Przeskocz do treści

Sławomir Zieliński

Wstęp

Ja, liberalizujący lewicowiec, omamiony w 2015 r. obietnicami pro-zwierzęcości ówczesnego kandydata na prezydenta Polski doktora (nauk prawnych?) Andrzeja Dudy, głosowałem na tę właśnie personę. I ona persona te wybory wygrała.

Niespełnioną dla mnie w tamtych wyborach alternatywą - uprzejmie proszę o zrozumienie kontekstu merytorycznego i czasowego - był polityk bliższy mi duchem poglądów, ale nijak niestety pod względem zainteresowań hobbystycznych - aktywny myśliwy Pan Bronisław Komorowski.... "Mój" kandydat myśliwym nie był....

Imć Duda sporo wtedy naobiecywał, jak to się będzie troszczyć o zwierzęta... A po zwycięskim wyborze jedną z pierwszych rzeczy jaką zrobił, było spotkanie z leśniko/myśliwymi. Nie wiem, co prawda, czy przy pieczonym dziku - bo nie chce mi się sprawdzać, ale zakładam, że to wielce prawdopodobne.... Może i wtedy twórczo (?) zweryfikował swoje przedwyborcze obietnice.?...

Rozwinięcie

W związku z podjętą wczoraj absurdalną decyzją Pana Prezydenta Andrzeja Dudy (PAD), będącą skądinąd - w związku z głosowaniem z 2015 r. - także moją decyzją, o powierzeniu straceńczej misji powierzenia tworzenia rządu RP Panu Mateuszowi Morawieckiemu, dedykuję Panu PAD poniższy tekst z 2007 r.. W tym ascetycznym felietonie opublikowanym w miesięczniku Nasze Pomorze nr. 10, str. 10, odniosłem się do sytuacji "medialnie nośnego" przytulenia kaczki (żywej) przez jednego z braci Kaczyńskich. A kim był jeden z tych braci, a drugi jest dla urzędującego Prezydenta RP, nikomu tłumaczyć nie trzeba.

Zakończenie

Obecny Prezydencie tego Kraju. Po co, po raz kolejny, wbijać się w buty krętacza? Po co kraść czas, czas bardzo w tej chwili potrzebny Polsce, jak rzadko dotąd bywało?

Pytania te zadaję z pozycji Pana tamtejszego sprzed 8 lat wyborcy. I abstrahuję od tego, jak się z tym czuję.

Epilog

Może jednak, choćby dla potrzeb archiwistyki na koniec, "prosto z mostu". Wtedy, w 2015 roku, zrobił mnie Pan "w konia". Zrobił PAN "w konia" statystycznego WYBORCĘ. A teraz to tylko mnie Pan irytuje. I irytuje Pan co najmniej 12 mln Polek i Polaków. Co do mnie - sam jestem sobie winien.... Ale Pozostałe/Pozostali? Raczej nie zdoła się Pan z GNIEWU TEGO GRONA rozliczyć za tej, ostatniej już przecież kadencji. Ale może się uda za czasu Pańskiej egzystencji. Czego, jak czego, ale tego Panu życzę. Bo sprawiedliwość prędzej czy później dokonać się musi. A prawo i sprawiedliwość, w ujęciu zdeprawowanym, wcale niekoniecznie.

Posłowie

Wybrane tłumaczenia słowa Pan z łac.: dominus - gospodarz, kapitan, bóg, naczelnik, szef, majster, nauczyciel, posiadacz, brygadzista..... ponadto Pan to nazwa rodzajowa rodzaju szympans.

Toruń, most na Wiśle fot. S.Z. kilkanaście lat temu.

MARCIN S. WILGA

Państwo, które nie służy na co dzień pojedynczemu obywatelowi, które nie jest jego przyjacielem, jest państwem byle jakim Prof. dr hab. Krzysztof Kołowrocki

W Internecie można odnaleźć definicję terminu „demokracja”: Demokracja (gr. dḗmos „lud”, krátos „władza” – dosł. „rządy ludu, ludo­władztwo”) – jeden z typów ustroju państwa, zakładający udział obywateli w sprawowaniu władzy. Słowo demokracja używane jest obecnie nie tylko do określenia formy państwa, lecz również do metod sprawowania władzy czy sposobów podejmowania decyzji (Wikipedia).

Jako gdańszczanin, mieszkający w tym mieście od ponad 70. lat, za­daję sobie pytanie: Czy w moim Gdańsku lokalna władza uznaje demokrację za podstawę swoich rządów? Mówiąc precyzyjniej – czy decydenci słuchają mieszkańców i rozumieją jakie potrzeby mają obywatele tej aglomeracji.

Przykład, który przytoczę, wskazuje na lekceważenie głosów oby­wateli, tych podchodzących do inwestycji w zakresie planowania prze­strzennego w sposób holistyczny, nowoczesny, biorących pod uwagę zmiany klimatyczne oraz zdrowie i wygodę mieszkańców. Mowa tu o planowanej zabudowie miejsca po byłej hurtowni ogrodniczej „Okaz” na Strzyży.

W 2017 r. na łamach portalu trójmiasto.pl ukazał się artykuł pt. „Nie chcemy zabetonowania Okazu[1]. Członkowie obecnej Fundacji Fidelis Siluas apelowali wówczas do gdańskich decydentów, aby w tym miejscu utworzyć brakujące miejsce wypoczynku dla okolicznych mieszkańców, np. w postaci mini parku. Dopuszczali powstanie tu małego bistro czy kawiarni, bo takich obiektów brakuje na Strzyży (niedawno działalność zakończyła cukiernia Bajadera). Powyższy apel wydali po licznych rozmowach z mieszkańcami Strzyży na temat dalszych losów byłego „Okazu”.

Wspomniana hurtownia – Centrum Ogrodnicze „Okaz”, była spad­kobiercą międzywojennego ogrodnictwa, które reaktywowano po II wojnie światowej. Spełniała ona nie tylko rolę obiektu handlowego, ale także miejsca rekreacyjnego. W 2015 r. firma została zlikwidowana, a infrastruk­turę w postaci kotłowni, inspektów itp. zburzono. Odbyło to się po podjęciu arbitralnych decyzji, bez wzięcia pod uwagę interesu społecznego.

Na pytanie skierowane do przedstawicieli władzy o powód rozbiórki wymienionej infrastruktury hurtowni, padło wytłumaczenie, że nie było chętnych do prowadzenia działalności gospodarczej w tej firmie. Okazało się, że jest to półprawda, jako że byli chętni, tylko umowa dzierżawy była niekorzystna dla potencjalnego dzierżawcy (zbyt krótki okres do prowa­dzenia tego biznesu). Poza tym nie rozpisano ogólnopolskiego przetargu.

Artykuł z 2017 r. zawierał ankietę dla czytelników. Na miejscu dawnego ogrodnictwa „Okaz” powinny powstać:

  1. Tereny rekreacyjne – 51%
  2.  Budynki mieszkalne – 15%
  3. Dalej powinno tu działać ogrodnictwo – 34%

Czyli 85% głosów gdańszczan, czytelników portalu, nie zaakceptowało zabudowy tego terenu. Niestety, decydenci wybrali pkt. b (2) ankiety za obowiązujący. Wracając do definicji terminu „demokracja”, wybrano opcję niedemokratyczną. Próbując zachować pozory demokracji, przeznaczono dla mieszkańców Strzyży niewielki teren określany jako rekreacyjny. Zdaniem autora trzeba mieć duże poczucie humoru, aby tym określeniem nazwać monokulturę trawników i „kamieni” kupę”, stanowiących „prawdziwą pus­tynię przyrodniczą”. Jest to niewątpliwie teren przystosowany jedynie do wyprowadzania psów, którego „rewitalizacja” kosztowała podatnika ok. 850 tysięcy złotych (?!).

