Sławomir Zieliński
prawie bez komentarza, za to z wielkim smutkiem adresowanym do poziomu mentalnego i merytorycznego autora kartuskiego pisma; druga jego część jest dla mnie osobiście - w kontekście 10-cio letnich prac nad kózkowatymi Lasów Mirachowskich - nieomalże obraźliwa