Dzisiejszy poranek, 22 IV 2020 r. po godzinie 6-tej rano. Wracam samochodem z pracy, kierunek Tczew. Gdańsk-Święty Wojciech, prosta wzdłuż rzeki Raduni. To miejsce, gdzie całkiem niedawno przeprojektowano i wprowadzono w życie nowy sposób przemieszczania się samochodów. Wybranymi aspektami tych zmian były: wydzielenie BUS-pasa, zwężenie pasów do przemieszczania się pozostałych pojazdów (po jednym w kierunku Gdańska i Tczewa) oraz wyznaczenie (wymalowanie) wąskiej około 1-metrowej wysepki na środku jezdni. Samochody o tej porze jadą do Gdańska ciągiem. Z około 70 m dostrzegam, że na owej wysepce coś siedzi, a po przejechaniu kolejnych metrów już wiem, że to kaczka krzyżówka (samiec). Nie zatrzymuje się nikt. Dość ostro hamuję (kierowca jadący za mną jest czujny), jednocześnie włączam światła awaryjne. W pierwszym odruchu chcę stanąć na "wyspie" żeby osłonić zwierzę, ale jest zbyt wąsko - utrudniałbym przejazd w obu kierunkach. Szczęśliwie dostrzegam możliwość zjazdu na pobocze nieopodal. Staję, zakładam w pośpiechu kamizelkę odblaskową. Biegnę - na ile w moim przypadku można to tak nazwać - do kaczki. Nadjeżdżający w kierunku Pruszcza autobus nawet nie zwalnia, nieomalże rozjeżdża ptaka, bo miejsca mało. Rzuconą przeze mnie odruchowo k...ą raczej się nie przejmuje i odjeżdża. Jestem już na wysepce i wiem, że kaczor został najprawdopodobniej potrącony przez samochód, szczęśliwie wstępnie nie widzę śladów krwi. Łapię ptaka konstatując "na szybko", że jeszcze ma szansę na normalne życie - chciał uciekać, skrzydła wydają się być całe. Tym razem kierowca kolejnego autobusu (chyba 50-tki) staje na wysokości zadania - przepuszcza nas na stronę Raduni. Dziękuję. Następuje najtrudniejszy w takim przypadku moment - co dalej ? Po dalszej pobieżnej autopsji (brak wyraźnych obrażeń, umiejętność utrzymania się na nogach, oszołomienie, urazy wewnętrzne ?) postanawiam pozostawić zwierzę w wygodnej trawie tuż przy Raduni. Moją decyzję wzmacnia obecność innego kaczorka (konkurencję wewnątrzgatunkową wykluczyłem), który z zaciekawieniem z około 30 metrów obserwuje sytuację. Szanse ptaka na przeżycie oszacowałbym na 50/50. Oby się udało.
Ta pewna doza optymizmu nie poprawia samopoczucia. Gdzie w tej sytuacji ludzka (kierowców) empatia ? Nie dopuszczam myśli, iż większość kierujących tej cechy nie posiada. Może więcej o tym trzeba mówić na kursach prawa jazdy ? Nie wiem. Z mojego doświadczenia wynika, że najważniejszy w takiej sytuacji jest "pierwszy moment" - widzisz nieszczęście - ZATRZYMAJ SIĘ BEZPIECZNIE, POMÓŻ. Zwierzę też człowiek, choć to stwierdzenie nienaukowe. Odjeżdżając pozostawiasz zbyt wiele marginesu na wyrzuty sumienia, autorozgrzeszanie, itp.
Po raz n-ty w życiu zadaję sobie pytanie o ludzką wrażliwość. Kiedyś o tym nawet próbowałem coś napisać (patrz poniżej). I po raz kolejny przychodzi do głowy niepoprawne (nie tylko politycznie) przemyślenie, iż nasz gatunek - abstrahując od naturalnych praw selekcji i doboru naturalnego - jednak mentalnie na nie zasługuje.
PS. jak się wydaje, poniższe dwa teksty z nie wydawanego już miesięcznika Nasze Pomorze, w kilku co najmniej aspektach, się nie zdezaktualizowały.