Badania stopnia skażenia powietrza w obrębie obszaru dawnej hur­towni, z wykorzystaniem porostów nadrzewnych jako wskaźnika biolo­gicznego, ujawniło duży poziom zanieczyszczeń powietrza (brak porostów krzaczkowatych i wielu gatunków listkowatych; są to cechy wewnętrznej strefy osłabionej wegetacji o silnie zanieczyszczonym powietrzu). Zostało to szczegółowo opisane i zilustrowane w książce pt. „Okaz. Kronika Centrum Ogrodniczego”, Wyd. Koziorożec, Gdańsk 2021. Trudno określić jakie toksyny występują w powietrzu, ale ich obecność powoduje ogra­niczenie w rozwoju porostów – żywych organizmów. Te same toksyny negatywnie wpływają na zdrowie mieszkańców Strzyży. Źródłem zanie­czy­szczeń są m.in. spaliny silników samochodowych, zawierające tlenki azotu oraz mikroskopijny pył gumowy z bieżników kół jezdnych pojazdów. Bada­nia naukowców Katedry Pojazdów Mechanicznych Politechniki Gdańskiej wykazały, że w Gdańsku wzdłuż al. Zwycięstwa na odcinku 1 km rocznie osadza się od 200 do 2000 kg tego mikropyłu. Z kolei lekarze-alergolodzy stwierdzili, że jest on bardzo silnym alergenem, a wraz ze spa­linami ma działanie synergistyczne.

Wspomniany obszar leży w rejonie o bardzo małej retencji, wynika­jącej z położenia przy strefie krawędziowej Wysoczyzny Gdańskiej (teren jest nachylony, co sprzyja spływowi powierzchniowemu wody) i o dużym areale zajętym przez ulice, budynki itp. Po każdej burzy, której towarzyszy opad deszczu, pobliska aleja Wojska Polskiego zamienia się w rwący potok (pokazują to liczne fotografie i film). Zjawisko to określono dobitnie: Za dużo betonu, za mało zieleni”.

Konkludując: planowana przez Biuro Rozwoju Gdańska inwestycja pogorszy retencję, wpłynie na pogorszenie warunków aerosanitarnych, nie umożliwi mieszkańcom na godny odpoczynek w otoczeniu zieleni. Czy wymienione wcześniej 85% głosów to zbyt mało znaczący argument, aby stworzyć nowy plan wykorzystania wolnej przestrzeni, zgodnie z demo­kratycznymi zasadami i nowoczesnym proekologicznym planowaniem, biorąc pod uwagę także społeczny aspekt zdrowotny?

Posłowie

Wybory do Sejmu i Senatu 2023 r. przyniosły nowe odkrycie w dzie­dzinie matematyki – dudawanie. To na cześć Pana Prezydenta Andrzeja Dudy. Według owej Osoby mniejsze jest większe. Pasuje to idealnie do po­wyższej ankiety: 15% jest większe od 85%. Czyli nowy termin jest stoso­wa­ny nie tylko wśród polityków Prawa i Sprawiedliwości, ale także Platformy Obywatelskiej. Pełna zgoda w obu ugrupowaniach? Brawo!

Dekadę temu redaktor Jacek Żakowski na łamach „Polityki” stwierdził, że jedną z najbardziej ponurych polskich specjalności jest niezdolność do sensownego gospodarowania przestrzenią, czyli Polską. Według niego plan bieżący zabudowy to bezlik jakichkolwiek budowli stawianych gdzie­kolwiek – bez ładu i składu. Panuje ogólny planistyczny chaos, któremu towarzyszy zaśmiecanie krajobrazu i niszczenie środowiska. Potwierdza to dość powszechną opinię, że w Gdańsku rządzą budowlani deweloperzy – to oni de facto decydują co, gdzie i jak budować. Po latach sprawdziła się przepowiednia jego autorstwa: „Wolność dla jednych będzie nieszczęściem drugich”.[2],[3]

Z okazji 25-lecia Sierpnia Prezydent Lech Wałęsą stwierdził: „-Tak jak dwadzieścia pięć lat temu runą mury; mury, które oddzielają nas od siebie, mury obojętności, niesprawiedliwości, nieżyczliwości i niezrozumienia. Niech Europa uczy się od Gdańska, jak budować solidarność, a wszystkie mury runą...[4]. Pewnie nasz były Prezydent nie zauważył, że w Gdańsku znaleźli się nowi budowniczowie murów, którymi władza izoluje się od społeczeństwa. A może jestem w błędzie, bo Prezydent to zauważył.

P.S. Drzewa, na których badałem biotę grzybów zlichenizowanych (lichenoindykacja) zostaną wycięte. Zmarniały na skutek braku wilgoci w glebie i permanen­tnego skażania ich toksynami poprzez powietrze, to sa­mo, któ­rym ja od­dy­cham, a także i inni strzyżanie.


[1] Portal Trojmiasto.pl, 2 września 2017 r.

[2] Żakowski J. 2010. Wielki odpływ. Polityka nr 23, s. 14-16

[3] Brak w Gdańsku profesjonalnej krytyki w odniesieniu do architektury – o czym pisze prof. Andrzej Niezabitowski – „skutkuje działaniami przypadkowymi, doraźnymi i chaotyczny­mi, co grozi marnotrawieniem potencjału wiedzy i umiejętności, a w efekcie dalszym powiększaniem się przepaści między ‘architekturą dla architektów’ i architekturą dla użytkowników’”. W: Pokrzywnicka K. Jak funkcjonuje krytyka w społeczeństwie…? Pismo PG nr 2/2001, s. 35-37.

 [4] Adamowicz P., Drzycimski A., Kinaszewski A. 2008. Gdańsk według Lecha Wałęsy. Urząd Miejski w Gdańsku, Gdańsk, s. 123.

[5] Pokrzywnicka K. 2001. Jak funkcjonuje krytyka w społeczeństwie…? Pismo PG z. 2, s. 35-37.

[6] Wilga M.S. 2021. Okaz. Kronika Centrum Ogrodniczego. Wydawnictwo Koziorożec, Gdańsk.

[7] Wilga M.S., Kochańczyk M., Wołosz B. 2017. Nie chcemy zabetonowa­nia Okazu. Portal Trojmiasto.pl, 2 września.

[8] Żakowski J. 2010. Wielki odpływ. Polityka nr 23, s. 14-16.

Widok dawnej hurtowni „Okaz”. Na pierwszym planie krzewy ozdobne – iglaki. W szklarniach sprzedawano kwiaty cięte, doniczkowe oraz narzędzia do ogródków. Unikatem była bogata kolekcja egzotycznych storczyków oraz rybek akwariowych.

Mini oczko wodne z egzotycznymi rybami i rzeźbą rusałki.
Było to miejsce nie tylko związane z handlem, ale wspaniałe dla celów rekreacyjnych w otoczeniu przyrody: zieleni i kwiatów.

