Gdzieś na dyskietce (który z komputerów ma jeszcze kieszeń na ten nośnik danych ?) odnalazłem swój tekst, który nigdy nie ujrzał światła publikacyjnego. Sam nie wiem, może i dobrze, może to bez znaczenia, a może byłoby lepiej, gdyby gdzieś tam się pojawił ... . Wiele lat upłynęło, może kogoś zainteresuje, może przypadnie do gustu ...... Dla porządku dopowiem, że przemyślenia dotyczą rozumienia praktycznej ochrony przyrody przez niektórych urzędników tejże w ówczesnym (ostatnia dekada ubiegłego wieku) województwie gdańskim. Wątki rezerwatowe odnoszą się do rezerwatów przyrody "Lubygość" i "Szczyt Wieżyca" w Kaszubskim Parku Krajobrazowym. Twórczej lektury życzę ! 🙂
Zabawa w przyrodę? (listopad 2005)
Wstęp
Jak postrzegani są przyrodnicy przez osoby spoza branży? Jak postrzegają sami siebie? Czy traktowani są/traktują się dostatecznie poważnie? Czy nie jest tak, że działania przyrodnicze sprowadzane są do poziomu niespecjalnie szkodliwego dziwactwa, nawiedzonych wymysłów, totalnej beztroski lub „zabawy dla grzecznych dzieci”?
Jaka jesteś przyrodo?
Podmiot pracy przyrodnika tj. przyroda przejawia (zwłaszcza jako całość) szereg cech, które w sposób jak najbardziej naturalny sprzyjają jej nieogarnianiu: różnorodność, skomplikowane powiązania jednostkowych elementów i ich „zestawów”, dynamizm, podatność na zdarzenia przypadkowe itp. Nieogarnianie stwarza wrażenie niefachowości tym bardziej, iż język opisu nauk przyrodniczych, zwłaszcza ekologii jest na wielu płaszczyznach zbliżony lub tożsamy z językiem potocznym. Z kolei od wrażenia niefachowości już tylko krok do postrzegania osób zajmujących się przyrodą na sposoby określone we wstępie tych rozważań.
Co w branży piszczy?
Jak w rzadko której branży tak wśród przyrodników funkcjonuje mnóstwo ludzi przypadkowych – farbowanych „ekologów”, merytorycznych ignorantów, podejrzanych drapichrustów, wszelkiej maści karierowiczów. Do kanonu wybryków branżowych trafiły już m.in. takie przypadki jak branżowy minister nie umiejący poprawnie nazwać jelenia europejskiego („byk europejski”), dyrektor parku narodowego toczący boje z proprzyrodniczą organizacją pozarządową o jak największe wycinki starodrzewów w parku, dyrektorzy parków krajobrazowych stosujący zasadę bim bam (błaznuj i mąć, bierz ale maskuj) czy wojewódzki konserwator przyrody bez krztyny kierunkowego wykształcenia.
Ogromną rolę odgrywa także niejednorodność przyrodników jako grupy zawodowej. Dość aktualna pozostaje np. wstępna typologia pracowników parków krajobrazowych opublikowana kilka lat temu (Przegląd Leśniczy 2/1997). W większości „typów” (odpornik, góropiennik, pasjonat, wielofuchołapacz, syntetyk, mamut) – może z wyjątkiem pasjonata i mamuta – nietrudno odnaleźć elementy sprzyjające powstawaniu wrażenia bardziej beztroskiej czy bardziej wyrafinowanej „zabawy w przyrodę”.
Z kolei tzw. powszechna edukacja przyrodnicza, zwłaszcza na wczesnych etapach kształcenia, infantylizuje temat. „Żuczki”, „robaczki”, „roślinki”, „ziółka”, „grzybki” itp. – niby nic w tym złego, może i wręcz przeciwnie. Tyle tylko, że takie podejście kształtowane bywa (siłą rozpędu?) i w dalszej edukacji. Nie dość dobitnie podkreśla się przy tym należny każdemu stworzeniu szacunek, choćby sprowadzając do poziomu dowcipu nieśmieszne zdarzenia, np. rozjechanie kota przez samochód („fajne futerko”, „skórka na wyprawkę” itp.).
Do tego dochodzi jeszcze wrodzony u większości przyrodników indywidualizm oraz wcale nierzadka spontaniczność. Odległą konsekwencją tych „przywar” jest „merytoryczne wyobcowanie” i praktyczna bezbronność przed przypisywanymi walorami. Daleko tu do jednolitości i „czujności” grupy, takiej jak np. wśród hydrotechników, leśników czy kibiców piłkarskich. Nie bardzo dałoby się dopasować do grona przyrodników słowa hip-hopowego przeboju „(…) bo i tak damy radę…razem”.
Konkluzja
Czy przyrodnicy są skazani na swój wizerunek czy też nie? Czy są współtwórcami takiego stanu rzeczy? Niejeden z Czytelników ma wyrobione zdanie na ten temat. Dla pewnego poszerzenia horyzontów proponuję prześledzić (autentyczne) przykłady podane w ramce.
RAMKA - Przykłady
Absolut
PEWIEN przyrodnik znał się na wszystkim (?!) Z czym by nie podejść – on wiedział (?!) Niejednego doświadczył, z niejednego pieca zlecenia zrealizował. A jak trzeba było coby coś uwiarygodnić – to i rośliny chronione w lesie nasadzał wierząc święcie, że same wyrosły.
Głosowanko
INNY oddawał systematycznie głosy na „nie” w ankiecie internetowej, w której zadano pytanie o sens realizacji proprzyrodniczej inwestycji. Tym samym totalnie zniekształcił wyniki i przyczynił się do sformułowania całkiem niepoprawnych wniosków.
Coś za coś
KOLEJNY umówił się z leśnikami, że gdy wyrażą zgodę na powiększenie jednego rezerwatu, to drugi będą mogli zmniejszyć; dla niepoznaki – za kilka lat. Oczywiście z zachowaniem procedury – wystąpienie o zmniejszenie do ministra środowiska za pośrednictwem i ojcowskim przyzwoleniem wojewódzkiego konserwatora przyrody. W tym drugim obiekcie rósł piękny starodrzew, ale z pewnością nie o to chodziło ….
My chcemy wieżę
NASTĘPNY z PODOBNYM umyślili umiejscowić monstrualną wieżę w kształcie chińskiej pagody w rezerwacie przyrody. Niestraszne były im nieprzychylne dla ich pomysłu uwarunkowania prawne (o przyrodniczych walorach tego obiektu nie wspominając). Wieża stoi, rezerwat w stanie 6 x ZA tj.: zadeptany, zakrzyczany, zajeżdżony, zaśmiecony, zasikany i zasrany – przepraszam za obsceniczne sformułowania – SZ).