aut. Marcin S. Wilga
Odszedł od nas nieoczekiwanie – 24 lutego 2010 r. W prasie ukazała się jedynie krótka notatka zawierająca Jego bogaty życiorys. Ot, takie kompendium wiedzy o życiu Człowieka Poczciwego. Bo takim ciepłym, życzliwym, wysoce etycznym i kulturalnym był śp. dr inż. Alfons Sikora – prawdziwy przedwojenny inteligent.
Pochodził ze Lwowa, lecz losy wojenne przywiodły go na Wybrzeże; od 1946 r. aż do niespodziewanej śmierci mieszkał w Gdańsku-Oliwie. Przez trzydzieści lat pełnił funkcję wojewódzkiego konserwatora przyrody – jedynego, którego dobrze wspominam. Pan Alfons był aktywny i na emeryturze – pracował w Zarządzie Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku. Mógł pochwalić się długoletnim stażem w Lidze Ochrony Przyrody, za co rok temu został uhonorowany stosownym dyplomem. Wygłaszał pogadanki w Radiu Gdańsk, pisywał artykuły do „Dziennika Bałtyckiego”, „Głosu Wybrzeża” oraz tygodnika „Trójmiasto”; w tym ostatnim powoływał się również na moje przyrodniczo-historyczne opracowania o Lasach Oliwskich, co uznałem za wyjątkowy zaszczyt.
W 1966 r. trafiła do mnie książka autorstwa dr. Sikory pt. „Osobliwości i zabytki przyrody województwa gdańskiego”. Autor zamieścił na jej stronach wiele istotnych zaleceń oraz informacji dotyczących ochrony ojczystej przyrody, m.in. i tę:
„O ile na ogół społeczeństwo zdaje sobie sprawę z tego, że wielkim przestępstwem wobec kraju i narodu jest niszczenie bezcennych dzieł rąk ludzkich, zgromadzonych w muzeach, o tyle w odniesieniu do tworów przyrody daje się zauważyć brak tej świadomości. Dlatego zachodzi konieczność przeciwdziałania grożącemu stale niebezpieczeństwu przez prowadzenie stałej akcji ochrony przyrody w jak najszerszym pojęciu”.
Pomimo upływu wielu lat, treść tego przesłania jest nadal aktualna.
Pana doktora Sikorę poznałem w okresie pełnienia przeze mnie społecznej funkcji działacza w Straży Ochrony Przyrody (1987-1998). Spotykaliśmy się przypadkowo w siedzibie Terenowego Inspektoratu SOP przy Zarządzie Parków Krajobrazowych w Gdańsku. Oczywiście tematem prowadzonych rozmów była ojczysta przyroda i konieczność jej ochrony.
W 1996 r. otrzymałem od pana Sikory propozycję wykonania kilkunastu fotografii do nowo opracowywanej przez niego książki pt. „Gdańsk kolebką światowego ruchu ochrony przyrody. Osobliwości i zabytki przyrody Miasta Gdańska. Zabytkowy Park im. Adama Mickiewicza w Gdańsku Oliwie. Inne obiekty przyrodnicze”. Oczywiście zgodziłem się na współpracę bez namysłu. Edytorem przewodnika było Wydawnictwo Pomorskie RPK PTTK Gdańsk. W swoich zbiorach bibliograficznych posiadam tę pozycję wydawniczą z piękną dedykacją Autora.
W trzy lata później otrzymałem kolejną propozycję wykonania serii fotografii. Tym razem tematem książki pt. „Na tropach antyku w Gdańsku”, którą miałem zilustrować, były gdańskie zabytki opatrzone łacińskimi sentencjami. Autorami publikacji byli państwo Zofia i Alfons Sikorowie; pani Zofia, małżonka p. Alfonsa, wykładała języki francuski i łaciński w V Liceum Ogólnokształcącym w Oliwie. Publikacja ukazała się pod auspicjami Wydawnictwa POMORSAP przy Oddziale Gdańskim Stowarzyszenia Autorów Polskich.