W hurtowni funkcjonował dział akwarystyczny, zawierający bogatą kolekcję rybek egzotycznych pochodzących z Afryki, Azji i Ameryki Południowej.

Można było godzinami obserwować te przeurocze zwierzęta.

Smutny koniec hurtowni „Okaz”. Zburzono całą istniejącą infrastrukturę tej instytucji: budynki, kotłownię i szklarnie (2015 r.).

Trzeba mieć duże poczucie humoru, aby monokulturę trawy i „kamieni kupę” nazwać terenem rekreacyjnym. De facto powstał tu wybieg dla psów za około 850 tys. złotych (!?).
Wymieniony teren miał być rekompensatą za przeznaczenie pozostałej partii terenu  dawnego „Okazu” deweloperom.

Przejścia już nie ma… Teren prywatny (2023).

Monokultura trawnika i…”kamieni kupa”.


Współczesne Stonehenge?

Bez podpisu
Aleja Wojska Polskiego po burzy w sierpniu 2023 r. Po innych burzach widok podobny. Za dużo betonu za mało zieleni. Print screen z kadru filmu. Archiwum Marcina S. Wilgi. Wszystkie zdjęcia powyżej Marcin S. Wilga.





Gdy człowiek za dużo czyta...

Sformułowanie tych kilku uwag i przemyśleń to skutek dzisiejszej porannej lektury miesięcznika "Gminne Strony" - bezpłatnego biuletynu informacyjnego dla mieszkańców gminy Pruszcz Gdański, a konkretnie artykułu "Ścieżka w nowej odsłonie" (str. 19, autorstwa nie podano; artykuł dofinansowany ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Gdańsku oraz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, patrz skan poniżej). Taki to skądinąd pouczający Biuletyn odnajduję w mojej skrzynce pocztowej i pilnie studiuję co miesiąc, jako mieszkaniec wsi tu wymienionej, w Gminie Pruszcz Gdański.

Akademia Seniora - piękna idea, i piękna działalność - całym sercem, duchem i wiedzą jestem ZA, ale....

.... dlaczego w takie piękne przestrzenie musi się z reguły wcisnąć KTOŚ/COŚ, kto/co zupełnie nie na miejscu, co nijak się ma do wzniosłej idei, co w przysłowiowych gumofilcach pcha się na kryształowe salony edukacji...... ?

Tym kimś są myśliwi... Czy wspierani przez NFOŚ, WFOŚ oraz MKiŚ czyli instytucje, które z definicji powinny dbać o środowisko?....

Otóż ci myśliwi, według relacji na łamach, spowodowali, że "(...) potem biesiada, przy pieczonym dziku, znakomicie przyrządzonym przez członków koła łowieckiego...(...)" - patrz wyimek z tekstu z artykułu jw, z moim zaznaczeniem dla ułatwienia na czerwono poniżej.

Uwagi, przemyślenia, zdumienia, oburzenia

  1. Zdumiewa domniemany sponsoring instytucji, które powinny dbać o środowisko - WFOŚ w Gdańsku, NFOŚ w Warszawie i Ministerstwo Klimatu i Środowiska w tejże. Przecież ww "fundusze" pobierają opłaty, a i kary środowiskowe (te drugie w przypadku przekroczenia norm) za wprowadzanie do środowiska substancji toksycznych.... To jak to jest? Sponsoring myśliwych, wprowadzających do przestrzeni publicznej toksyczny ołów? Czyżby w projekcie na dofinansowanie wydarzenia ani słowem nie wspomniano o tych myśliwych? I o "znakomicie przyrządzonym pieczonym dziku" ?! Nie było wspomniane, czy było, jak było naprawdę ? A jeśli było, to kto tam pracuje i czy ma stosowne kompetencje do wykonywania statutowych pro-środowiskowych działań?
  2. Problem jest tutaj m.in. także w tym, że jeśli świadomie dofinansowuje się "pieczenie dzika", to akceptuje się niejako z automatu jedyną w Polsce uprzywilejowaną kastę ludzi, która może bezkarnie wprowadzać do środowiska toksyczny ołów. Stosowny wyimek z jednej z tematycznych publikacji patrz poniżej.

źródło: Zieliński S., Kruczyński Z. 2020. Ptaki, łanie, sarny, dziki... ołów i ludzie. [w:] Probucka D. (red.) Etyczne potępienie myślistwa. Akademickie Stowarzyszenie Przeciwko Myślistwu Rekreacyjnemu, Universitas, Kraków.

2. Mięso strzelonych zwierząt dzikich nie jest zdrowe! To mięso naznaczone toksycznym śladem kuli/breneki/śrutu ołowianego + naznaczone cierpieniem zwierzęcia (tu m.in. fizjologiczne skutki synergii odczuć/przeżyć: strachu/stresu/ucieczki/cierpienia itd.); "znakomite przyrządzenie" co najwyżej stępi jw i o to w tym zdaje się przede wszystkim chodzi.

3. Z analizy mapy obwodów łowieckich domniemywać należy, że ci "znakomici kucharze" rekrutują się z Koła Łowieckiego Słonka Pruszcz Gdański. Na stronie tego "ogniwa organizacyjnego zrzeszenia Polskiego Związku Łowieckiego" odnajduję różne pouczające materiały, w tym mapę dzierżawionych obwodów łowieckich, poniżej wyimek z tej mapy:

I co do tego wyimka mam jeszcze dwie uwagi:

4. Obwody łowieckie "nie należą" do kół łowieckich (patrz nagłówek mapy jw) - to są obszary dzierżawione.

5. Tereny, gdzie wydzielono ten obwód łowiecki to intensywnie w ostatnich latach zagospodarowywane, w tym zabudowywane obszary tzw. suburbiów, terenów podmiejskich Gdańska i Pruszcza Gdańskiego, o dość chaotycznej (niestety!) pod względem planowania przestrzennego, lecz wszechobecnej w przestrzeni zabudowie. Myśliwi ze swoim hobbystycznym umiłowaniem zabijania, ze zwyżkami i tzw. ambonami, które tu i ówdzie widać (co najmniej jedna przewrócona) są - zwłaszcza w takich uwarunkowaniach - elementem szczególnie niepożądanym. Głównie z powodów bezpieczeństwa, ale i higieny psychicznej mieszkańców oraz osób przyjezdnych, a także "przejezdnych" (arterie komunikacyjne). Ponadto z uwagi na szereg innych spraw (przyrodniczych, zanieczyszczania środowiska, itd.).

A na koniec dygresja

Kilka lat temu, w trakcie inauguracji roku akademickiego na Uniwersytecie Gdańskim, pewien szacowny i znany naukowiec biolog zachwycał się (skrócę) "smacznym dzikiem". Którego pokosztował gdzieś na Ziemi Kaszubskiej, a kto przyrządzał - podał także (wiadomo). Po latach zrozumiałem (choć nie podzielam), starając się wbić w tego naukowca buty, jaki mógł być motyw takiej w sumie zaskakującej wypowiedzi na skądinąd bardzo szerokim, szacownym naukowo-studenckim forum. Może nie jedynym, ale z pewnością - była to umowa zawarta między wspomnianą uczelnią i Regionalną Dyrekcją Lasów Państwowych w Gdańsku....

więcej tu:

https://old.ug.edu.pl/media/aktualnosci/66925/porozumienie_o_wspolpracy_pomiedzy_ug_i_regionalna_dyrekcja_lasow_panstwowych

I to w zasadzie tyle z rana. Dzisiaj dzień ważny dla Polski. A więc, pomimo tego, że ciągle jeszcze mamy w tym kraju hobbystycznie polujących myśliwych, bądźmy dobrej myśli. Zmiany i tak nadejdą. Prędzej czy później. Oby prędzej.

