Przeskocz do treści

Marsz dla Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego

W dniu i miejscu jak w tytule materiału, w doborowym Towarzystwie około 200 osób, mieliśmy zaszczyt i przyjemność uczestniczyć w marszu wspierającym ideę zwiększenia ochrony (m.in. poprzez zmniejszenie wycinki) Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. To jeden z najstarszych parków tego typu w Polsce, cechujący się wieloma przyrodniczymi walorami, które większość czytających ten materiał doskonale zna. Tym smutniejszy jest fakt, że w ostatnich latach obszar tej szczególnej formy ochrony przyrody poddany został zwiększonej presji siekier, pilarek i znacznie bardziej wyspecjalizowanych i skomplikowanych maszyn do uśmiercania drzew. Jeszcze smutniejszym jest, że nie jest to jedyny tego typu przypadek w Polsce. A najsmutniejsze, że stało się to niestety w tym kraju ostatnio prawidłowością.

I w tym także kontekście dość sensownego znaczenia nabierają słowa obecnego głównodowodzącego Państwowym Gospodarstwem Leśnym Lasy Państwowe, niejakiego Konrada Tomaszewskiego, który na niedawnej "konferencji naukowej" w Toruniu stwierdził m.in. "my leśnicy nie damy się rozbroić". Ano na razie się nie dają, cobyś nie poszła/poszedł do lasu, warkot pilarki masz jak w banku, a i wybuchy z pukawek prawdziwych facetów się zdarzają. I módl się (choć tu nie wiem, czy ministra Szyszkę Jana o pozwolenie nie wypada spytać), żebyś nie trafiła/trafił w tym lesie na polowanie. Bo o ile Ciebie z kolei oni nie trafią, to zarzucą celowe złośliwe utrudnianie zabijania. O przepraszam, jakiego tam zabijania - regulowania populacji ..., znowu przepraszam (trudne dla myśliwych słowo !), właściwie regulowania obojętnie czego, bo tego trudnego słowa regulacja, w odniesieniu do obojętnie jakiego gatunku, tego to nawet zawodowi ekolodzy nie potrafią. Co ja plotę, nie ekolodzy, tylko zieloni naziści. A skoro tak stwierdził, też na owej "konferencji naukowej", ksiądz profesor z KUL-u (Tadeusz Guz), to chyba musi być prawda i wypada nazywać rzeczy (no bo już chyba nie byty) po imieniu. I tak całkiem niechcący sprowadziłem siebie i innych zielonych nazistów, na jeszcze właściwszy niż animalistyczny poziom, to jest do poziomu przedmiotowego. Tak naprawdę nie chciałem. Więc o wybaczenie wnoszę. Ale i tak ku temu nas pchają, więc ku temu zmierzamy. A co dalej? Jak mawiają starożytni Rosjanie: ... I to wcale nie znaczy, że jestem finansowany z wiadomego źródła i blokuję przekop Mierzei Wiślanej. Bo tak się składa, że ponad jakiekolwiek finansowe bonusy i gratyfikacje przedkładam umiłowanie przyrody i mądrych ludzi.

PS. Jak to dobrze, że nie doczekał tych dziwnych czasów nieodżałowanej pamięci Pan Profesor Roman Andrzejewski, jeden z moich wspaniałych Nauczycieli, też przez jakiś czas pracownik KUL-u. Wiedział już w latach 90. ubiegłego wieku i mówił, że będzie trudno, ale czy myślał, że aż tak?

Zapraszam do przejrzenia galerii i składam wyrazy uznania Organizatorom i Uczestnikom. Autorami zdjęć są: Iwonka Zielińska, Marcin S. Wilga, Mateusz Zieliński. Do następnego marszu.

Galeria dostępna: tutaj.