (format A5) książka, opatrzona została porządkującym wstępem Olgi Tokarczuk, wymownymi ilustracjami Katarzyny Błahuty i Ryszarda Dąbrowskiego oraz poruszającym „mikro-epilogiem” pióra Sylwii Chutnik i Grażyny Plebanek.

Książka składa się z 13 rozdziałów, spiętych w klamry wstępu i zakończenia. Tematyka rozdziałów, choć pozornie dobrana w sposób nieuporządkowany i niewyczerpujący, nie rozczaruje uważnie czytających. Tym bardziej, iż wiele akapitów jest zgrabnie tematycznie, acz ascetycznie poszerzonych o zagadnienia nie ujęte w tytułach rozdziałów. Tematyka pozycji stanowi swoistą kompilację analiz wybranych, nieomalże „od zawsze” kleconych przez myśliwych teorii o ich rzekomej niezbędności „w przyrodzie i w życiu człowieka” (patrz rozdziały: „Szkody łowieckie i cały ten biznes”, „Myśliwi i dziedzictwo kulturowe”, „Dokarmianie i bambinizm”, inne), z wątkami i zdarzeniami wskazującymi na coraz szybciej postępującą w czasie erozję etosu „ołowianych żołnierzyków”. To naturalne następstwo narastania ostracyzmu empatycznych Homo sapiens wobec okrucieństwa i nieodpowiedzialności tej swoistej, nisko liczebnej grupy społecznej, jaką stanowią myśliwi (patrz rozdziały: „Zwierzęta dzikie – majątek Skarbu Państwa”, „Ta cała ptaszarnia ...”, „Dzieci na polowaniach”, „Żegnaj, dziku!”, inne). Cennymi uzupełnieniami treści książki są: aneks, zawierający m.in. sporo danych ekonomicznych obalających mity współczesnego myślistwa oraz wykaz polskich organizacji potępiających polowania. To drugie stanowi dobrą kontynuację zwyczaju zapoczątkowanego w książce „Etyczne potępienie myślistwa”.

W „Ilustrowanym samouczku antymyśliwskim” autor konsekwentnie i po raz kolejny (wcześniej np. w książkach: „Farba znaczy krew”, „Łowiectwo zielonym okiem”, „Etyczne potępienie myślistwa”) punktuje myśliwych niczym wytrawny i zorientowany na cel pięściarz. Ku jakiem celowi dąży ? Zaskoczenia nie ma – ku delegalizacji myślistwa. Śladem m.in. takich państw jak Kenia, Botswana, Kostaryka, Kolumbia czy Holandia, gdzie polowania bądź już przeszły do lamusa historii, bądź są na właściwej ku temu drodze. Jedno z „narzędzi” dojścia do takiego stanu rzeczy pięknie metaforycznie streściła we wstępie nasza Noblistka: „(...) Najwyższa pora położyć myślistwo na kozetce i spróbować dotrzeć do tego splątanego, drżącego, mrocznego kompleksu, który każe dorosłym ludziom w umierającym biologicznie świecie, w czasie potężnego klimatycznego kryzysu i pandemii, zawirowań społecznych i niepokoju, wstać o świcie, naładować broń i zabijać bezbronne, przeganiane zewsząd zwierzęta”.

W moim odczuciu książka ta może być szczególnie przydatna dla czytelniczek i czytelników niekoniecznie zorientowanych w tematyce współczesnych polowań. Autor kompetentnie dostarcza takim osobom różnorodnych argumentów do potencjalnych pogawędek z myśliwymi. Jako były polujący posiada „z automatu” dar i wyczucie doboru tych argumentów. Osoby bardziej tematycznie zaawansowane także skorzystają z lektury, nie tylko z zawartych w książce „twardych” danych statystycznych, w tym naukowych, ale i np. z nieomalże anegdotycznych dygresji mogących stanowić cenne antidotum na często „argumentacyjne” fantazje polujących. Przykładem przywołany ironicznie w książce, lansowany przez niektórych myśliwych rzekomy ich potencjał dla obronności kraju ..., skwitowany: „gdy im przysłowiowi ruscy przyjdą pod ambony wyżerać kukurydzę”.

Czy recenzowana pozycja to publikacja naukowa ? Czy też jest to może raczej „prezentacja poglądów i przekonań jej autora”, co dane mi było odczytać w ocenie sformułowanej przez naukowca (ze stopniem) ? Przyznam, że na tak zadaną tezę zdębiałem, wbrew swej woli, gdyż nie cierpię pilarek czy kombajnów zrębowych. Wszak szereg podjętych tematów w tej książce jest rzeczowo udokumentowanych danymi naukowymi, w tym statystycznymi, analizy są wielowątkowe i uwzględniają różne opcje „widzenia”, swoją wymowę ma też liczba przypisów do tematycznej literatury (138). Zaś o ile emocje, gdyż i o nich mowa w ww ocenie była, stawiane są na pozycji wykluczającej względem nauki, to formułującemu taki zarzut pozostaje tylko współczuć. Zaś jako ascetyczny (nieemocjonalny) komentarz do ww – zainteresowanie kilku uczelni i innych ośrodków naukowych organizacją spotkań z autorem „Samouczka”, a nawet podjęcie starań, na razie jednej z uczelni (Uniwersytet Gdański), o wpisanie tej cennej  syntetycznej publikacji do kanonu lektur studenckich.

Książkę bardzo polecam. Przeczytałem w dwa dni. Jest dostępna także jako e-book i audiobook. Autor, Zenek Kruczyński, to jeden z tych byłych myśliwych, którzy w wieku dojrzałym dorośli, dostrzegając absurd polowań w obecnych czasach, i przestali polować. Tyle tylko, że On, w odróżnieniu od większości „nawróconych” (inne pozytywne przykłady to przyrodnik Marcin Kostrzyński czy były premier Włodzimierz Cimoszewicz), wszedł na godną najwyższego uznania drogę piętnowania patologii poprzez upublicznienie (patrz zwłaszcza „Farba znaczy krew”). Jest to postawa tym bardziej godna szacunku, gdyż powiązana jest z ciągłym ryzykiem egzystencjalnym – „tamta strona” bywa chorobliwie w swym obłędzie i nierzadko prostactwie, zdeterminowana i nieobliczalna. Ponadto uzbrojona.

Reasumując, w związku z pojawieniem się kolejnej książki demaskującej istotę polowań, moglibyśmy myśliwym współczuć. Nie wiem jak innych, ale mnie na taki humanitaryzm nie stać. Nie potrafię. Jestem tu analogicznie nieczuły jak polujący względem swoich bezbronnych ofiar. Zaś w oczekiwaniu na delegalizację myślistwa w tym kraju oraz w kolejnych i już na zawsze, mam tylko jedno marzenie. Aby myśliwi, zamiast ględzić o regulowaniu przez siebie populacji, o czym znikome pojęcie mają nawet utytułowani naukowo ekolodzy, zajęli się regulacją ... no powiedzmy odbiorników radiowych. Dadzą radę ... ? Może. Zwłaszcza tych nie najnowszych. W nich pokręteł jest niewiele, to nie las, to nie przestrzeń przyrodnicza. Trzymam kciuki, w tej kwestii zdecydowanie sympatyzuję. 

Sławomir Zieliński