Sławomir Zieliński

Wschodniopomorskie Koło Terenowe Klubu Przyrodników

„Kocham drzewa… bo są tak cudownie zielone.

Kocham je za szum liści, stanowiący ich śpiew

w duecie z wiatrem, za błogi cień

darowany mi w upalny letni dzień…”*

(Borsuk)

Do tej pory miłośnicy i zarazem obrońcy lasów Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego krytykowali dozorcę tych lasów tj. Nadleśnictwo Gdańsk i pośrednio Biuro Urządzania Lasu i Geodezji Leśnej w Gdyni za antyekologiczną działalność gospodarczą i planistyczną na tym obszarze. Ukazała się nawet książka na ten temat pt. „O ten las za daleko! Rozrachunek społeczny postępowania Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym”, Wydawnictwo Arche, Sopot 2022.

Wielowątkowe poglądy, analizy i fakty zawarte w tej pozycji, redagowanej przez  pięciu autorów, których głos wsparły liczne przedstawicielki i przedstawiciele społeczeństwa Trójmiasta, są tożsame z zawartymi w naukowym opracowaniu wybitnego geografa dr. hab. Macieja Przewoźniaka. Autor opublikował je w książce pt. „Ochrona przyrody i krajobrazu Kaszub. Studium krytyczne z autopsji”, Bogucki Wydawnictwo Naukowe, Gdańsk-Poznań 2017. Stwierdził tam m.in., że: „Gospodarka leśna w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym nie uwzględnia wymogów ochrony przyrody i prowadzi do zanikania rzadkich oraz wartościowych przyrodniczo zbiorowisk roślinnych, a także stanowisk roślin, grzybów i zwierząt, w efekcie do ubożenia oraz zniekształcania flory i fauny”, przytaczając przemyślenia niemniej wybitnych biologów – innych „gigantów” regionalnej (i nie tylko) ochrony przyrody w Polsce, tj. prof. dr hab. Marii Herbichowej i prof. dr hab. Jacka Herbicha.

Sposób postępowania gospodarczego w lasach komunalnych, np. Gdańska, był stawiany do tej pory wspomnianemu Nadleśnictwu za wzór. Niestety, obecnie to właśnie Zieleń Miejska Gdańska, która zarządza lasami komunalnymi tego miasta, zaczęła naśladować złą, antyekologiczną i bezrefleksyjną gospodarkę prowadzoną w lasach państwowych. Dowodem na takie twierdzenie jest wykonywana wycinka, m.in. w rejonie oddziałów 36 i 37. Nawet na drzewach rosnących wzdłuż „zielonego szlaku turystycznego”, na których umieszczono informacyjne oznakowanie, pojawiły się czerwonawe kropki oznaczające egzemplarze do usunięcia z ekosystemu leśnego.

Ten, było nie było, proceder, dotyczy także zabytkowych brzóz brodawkowatych (Betula pendula), tworzących ongiś zwarty obustronny szpaler wzdłuż Jakubowskiej Drogi. Ów leśny dukt, a w XIX wieku śródpolna droga, na co wskazuje mapa z lat 20. XX wieku, prowadził z rejonu VII Dworu do osady Jakubowo. W 1863 r. ówczesne władze pruskie zmieniły nazwę osady na Leipzig (Lipsk), co miało upamiętnić 50. rocznicę bitwy w 1813 r. pod Lipskiem; wojska Napoleona Bonaparte poniosły wtedy dotkliwą klęskę, kończącą jego panowanie.

Po II wojnie światowej nie powrócono do pierwotnej nazwy osady, ale utworzono nową ­– Lipnik. Obszar zajmowany ongiś przez okoliczne pola i pastwiska zalesiono. Szpaler brzóz stał się z biegiem lat miłym sercu spacerowiczów i skądinąd symbolicznym akcentem drzew najbardziej okazałych, prawdziwych „drzewnych seniorów” w tej okolicy. Silne wiatry, pasożytnicze grzyby, np. hubiak pospolity, powodowały sukcesywne (ewolucyjnie zrozumiałe) ubywanie kolejnych osobników tworzących ów szpaler.

Pomysł usunięcia pozostałych ocalałych drzew przez decydentów z Zieleni Miejskiej w Gdańsku wydaje się być, delikatnie mówiąc, krokiem nieprzemyślanym o charakterze czysto komercyjnym. No cóż, instytucja ta usilnie pracuje na utratę chyba całkiem niezłej do tej pory reputacji w oczach zdrowo myślących mieszkańców, doceniających ważną rolę pełnioną przez trójmiejskie lasy, także w ujęciu historycznym.

Liczymy na to, że nie dojdzie do eksterminacji tych ostatnich sędziwych brzóz, świadków historii naszego miasta i jego najbliższych okolic. Co więcej, ten szpaler winien być jak najszybciej objęty ochroną prawną, np. jako grupowy pomnik przyrody. A w miejscu drzew, których już nie ma, warto posadzić młode (sadzonki) lub... nie robić nic – brzoza brodawkowata, jako gatunek ekologicznie pionierski, sama się w tym miejscu obsieje i przyszłościowo sobie poradzi. A nawet jeśli nie poradzi, bo sukcesja ekologiczna i uwarunkowania konkurencji międzygatunkowej przebiegną „innym torem”, to chluby tym pozostałym starszym brzozom – „dokumentowi najnowszej historii w skali lokalnej i teraźniejszości w skali tejże”, w niczym ta nowa jakość nie ujmie.

Tak więc reasumując – domagamy się, w imieniu zaangażowanej części lokalnej społeczności, w tym w swoim, możliwie najszybszego, zgodnego z ideą LASU SPOŁECZNEGO, wycofania się stąd stosownych instytucji z pilarkami, siekierami, itp. Na "z góry upatrzone (oby) pozycje". Cóż to takiego? Ano tylko tyle - w miejsca przydatności do użycia takiego sprzętu na plantacjach drzewnych – nie w LASACH SPOŁECZNYCH.

Marcin Stanisław Wilga – Borsuk, Fidelis Siluas (Wierni Lasom)

Sławomir Zieliński, Wschodniopomorskie Koło Terenowe Klubu Przyrodników

Autorami zdjęć są: Stanisław Kochańczyk i Wojciech Nowakowski

* Wilga M.S. 2021. Myśli niesforne o poranku, Wyd. Koziorożec, Gdańsk

Do wczoraj, tj. do dnia 27 IX 2023 r., po wysłuchaniu onegdaj kilku wywiadów w Radio TOK FM, miałem pozytywne zdanie o naukowcu tutaj przywołanym, tj. o dr. hab. inż. Zbigniewie M. Karaczunie z SGGW w Warszawie. Nota bene – z mojej ukochanej Alma Mater. Od wczoraj, po lekturze fragmentu autorstwa ww z konferencji „Polskie lasy wobec skutków zmiany klimatu. Obawy i oczekiwania społeczne” zdanie mam już inne. Proponuję zerknąć najpierw w tekst ze skanem onego fragmentu + źródło + notka o autorze.