Oto fragment wstępu do książki:
„Na szczególną uwagę w Gdańsku zasługują liczne obiekty z akcentem starożytności. Wpływ kultury antyku na miasto Gdańsk był tak silny, że w pewnym okresie panowania królów polskich nadano mu miano „Aten północy”. To też nic dziwnego, że często spotykamy się z różnymi napisami w języku łacińskim, którego nauka została niestety wycofana ze szkół, a tym samym zanika jego znajomość. Ażeby ułatwić turystom nie znającym języka łacińskiego odnalezienie tych ciekawych obiektów i pomóc w zrozumieniu ich znaczenia, podajemy krótko zebrane wiadomości o antyku w Gdańsku”.
Nieco się natrudziłem, wykonując technicznie i kompozycyjnie poprawne fotografie wskazanych przez dr. Sikorę zabytkowych obiektów. Musiałem wybrać odpowiednią porę dnia oraz pogodę, no i nabrać pewnej wprawy w fotograficznym rejestrowaniu zabytkowej architektury. Ale udało się. W podziękowaniu za współpracę, ponownie zostałem obdarowany książką z przemiłą dedykacją.
Z rozmów przeprowadzonych z dr. Sikorą najciekawsza była ta, która dotyczyła dewastacji przyrody w Dolinie Radości w latach 90. XX w. Mój interlokutor wspominał także okres lat 70., kiedy pełniąc funkcję wojewódzkiego konserwatora przyrody był szantażowany przez lokalne PZPR-owskie władze. W perfidny sposób został zmuszony do podpisania zgody na przekształcenie fragmentu Dolny Radości w Oliwie w pracownicze ogródki działkowe. Żadne jego argumenty, dotyczące walorów przyrodniczych tego wyjątkowo cennego obiektu, nie zostało przyjęte do wiadomości; równie negatywną opinię dotyczącą tych planów wyraził wówczas na łamach „Głosu Wybrzeża” architekt ówczesny docent, następnie profesor J. Stankiewicz. Nie podpisanie dokumentu groziło natychmiastowym zwolnieniem z pracy i kolejną represją w postaci tzw. „wilczego biletu”. Pan Sikora miał wówczas na utrzymaniu żonę oraz córkę Elżbietę, obecnie cenioną, światowej klasy kompozytorkę mieszkającą Paryżu[1]. I dlatego ugiął się pod presją. Miał o to żal do siebie.
Przypadek pana Sikory był analogiczny do mojego – też nie akceptowałem kolejnej dewastacji w Dolinie Radości w 20 lat później (zjawisko to, połączone z przekrętem przy zakupie ziemi oraz z nepotyzmem, zostało szczegółowo opisane i nazwane przez wybrzeżową prasę „Aferą w Dolinie Radości”). I tak samo jak mój mistrz, naraziłem się gdańskim włodarzom. Kiedyś wspomniałem o tym na łamach „Pisma PG”, prezentując aroganckie i antyprzyrodnicze działania AWS-owskich władz rządzących Pomorzem Gdańskim i samym Gdańskiem w latach 90. No cóż, zjawisko zawłaszczania państwa polskiego przez partie polityczne jest nadal aktualne; rozumiem przez to totalne upartyjnienie (nie mylić z upolitycznieniem!) urzędów i ośrodków władzy, czemu częstokroć towarzyszą, niestety, przeróżne patologie. I mimo upływu lat, problem ochrony gdańskiej natury jest nadal traktowany trzecioplanowo. Świadczy o tym chociażby przebieg zeszłorocznej konferencji w siedzibie Rady Miasta Gdańska, poświęconej zachowaniu dziedzictwa kulturowo-przyrodniczego Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego (TPK). Dowodem tego negatywnego zjawiska jest m.in. kolejna reorganizacja Zarządu TPK, polegająca na odebraniu tej instytucji prawa do prowadzenia aktywnej ochrony na terenie Parku (!?).
Każdy kreatywny człowiek poszukuje w swoim otoczeniu wzorca do naśladowania – autorytetu, którego obecność oraz spuścizna pozwalają na lepsze, tj. sprawniejsze, bardziej świadome oraz ogólnie mądrzejsze postępowanie – przyjazne uczciwym ludziom oraz naturze. Moimi wykładowcami w „szkole życia” byli m.in. dr Jan Żabiński, Włodzimierz Puchalski, także dr Hanna Dobrowolska oraz dr inż. Alfons Sikora, niestrudzony propagator ochrony ojczystej przyrody. Będę Go zawsze ciepło i serdecznie wspominał.
[1] Z okazji 1000-lecia Gdańska, Elżbieta Sikora skomponowała utwór wykonany na tę okoliczność