Tradycją już nieomalże staje się to, że w okresie pooperacyjnym, czy jak kto woli - rekonwalescencji - sięgam po zawsze tę samą książkę. Książkę wybitną, napisaną z niezwykłym wyczuciem i znajomością tematu, uhonorowaną zresztą - co nie dziwi - Nagrodą Literacką Stowarzyszenia Księgarzy Polskich za rok 1987 r. To dzieło (dla mnie arcydzieło), to "Wielki Las" Zbigniewa Nienackiego. Trudno na rynku krajowej książki znaleźć trafniejsze studium życia "leśnych ludzi" funkcjonujących w trybikach maszyny zarządzającej lasami państwowymi w Polsce. Studium władzy, hierarchiczności, schematyzmu, a także manipulacji czy zakłamywania zwanego czasami barwnie "zaklinaniem rzeczywistości", dla osiągnięcia zamierzonego celu/celów.
Proszę np. zerknąć na taki fragment:
"(...) Masłocha (nadleśniczy - przyp. SZ) nie czuł wyrzutów sumienia, że wymusza na ludziach fałszywe świadectwo. Czy nie robił tego dla dobra lasu, dla dobra ich leśnej firmy ? Cóż mogło być ważniejszego dla nich - leśnych ludzi - jak nie pilnowanie spraw lasu, który ich żywił i ubierał, ponieważ stanowili jego cząstkę. W życiu swoim, szczególnie w młodości, przeczytał wiele powieści o leśnikach. Na ogół prezentowano ich jako romantycznych głupków, którzy ze strzelbą na ramieniu i mosiężną trąbką przemierzają leśne bezdroża, oglądając przez lornetkę gniazda ptasie. Opisywali ich ludzie z miasta, bo takimi chcieli widzieć ludzi lasu. Nic w tym obrazie nie było prawdziwe - leśnicy nie posiadali broni służbowej, a jeśli już mieli broń, gdyż należeli do kółka łowieckiego, nie wolno im było jej nosić w czasie służby. Rdzewiały trąbki i rzadko który miał lornetkę. Coraz mniej spotykało się takich jak stary Kondrat, z małym gospodarstwem, koniem, dwoma krowami, maciorą i pasieką; osiedlali się w lesie ludzie podobni do Stęborka, z tytułami, ale bez ochoty na babranie się w gnoju, w ziemi, oprzątanie choćby stadka kur. Zresztą ani tamci, ani ci, co przyszli teraz, w niczym nie przypominali bohaterów leśnych powieści. W takim, który przez kilka lat obserwował, jak z głuchym łoskotem walą się na ziemię wspaniałe sosny, graby czy buki, jak kończą żywot potężne dęby, też się coś zawalało w duszy, rujnowało, obojętniało na piękno, które musiał niszczyć motorowymi piłami drwali. Coś więc w nim umierało, ale czy coś się nowego nie rodziło, czy nie powstawała jakaś nowa wartość moralna ? Masłocha nie zauważył jej ani w sobie ani w innych. Niektórzy jeszcze przez jakiś czas potrafili grać komedię przed turystami i przybyszami z miasta, wraz z nimi zachwycać się pięknem sosnowego starodrzewu, lecz gdzieś w głębi duszy już obliczali w myślach, kiedy będzie można przystąpić do zrębu, ile też zrobi się tarcicy, a ile przeznaczy na opał. Jak długo można mordować piękno bez skazy na duszy? W końcu, aby istnieć i pracować, trzeba w sobie wyrobić odruch samoobronny, zacząć po trosze lekceważyć piękno lub nawet nim gardzić, stępić w sobie pewien rodzaj wrażliwości. I to nazywał Sobota "pozbywaniem się duszy". (...)".
Zachęcam, kto jeszcze nie czytał, bo warto. Lektura obowiązkowa dla wszystkich tych, którzy kontestują obecny model funkcjonowania korporacji pt. Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe (PGL LP). O ile tylko będę mógł, znów pojadę na grób Nienackiego na małym cmentarzyku nad Jeziorem Jeziorak. Nie mogę na ten moment, w bałaganie komputerowym, znaleźć fotki płyty nagrobkowej grobu Pisarza (jak tylko znajdę, załączę). Zbliża się już 24 rocznica jego śmierci. Znany był i jest głównie z serii przygód "Pana Samochodzika" oraz powieści "Raz w roku w Skiroławkach"; jego inne dzieła pozostają ciągle mniej znane. Promujmy je więc, bo to był bardzo pro przyrodniczy WIELKI PISARZ.
Sławomir Zieliński 14 IX 2018
Zbigniew Nienacki, Wielki Las, Krajowa Agencja Wydawnicza, Lublin, 1988.