W punktach poniżej: cytacje wyimków z fragmentu jw kursywą pogrubioną.

  1. okazuje się, że np. ja, formułując i lansując od wielu już lat akcję pt. „PGL Lasy Państwowe z powrotem do państwowej budżetówki” mógłbym wg przywołanego naukowca „zagrozić polskim lasom”; więc pytanie (retoryczne) mam takie: „zagrozić lasom czy Państwowemu Gospodarstwu Leśnemu Lasy Państwowe (PGLLP) w obecnej formule?”
  2. tego i innych projektów rzekomego zagrożenia „nie wprowadzono w życie m.in. dzięki wsparciu, jakie leśnicy uzyskali od społeczeństwa, w tym przedstawicieli organizacji ekologicznych”; więc pytanie (retoryczne) mam takie: „czy wsparcie to np. PKE Okręg Mazowiecki (którego wiceprezesem jest przywołany tutaj naukowiec), jakieś inne organizacje jeszcze? (może Instytut Analiz Środowiskowych, Ekologiczne  Forum Młodzieży, PZŁ itp.) ?”
  3. Nie można wykluczyć, że podobne plany pojawią się także w nadchodzących latach. Dlatego też warto budować sojusze z interesariuszami zainteresowanymi wzmacnianiem potencjału polskich lasów”; więc wątpliwości (retoryczne) mam takie:
    • pan dr. hab. inż. w eleganckim stylu stygmatyzuje część społeczeństwa obywatelskiego tego kraju, a to – według mojej wiedzy – nie przystoi uczelnianemu edukatorowi;
    • do myślenia daje użycie słowa „interesariuszy” (na marginesie: trudno nie zauważyć, że „interesariusze” są siłą rzeczy „zainteresowani”); słowo to zdefiniowane jest np. tak: Interesariusze (ang. stakeholders) – podmioty (osoby, społeczności, instytucje, organizacje, urzędy), które mogą wpływać na przedsiębiorstwo lub pozostają pod wpływem jego działalności.  [źródło: pl.wikipedia.org] wnioski pozostawiam Czytelniczkom i Czytelnikom, zwłaszcza co do „wpływać na” i „pod wpływem”;
    • co to znaczy „wzmacnianiem potencjału polskich lasów”? czy mowa (znowu) o lasach jako takich czy o instytucji PGLLP? słowo potencjał zdefiniowane jest np. tak:

potencjał

  • «czyjeś możliwości w jakiejś dziedzinie»
  • «sprawność i wydajność czegoś, zwłaszcza państwa w jakiejś dziedzinie»
  • «wielkość charakteryzująca stan pola elektrycznego, magnetycznego lub grawitacyjnego w danym punkcie»

źródło: https://sjp.pwn.pl

Co też pan dr. hab. inż. mógł tu mieć na myśli? Mam swój typ, ale nie zdradzę...

To jest w sumie bardzo smutne. Rzeczywistość pokazuje, że skądinąd pewnie dobry naukowiec wykazał się w przedmiotowej kwestii słabym zmysłem prognostycznym. Co jak na przedstawiciela tak szacownej uczelni i kilku dyscyplin ze słowem „prognoza” ściśle związanych zadziwia. Między innymi dlatego, że retrospekcja i prognostyka to – w kontekście aspektu czasowego – dwa filary nauczania przyszłych leśników na SGGW. Czego sam doświadczyłem i co bardzo sobie cenię.

Innymi słowy – coś nie zagrało. Tak bywa. Pan wiceprezes formułując ryzykowne skądinąd tezy ponad rok temu nie przewidział, że całkiem niedługo nastąpi powszechne zmęczenie i poirytowanie społeczne narastającą w swej intensywności chciwą eksploatacją zasobów leśnych w Polsce przez niewielką grupę ludzi. Mam nadzieję, że z obiektywnym podejściem przeczytał ów naukowiec przedwyborczy Manifest Leśny Organizacji i Ruchów Społecznych, sygnowany przez około 250 organizacji proekologicznych w Polsce. No i że ten społecznie i przyrodniczo strategiczny skądinąd ważny dokument pobudził choćby elementarne pokłady naukowej i osobniczej refleksji. Czego życzę. Szczerze. Taka moja przypadłość.

Post scriptum  

Znam kilka wspaniałych pro-przyrodniczych Osób z PKE Okręg Wschodniopomorski, które by się pod wyżej przywołanymi wywodami wiceprezesa PKE Okręg Mazowiecki NA PEWNO nie podpisały.

Tytuł – gwoli wyjaśnienia

Ciągle jeszcze formalnie jestem wiceprezesem Pomorskiego Towarzystwa Przyrodniczego Zdrowy Gdańsk. Ten aktywnie działający na Pomorzu Gdańskim w nieodległych czasach, onegdaj unikatowy w skali kraju kupiecko-przyrodniczy NGO-s, zbierający pozytywne „recenzje”, np. od wybitnego ornitologa i ikony ruchu ochrony przyrody w Polsce śp. Pana Profesora Ludwika Tomiałojcia, już nie funkcjonuje. Bo czas upływa. Dlatego w przywołanym Manifeście próżno nas szukać, gdyż już prawie nas nie ma – tak jest po prostu uczciwiej.

Od szczegółu do krajobrazu, skorek obcążnica nadbrzeżna Labidura riparia, a w głębi rezerwat przyrody "Klif w Łukęcinie".
Ciasteczka z województwa zachodniopomorskiego.
Fot. zagrażający polskim lasom ? SZ 29 VIII 2023 r.
Zdjęcie dedykuję Pawłowi Pawlaczykowi z gratulacjami zdobycia prestiżowej nagrody im. niezapomnianego Prof. Ludwika Tomiałojcia.

autor tekstu: Paweł Szutowicz

Konsultacje społeczne w sprawie utworzenia rezerwatu Lasy Sopockie zbliżają się już powoli do końca. Czas więc najwyższy na podsumowanie, które przyjmie formę listy przeróżnych twierdzeń, obaw, wypowiedzi, pokazujących jak wiele mitów, przekłamań i niedopowiedzeń ciągle krąży „w eterze”. Z góry zaznaczam, że celem tej listy nie jest wyśmiewanie kogokolwiek. Ba, na liście pojawią się twierdzenia, pochodzące od osób, które w trakcie konsultacji zmieniły swoje stanowisko (a przynajmniej chciałbym w to wierzyć), lub nauczyły się czegoś nowego. Powtarzanie ich niegdysiejszych wypowiedzi nie ma zatem służyć gnębieniu tych osób, i ma wyłącznie walor informacyjny. Zacznijmy zatem.

Ten las jest własnością Lasów Państwowych

Sformułowanie powtarzane co chwila w przeróżnych konfiguracjach. Efekt wieloletniej propagandy uprawianej bardziej lub mniej świadomie przez Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe, którego pracownicy tak bardzo się do niego przyzwyczaili, że chyba nawet w to wierzą. Otóż nie, lasy w Polsce nie są własnością „Lasów Państwowych”. 80% polskich lasów jest własnością Skarbu Państwa, który jedynie powierzył zarząd nad nimi państwowej osobie prawnej działającej pod szyldem „Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe”. Pozostałe 20% to generalnie lasy prywatne, których właściciele i tak muszą wykonywać polecenia Lasów Państwowych. W Polsce nie można założyć prywatnego rezerwatu leśnego, bo jak się nie będzie prowadzić w swoim lesie zabiegów gospodarczych, to zawsze może przylecieć leśnik i nakazać ich wykonanie. Taki „dziki” las stanowi bowiem „straszne zagrożenie” dla Lasów Państwowych i „trwale zrównoważonej wielofunkcyjnej gospodarki leśnej” – może być przykładem na to, że las nie potrzebuje leśników by się rozwijać, zmieniać i odnawiać.

