Przeskocz do treści

Od 1991 roku Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe (PGLLP) funkcjonuje jako jednostka pozabudżetowa. Korporacja ta, nie będąca przedsiębiorstwem w rozumieniu prawa, zarządza prawie 1/3 terytorium Polski (około 28% obszaru kraju). Prowadząc na tym obszarze działalność gospodarczą, w której mieści się zwłaszcza pozyskanie drewna, a także inne formy zarobkowania, jak np. wykonywanie tzw. gospodarki łowieckiej, pobiera z tego tytułu profity przynależne wszystkim obywatelom Polski. To nieprawidłowość, gdyż lasy są PAŃSTWOWE czyli nas wszystkich! Z tych to profitów korporacja odprowadza tylko niewielką część do kasy państwa bądź samorządów w formie podatku CIT czy też podatku leśnego. Lwia część zysku zasila pule pieniędzy przeznaczone na leśne inwestycje, zakupy samochodów, zakupy sprzętu do wycinki drzew, tworzenie nowych leśnych instytucji o zasięgu krajowym (np. Centrum Informacji Lasów Państwowych czy Centrum Koordynacji Projektów Środowiskowych) lub regionalnym (np. Centrum Promocji Leśnictwa w Mucznem), tzw. działania marketingowe i tzw. edukację leśną, których podstawowym zadaniem jest przekonywanie, jacy leśnicy są fajni i jedyni kompetentni, a także pulę wynagrodzeń pracowników tej branży. Pieniądze te nie trafiają do budżetu państwa, jak to było przed 1991 rokiem, a co nosiło wszelkie znamiona sprawiedliwości społecznej.
W obecnych uwarunkowaniach, już od wielu zresztą lat, takiej sprawiedliwości brak - wąskie grono pracowników PGLLP (około 25 tysięcy osób w skali kraju) uwłaszcza się coraz bardziej kosztem pozostałej części społeczeństwa. Roszczenia uzurpacyjne leśników (a i powiązanych z tym gronem myśliwych, wśród których wielu leśników) do lasu jako takiego narastają - czego sztandarowym przykładem czynione od lat działania na terenie Puszczy Białowieskiej, zwłaszcza zaś to, czego jesteśmy świadkami w bieżącym roku. Windowane są tzw. etaty rębności, wzrasta intensywność cięć, las staje się coraz bardziej PGLLP-leśny, zaś inne grupy społeczne (spacerowicze, rowerzyści, naukowcy, fotografowie, ochroniarze przyrody itd.) są postrzegane jako nieproszeni goście, nierzadko przedstawiani jako dewastatorzy lasu (vide - np. sytuacja rowerzystów w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym). Coraz bardziej butnie i arogancko zachowuje się grono myśliwych, współtworzone przez wielu pracowników leśnej korporacji.
Podane ostatnio wyliczenia średniej pensji netto w PGLLP porażają - statystyczny pracownik leśnej korporacji pobiera miesięcznie 7585 zł netto wynagrodzenia (https://oko.press/lasy-panstwowe-rozrzutny-monopolista-najwyzsze-zarobki-polsce-alarmujacy-raport-resortu-rozwoju). Pytania ? skoro tyle inkasuje "statystyczny leśny", to ile zarabia nadleśniczy (430 nadleśnictw w Polsce), ile dyrektor regionalnej dyrekcji lasów państwowych (17 w Polsce), jaką gażę miesięcznie inkasuje dyrektor generalny lasów państwowych (1 w Polsce), czy oby nie więcej niż niejeden minister? Porównań średnich zarobków w branży leśnej ze średnią krajową, a tym bardziej średnią pensją budżetówki, nie wypada czynić.
