Marcin S. Wilga
tekst Marcina z 4 lipca 2007r.
Magiczna pałeczka
Ostatnio w lokalnej TVP3 przedstawiono interesujący program, prezentujący jak z dnia na dzień można zmienić plan zagospodarowania przestrzennego miasta. Znając wiele sytuacji, kiedy to władze grodu nad Motławą latami nie potrafią załatwić podstawowych życiowych potrzeb mieszkańców, owo zdarzenie można uznać za zjawisko nadprzyrodzone – efekt zastosowania magicznej pałeczki.
Konkretnie problem dotyczył terenów na gdańskiej Morenie, które częściowo zostały przeznaczone pod zabudowę niską. Kiedy już ludzie wykupili działki budowlane i rozpoczęli wznoszenie domków jednorodzinnych, nagle okazało się, że przyległy obszar, zaznaczony na planie zagospodarowania przestrzennego jako tereny zielone, miasto sprzedało deweloperowi. Zostanie tu wybudowane osiedle. Właściciele wspomnianych działek poczuli się oszukani i stwierdzili przed kamerą, że gdyby wiedzieli o zmianie zagospodarowania, to na pewno nie kupiliby wspomnianych działek w tym miejscu. Zamiast zieleni, ciszy, spokoju i śpiewu ptaków sprzedano im przyszłą „szarzyznę miejskiego betonu”, hałas i smród spalin samochodowych. Co dziwne, zdaniem wiceprezydenta Gdańska wszystko jest w porządku i zgodne z prawem. Może i zgodne w mniemaniu trójmiejskiego urzędnika, ale samo tzw. prawo tu nie wystarcza. A etyka, Panie Prezydencie, a szacunek dla ludzi? Przecież owi właściciele działek istotnie zostali nabici w przysłowiową butelkę – to tak, jakby nabyli wybrakowany towar, a sprzedający całą winą za to obciążyłby ich, kupujących, którzy w porę nie spostrzegli, że stają się posiadaczami zwyczajnych bubli.
***
Kiedy w 2001 roku Gdańsk nawiedziła powódź, „niezależni” specjaliści-hydrolodzy stwierdzili, że jednym z powodów owej powodzi była intensywna zabudowa strefy krawędziowej Wysoczyzny Gdańskiej. Niska retencyjność terenów zabudowanych powoduje, że woda nie wsiąka w glebę, tylko spływa powierzchniowo, tworząc okresowe potoki. Te zaś podążając po skłonie skarpy w stronę nadmorskiej terasy (różnica wysokości to nawet 100m), spowodowały zalanie miasta, powstanie ogromnych szkód i doprowadziły do śmierci człowieka. Z badań naukowych wynika, że miasto posiada niewielką retencyjność – las wchłania około 600 razy więcej wody niż ta sama powierzchnia na terenie zabudowanym, pokrytym siecią asfaltowych dróg, parkingów itd. Oczywiście innego zdania byli „zależni” specjaliści, którzy winą za powódź obarczyli wyłącznie naturę.
Zastanawiam się, czy władze Gdańska naprawdę nie mają żadnej wyobraźni, bowiem zezwalając na budowę kolejnego osiedla na Morenie, położonej w strefie krawędziowej wysoczyzny, tworzą potencjalne zagrożenie powodziowe. Mówi się, że Polak staje się mądry po szkodzie – czy powódź 2001 roku naprawdę czegoś nas nauczyła? Chyba nie, bowiem obecna polityka przestrzenna miasta prowadzi do jednoznacznego wniosku, że pieniądz jest nadal ważniejszy od naszego bezpieczeństwa, ba – nawet życia, o zwykłej godności ludzkiej nie wspomnę.
(Borsuk)
P.S. Opisany powyżej konflikt mieszkańców Moreny z gdańskimi decydentami wpisuje się w szersze zjawisko społeczne. Otóż zamiast działań profesjonalnych, konsultowanych z wiarygodnymi specjalistami od ochrony środowiska oraz mieszkańcami, podejmuje się decyzje arbitralnie, podpierając się częstokroć sloganami. Brak społecznej akceptacji pomysłów urzędników, wywołuje nieraz ich irytację, a nawet chęć rewanżu, co znam z autopsji jako działacz wspólnoty mieszkaniowej oraz obrońca gdańskiej przyrody. Jednak to nie ustrój decyduje o sposobie traktowania bliźnich, tylko oparta na etyce ludzka mentalność. A ta ulega pozytywnym przeobrażeniom na masową skalę społeczną niezwykle wolno – przez setki, a nawet tysiące lat; czasami następuje jej regres i cofanie się, jak to ma miejsce obecnie.
fotki S.Z. - Sławomir Zieliński