Lasy Państwowe są wpisane do Konstytucji

Nie, nie są. To był mokry sen Zbyszka Ziobry i jego kolegów z SuwPolu / SolPolu. Taki pomysł by zabetonować ich kontrolę nad kurą znoszącą złote jajka. Nierealny – z uwagi na taki drobiazg jak większość konstytucyjna. Podobnie zresztą jak prześmiewcza odpowiedź części opozycji, by wpisać tam ochronę lasów przed Zbyszkiem.

W Konstytucji jest zakaz zbywania lasów

Nie, w Konstytucji takiego zakazu nie ma. Ba, nawet ustawa o lasach nie wprowadza bezwzględnego zakazu „zbywania lasu”. Lasy prywatne można sprzedawać do woli, z tym zastrzeżeniem, że Skarbowi Państwa przysługuje prawo pierwokupu. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa można zbywać w określonych ustawą przypadkach, przy czym zbycie „państwowego lasu” jest również możliwe w przypadkach „podyktowanych ważnymi względami gospodarczymi lub społecznymi, o ile nie narusza to interesu Skarbu Państwa”. Innymi słowy państwowy las jak najbardziej można kupić, tylko trzeba mieć dobre chody u Dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych. Z drugiej strony – własność „państwowego” lasu można też nabyć przez zasiedzenie – jak ostatnio stwierdził Sąd Najwyższy, wydając – ku zdziwieniu leśników – uchwałę godzącą w interes Lasów Państwowych.

Ustawa o ochronie środowiska mówi… ustawa o rezerwatach mówi…. ustawa o parkach narodowych mówi…

Nie, nie i nie. Ustawa o ochronie środowiska nie ma nic wspólnego z formami ochrony przyrody. A dwie pozostałe ustawy nie istnieją. Kwestie rezerwatów i parków narodowych zostały uregulowane w ustawie o ochronie przyrody.

Teraz dygresja. Powyższe twierdzenia padły z ust osoby mieniącej się być absolwentem prawa. Wiek tej osoby może wskazywać, że kończyła ów kierunek studiów dawno temu. Nie usprawiedliwia to jednak tak dogłębnej ignorancji w zakresie regulacji prawnych dotyczących kwestii, w których ta osoba się wypowiada. Jako przedstawiciel zawodu prawniczego muszę stwierdzić, że taki poziom ignorancji sprawia, że mam poważne wątpliwości odnośnie rzekomego prawniczego wykształcenia owej osoby. Jeśli zatem kiedykolwiek wpadniecie w Sopocie na taką osobę, to proszę – pamiętajcie, że osoba ta ma niewielką faktyczną wiedzę na temat regulacji prawnych dotyczących ochrony przyrody i na temat lasu w ogóle.

Trójmiejski Park Krajobrazowy (TPK)  to lasy gospodarcze

Tak, TPK to lasy gospodarcze. Podobnie jak jakieś 98% polskich lasów (te pozostałe 2% to lasy w parkach narodowych i rezerwatach). To sformułowanie oznacza tylko i wyłącznie, że są to lasy, w których prowadzona jest gospodarka leśna, przy czym taka gospodarka może polegać na … nicnierobieniu. W lesie gospodarczym można np. założyć tzw. drzewostan referencyjny, w którym patrzymy po prostu jak las się sam przekształca. Fakt, że las jest „lasem gospodarczym” nie oznacza, że jest mniej wartościowy przyrodniczo, że został zasiany przez leśników, i że bez leśników, ich pił, harwesterów, PULów, rębni, dróg zrywkowych, złotych kordelasów, czapek do munduru galowego nowego wzoru i modlitewników sobie nie poradzi. Poradzi sobie wyśmienicie, a na pewno lepiej, niż gdy będzie cięty, tratowany, rozjeżdżany i odwadniany.

Gdzie by były lasy  TPK, gdyby się leśnicy o nie nie troszczyli

Jak to gdzie? Tu gdzie są teraz, i gdzie sobie rosną od czasów, gdy z terenów północnej Polski ustąpił ostatecznie lądolód. I pewnie byłyby w lepszej formie, gdyby leśnicy nie zaczęli się o nie „troszczyć”. Lasy się tworzą, przekształcają i odnawiają bez ingerencji człowieka na większości obszarów „naszej” strefy klimatycznej. Ba, jeśli człowiek nie macza swoich paluchów w te procesy, to las jest zdrowszy, wytrzymalszy, bardziej bioróżnorodny. Leśnicy to nie jest odrębny gatunek, żyjący od setek tysięcy lat w symbiozie z drzewami. Nie ma żadnych tam Silvanus fagensis albo Silvanus pinensis – leśnika bukowego albo leśnika sosnowego, bezwzględnie niezbędnych do obradzania i opadu nasion tego czy innego gatunku drzewa. Jest zwykły Homo sapiens, który ubrał się na zielono i od jakichś 100 lat (a jeśli doliczyć protoplastów naszych leśników – czyli twórców pruskiej szkoły leśnej – to od jakichś 150 lat) próbuje przekonać wszystkich dookoła, że bez niego las się od razu rozpadnie…

Rezerwat ma się rozciągać od Wrzeszcza do Rumi (w ostatniej wersji – do Wejherowa)

Nie ma takich planów. Ba! Nie ma takich możliwości. Rezerwatu nie tworzy się ot tak, bo ktoś miał fantazję. Rezerwaty tworzy się na terenach wyróżniających się szczególnymi wartościami przyrodniczymi, naukowymi, kulturowymi lub walorami krajobrazowymi. Owe wartości i walory trzeba udokumentować i wykazać – które to zadanie zostało w przypadku Lasów Sopockich wykonane przez wybitnych przyrodników, biologów, leśników (sic!) i ekologów z Klubu Przyrodników. Oprócz Lasów Sopockich takie wartości i walory zidentyfikowano jeszcze  np. w części Lasów Oliwskich czy przykładowo w dolinie Zagórskiej Strugi pod Rumią, gdzie starania o powołanie rezerwatu trwają od co najmniej 50 lat (!!!). Te rezerwaty, gdy powstaną, będą od siebie oddalone, nie stworzą jednolitej struktury, a obszar największego z nich będzie oscylować w okolicach 370ha – na 19 tys. ha obszaru TPK.

Do rezerwatu nie będzie można wchodzić / wjeżdżać na rowerze… w rezerwacie nie będzie można zbierać grzybów… w rezerwacie obowiązuje bezwzględny zakaz wprowadzania psów…

Nie, nie i nie. Owszem, co do zasady w rezerwatach obowiązują zakazy, jednakże Dyrektor Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska może te zakazy zdjąć – jeżeli jest to uzasadnione m.in. celami edukacyjnymi, kulturowymi, turystycznymi, rekreacyjnymi lub sportowymi i nie spowoduje to negatywnego oddziaływania na cele ochrony przyrody. Rezerwat Lasy Sopockie ma przede wszystkim chronić krajobraz. A funkcje edukacyjne, kulturowe, turystyczne, rekreacyjne i sportowe odgrywają na jego terenie kluczową rolę. Dyrektor RDOŚ nie będzie miał zatem innego wyjścia jak tylko uwzględnić wnioski zawarte w dokumentacji rezerwatu – tj. dopuścić ruch pieszy, rowerowy, narciarski na istniejącej, gęstej siatce obecnie istniejących wytyczonych szlaków i ścieżek, dopuścić ruch konny tam, gdzie jest teraz dopuszczony, dopuścić możliwość wprowadzania psów (na smyczy – tak jak w każdym lesie), oraz dopuścić możliwość zbierania grzybów od sierpnia do końca października.

Na marginesie – obecnie las może zostać w każdej chwili zamknięty dla piechurów, rowerzystów, narciarzy, koniarzy, psiarzy i grzybiarzy – jednym zarządzeniem Nadleśniczego – na dowolnym obszarze na praktycznie dowolny czas. Od takiego zarządzenia nie można się odwołać, nie można go obalić – trzeba grzecznie czekać, aż leśnicy znowu pozwolą nam wejść do lasu. Utworzenie rezerwatu sprawi zatem, że zasady udostępniania lasu będą jasne, oparte na konkretnych przesłankach i poddane kontroli.

Żeby zrobić imprezę w rezerwacie trzeba będzie dostać zgodę Dyrektora RDOŚ

A teraz trzeba dostać zgodę Nadleśniczego….

Za wejście do rezerwatu będą opłaty

Faktycznie, istnieje możliwość nałożenia takich opłat. Ale w chwili obecnej w żadnym z ponad 1500 rezerwatów istniejących w Polsce nie są pobierane opłaty za wejście. W pięciu z nich pobierane są jedynie opłaty za korzystanie z infrastruktury, ale to są bardzo specyficzne rezerwaty – jak np. Kamienne Kręgi w Odrach niedaleko Czerska, albo rezerwat podziemny Nietoperek w Międzyrzeckim Obszarze Umocnionym w zachodniej Polsce.

Na marginesie można wspomnieć, że na tegorocznej Zimowej Szkole Leśnej (taka konferencja szkoleniowa dla leśników) zastanawiano się, jak utrzymać poziom przychodów (obecnie 13,5 miliarda rocznie), gdy się skończy bonanza i wytnie się wszystko, co jest jeszcze do wycięcia. Otóż jednym z pomysłów pracowników Lasów Państwowych było wprowadzenie powszechnej opłaty za wejście do lasów – takiego abonamentu, jak abonament TV…

Kto będzie dbać o porządek i bezpieczeństwo w rezerwacie

Odnośnie tego dbania – według moich obserwacji obecnie w TPK sprzątają głównie (kolejność przypadkowa): pracownicy Zarządu Pomorskich Parków Krajobrazowych, co wrażliwsi piesi, rowerzyści, narciarze, koniarze i psiarze, aktywiści, dzieci z przedszkoli leśnych, młodzież szkolna w trakcie wycieczek oraz mieszkańcy i organizacje pozarządowe w trakcie akcji sprzątania lasu. Nie wyolbrzymiajmy zatem zasług Lasów Państwowych w sprzątaniu lasu. Przechodząc do meritum – kto będzie dbać o porządek i bezpieczeństwo? Ano ten, kogo wskaże Dyrektor RDOŚ. Z reguły jest to właściciel / zarządca terenu. Zatem w tej części rezerwatu, która leży w lasach „miejskich” bezpieczeństwa i porządku będzie strzegło Miasto Sopot, a w pozostałej części – Nadleśnictwo Gdańsk. Nic się zatem w temacie nie zmieni. A przedsiębiorstwo, które ma 13,5 miliarda przychodu rocznie, na pewno będzie stać na takie zabiegi – nawet gdy przychody spadną. Wystarczy tylko zracjonalizować wydatki.

BTW – w ciągu ostatnich 5 lat wszystkie wypadki śmiertelne (około 120 przypadków) i wszystkie wypadki z ciężkim uszkodzeniem ciała (około 80 przypadków) do których doszło w lesie na skutek upadku drzewa / konarów, były efektem prac leśnych, a ich ofiarami padali wyłącznie pracownicy leśni. „Histeria drzewna” podgrzewana przez pracowników Lasów Państwowych jest zatem zupełnie nieuzasadniona.

Utworzenie rezerwatu to zamach na Dyrektora Obajtka

Utworzenie rezerwatu mogłoby faktycznie być zamachem na wynagrodzenie Dyrektora Obajtka (obecny Dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku), gdyby rzeczywiście teren rezerwatu i wartość znajdującego się w nim drewna stanowiły istotną część terenu podległego Panu Dyrektorowi. Tymczasem mówimy o relacji 300ha do 300.000ha. Przyjmując równą wartość drewna na każdym hektarze, i przyjmując, że Dyrektor Regionalny zarabia gdzieś pomiędzy Nadleśniczym (ok 20.000 zł miesięcznie) a Dyrektorem Generalnym (ok 30.000 zł miesięcznie), to mówimy o „zamachu” o wartości około 25 zł miesięcznie…

Już przegraliście, to jest sprawa polityczna, rezerwat nie powstanie

Najmocniejsze zostawiam na koniec. Trudno dyskutować z takim argumentem. Ale z drugiej strony… jeśli przeciwnicy rezerwatu są przekonani, że my – czyli jego zwolennicy – „już przegraliśmy”, a rezerwat „nie powstanie”, to po co się tak denerwują, czy bardziej w slangu młodszych pokoleń –ciskają? Po co przekonują ludzi by głosowali przeciw? Po co wymyślają nietrafione i bezpodstawne argumenty? Mam nadzieję, że ta nerwowość wskazuje, iż sprawa nie jest jednak z góry przegrana, tym bardziej, że akurat RDOŚ w Gdansku nie zgłaszał zastrzeżeń do pomysłu rezerwatów, gdy pomysł taki pojawił się w Planie Ochrony TPK.

I tym pozytywnym akcentem zakończę mój pierwszy, strasznie długi artykuł do Mikrobiotopu. Mam nadzieję, że choć garstka czytelników dotrwała do końca i nie uciekniecie z wyciem gdy zobaczycie, że znowu coś napisałem. Paweł.

Sopot, Trójmiejski Park Krajobrazowy w okolicy ul. 23 Marca. Lata 90. ubiegłego wieku, fot. S.Zieliński

Na spotkaniach konsultacyjnych projektowanego rezerwatu przyrody „Lasy Sopockie” regularnie zjawiał się KRZYKAŁA. Dotąd postać bliżej mi nieznana, z którą zdążyłem się w zarysie nieco obeznać. Co prawda na nic nie mam ostatnio czasu, (jakie to smutne) ale nie wątpię, że KRZYKAŁA „zasłużył” swoimi anty-rezerwatowymi wyczynami na owych spotkaniach na krótki felieton i „stratę czasu”. Jako skądinąd albo wzorzec, albo jeden z wielu tego typu KRZYKAŁ szerszego planu, tj. zasobów osobniczych Homo sapiens naszego ukochanego Kraju.

Ów KRZYKAŁA (dla porządku, ekologicznie – samiec H. sapiens):

  • każdorazowo powoływał się na poparcie kilkuset osób, którym projektowany rezerwat nie w smak i które on reprezentuje... tymczasem nikt z przybyłych uczestników tak licznych anty-rezerwatowych rzesz na wszystkich czterech spotkaniach nie widział (kilka osób przeciwnych utworzeniu rezerwatu dzielnie się ujawniło, zwłaszcza na czwartym spotkaniu w Sopotece);
  • reagował opresyjnie, obsesyjnie i emocjonalnie, powodując permanentną dezintegrację dyskusji nad meritum problemu; czy o to chodziło ?
  • prowokował, ale szczęśliwie do żadnych rękoczynów nie doszło [co mnie, jako rodowitego dolno-Gdańszczano-Wrzeszczanina mile zaskoczyło];
  • słów „kultura dyskusji” nie znał, a jeśli kiedyś zasłyszał, to szło mu w otchłań niepamięci, skąd wydobyć dla modyfikacji ewentualnej nie sposób;
  • zgłaszał się pierwszy do wypowiedzi i za każdym razem mówił o tym samym, powielając te same błędy;
  • przestrzeganie czasu wypowiedzi i autokontrola nie były zdecydowanie jego domenami;
  • przytaczał sformułowania z aktów prawnych, których nie rozumiał, m.in. myląc ich nazwy, i ewidentnie nie dostrzegając wydźwięku rodziny słów pt. „może”, „możliwość” itp.;
  • w trakcie, gdy nie mówił, pilnie i kompulsywnie nagrywał wypowiedzi adwersarzy; [żałosne, ja współczułem, chodziło mi zwłaszcza o zakwasy KRZYKAŁY];
  • swoim zachowaniem indukował salwy śmiechu, nawet osób skrajnie zrównoważonych;
  • nie chciał być „pouczany” (pewnie wszystko już poznał) i panicznie bał się „nachylania” – taką miał, godną uwagi, przywarę duchowego i fizycznego terytorializmu; ale któregokolwiek gatunku ważki nijak nie przypominał...
  • uaktywnił się ewidentnie na tych spotkaniach, na których zabrakło przedstawicieli PGL Lasów Państwowych [wyjaśnienie S.Z.: pierwsze spotkanie konsultacyjne poprowadził Paweł Pawlaczyk – tam zatrudnieni w PGL LP leśnicy uczestniczyli, dość zachowawczo, pozostałe trzy poprowadził autor felietonu – ww leśników zabrakło; nie dopuszczam myśli, że boją sie dyskusji ze mną na argumenty... a może się jednak boją ?]; to z pewnością przypadek i nadinterpretacja autora tych przemyśleń.....;
  • w twórczym zapale kłamał i manipulował, co zostało mu wytknięte przez kilka Osób, w tym przez Pana Prezydenta Miasta Sopotu dr Jacka Karnowskiego.

Współczuję Sopociankom i Sopocianom kontaktów z KRZYKAŁĄ. Zwłaszcza przedstawicielom organów władz miejskich. Tym bardziej, iż – jak zasłyszałem – to osobnik publicznie ponad-przeciętność aktywny; może i zaangażowany. Szkoda tylko, że CHAM.

Przed ostatnim spotkaniem, domyślając się, że znowu przyjdzie, zaplanowałem – jako jeden z prowadzących – symboliczne i skądinąd szczere wręczenie KRZYKALE lupy entomologicznej. Na przykład ku wnikliwszemu rozumieniu zapisów aktów prawnych, bo może czegoś nie dostrzegłem... Ale także na przykład  dostrzegania wokół siebie interesujących gatunków.....

Wszakże jestem owadologiem, ale i zapisy prawa przyrodniczego, na potrzeby ochrony przyrody staram się śledzić i znać. Finalnie KRZYKAŁA lupy nie dostał. I nie dlatego, że pożałowałem 1 zł polskich, gdyż za tyle ów przydatny mi przedmiot i dobrej jakości (choć chińskiej produkcji) onegdaj zakupiłem. Ja się po prostu przestraszyłem potencjalnej reakcji KRZYKAŁY i tekstu o kolejnym „nachyleniu” (i zagrożeniu auto-terytorium tegoż). Pewnie nie chciałem podświadomie podzielić losu Mariusza, „znanego sopockiego chuligana”, który na trzecim spotkaniu „przeraził” KRZYKAŁĘ. Nie znałem Mariusza od tej strony, do tamtej pory wydawał mi się wspaniałym Kolegą, wnikliwym, spokojnym i empatycznym Sopocianinem, skrajnie zainteresowanym przyrodą... musiałem to przemyśleć...

Efekt tego przemyślenia znałem już wtedy – Mariusz właśnie taki jest, zrównoważony, spokojny Facet, oddany sprawom miasta i przyrody w nim i wokół. I dziękuję mu za to. A także Ewie i Pawłowi – ich wybuchy śmiechu były jak najbardziej usprawiedliwione i na miejscu, bo i skala IGNORANCTWA+ KRZYKAŁY niebywała.

Dobrze, że wziąłem udział w tych konsultacjach, gdyż do tej pory pozostawałem w przekonaniu, że li tylko na sympozjach naukowych czasami bywa merytorycznie trudno. Owszem, bywa, ale tutaj zaistniało coś więcej – kilkukrotne zderzenie ze ścianą niekompetencji, „buractwa czy słomy z butów” – jak kto woli, autouwielbienia i trudno powiedzieć czego, bo lekarzem nie jestem...

Dla mnie akurat – choć paradoksalnie – same pozytywy, gdyż nie dość że poznałem bądź utrwaliłem znajomości z wieloma WSPANIAŁYMI LUDŹMI, to i dzięki opisywanym sytuacjom nabrałem nowego spojrzenia na problemy Samorządowców. Podziwiam i współczuję, a sympozja naukowe wyżej wspomniane to na tym tle raczej „bułka z masłem”.

W świetle powyższego dziękuję KRZYKALE, choć Komukolwiek i sobie na przyszłość NIE POLECAM.

Pozdrawiam Wszystkie Uczestniczki i Uczestników konsultacji i pozostaję w szacunku za WASZ udział, także uzasadnione zażenowanie i cierpliwość.

Rezerwat powstanie, gdyż to cenny i piękny konglomerat walorów przyrodniczych, kulturowych i krajobrazowych. Dzięki Samorządowcom i Urzędnikom Państwowym, którym los dobra wspólnego i społeczności lokalnej Sopotu leży na sercu. Walczmy o tę perłę.

A KRZYKAŁA, prędzej czy później, odejdzie na wysypisko historii miasta. A może i regionu lub kraju. Jako historyczna ciekawostka i – oby także, w przyszłości – obiekt twórczych rozważań edukatorów wszelakich, w tym akademików. Tym samym spełni być może (skądinąd przewrotnie) pozytywną rolę, dzięki której – nasz gatunek nadal będzie ewoluował KU DOBREMU. Na ten jednak moment niech zdecydowanie mniej mówi, a jak już mówi – niech waży słowa, bo plotąc kocopoły zdecydowanie na tym traci. Mnie to akurat nie martwi, ale niemały niesmak, także zakłóconego wrodzonego formalizmu, pozostaje.

P.S.  I tak proponuję, na dzień dzisiejszy, postrzegać KRZYKAŁĘ i jemu (oby nielicznych) podobnych.