W imię czego taki stan ma trwać? Czy w imię niczym nieuzasadnionej pielęgnacji przybywających przywilejów stopniowo kształtującej się ekskluzywnej kasty? Kolejne rządy, albo nieskuteczne albo w ogóle nie zainteresowane stanu tego skorygowaniem, nie gwarantują powrotu do normalności. Wiele wskazuje na to, że jedyną nadzieją na to, aby tę patologiczną sytuację zmienić jest presja oddolna. Ta zmiana - o ile ma się udać, musi zacząć się od kwestii bazowej - powrotu PGLLP do sfery budżetowej. Powrót ten spowoduje, że zysk nie będzie powiązany z wielkością tzw. etatu cięć, co przełoży sie na ograniczenie, obserwowanej zwłaszcza w ostatnim czasie, dewastacji lasów w Polsce poprzez intensyfikację ich wycinania. Powrót PGLLP do budżetu sprowadzi pensje służb leśnych do akceptowalnego społecznie poziomu, a co bardziej światłym leśnikom pomoże w odczuwaniu uczestnictwa w czymś o wiele bardziej sprawiedliwym niż obecnie.
Apeluję o oddolne nagłaśnianie problemu w ramach akcji "Zaproś PGLLP z powrotem do państwowej budżetówki". Osobiście zapraszam jako nauczyciel, onegdaj wieloletni pracownik administracji ochrony przyrody i obecnie jako pracownik instytucji budżetowej (przedszkole). Zapraszajcie także. Urzędnicy, nauczyciele, ratownicy medyczni, pielęgniarki, inspektorzy, policjanci, strażacy, pracownicy obsługi szkół i przedszkoli, emeryci, renciści, pracownicy sektora organizacji pozarządowych, inni równie ważni i potrzebni. Niech leśnicy spróbują (niektórzy przypomną sobie), jak się żyje za minimalną lub nieco wyższą pensję krajową miesięcznie. Nie może być tak, że jedni na dobru wspólnym się bogacą, traktując je nieomal jak swoją własność, zaś inni nie są w stanie związać końca z końcem, co wynika z wielce niesprawiedliwego i niczym nieuzasadnionego trybu podziału zysku z użytkowania majątku wspólnego (tutaj - lasu i jego dóbr). Przedsiębiorcy rzeczywistych przedsiębiorstw, płacący uczciwie podatki, zaproście leśników także. Tkwienie PGLLP w wygodnym ekonomicznie modelu "niby przedsiębiorstwa" nosi wszelkie znamiona nieuczciwej względem wielu z Was konkurencji.
Piszcie i mówcie o tym, gdzie się da. Nie zgadzajcie sie na nasilone drenowanie zasobów polskich lasów, co przekłada się m.in. na spadek ich waloru przyrodniczego. Pamiętajcie, że nie leśnik jest gwarantem tzw. trwałości lasu. Trwałość lasu w naszej strefie klimatycznej zapewnia sobie las sam. Las jako taki będzie trwał bez pomocy pił, siekier, harvesterów, nasadzeń, grodzenia tych nasadzeń, oprysków chemicznych i innych niepotrzebnych i szkodliwych środowiskowo aspektów gospodarki leśnej. Nie wyrażajcie ponadto zgody na najszybszą znaną prywatyzację dobra narodowego jaką jest zabijanie przez myśliwych zwierząt z listy tzw. gatunków łownych. Udowodnijcie, że nie jest to temat obojętny szerszemu gronu myślącego społeczeństwa. Zaproście Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe z powrotem do państwowej budżetówki! Podaj dalej!
PS. Powyższy apel dedykuję wszystkim tym leśnikom, którzy pracowali jeszcze w "budżetówce". Wśród nich były także bliskie mi, a nie żyjące już Osoby mój dziadek Teodor Graś (powstaniec wielkopolski, leśniczy leśnictwa Rakówko k/Gniewa) oraz jego syn Henryk Graś (leśniczy leśnictwa Chojnowo k/Fromborka). Ci spośród jeszcze żyjących, którym nieobce jest myślenie i postępowanie w kategoriach sprawiedliwości społecznej wiedzą, że wtedy było może i zdecydowanie biedniej, ale z pewnością uczciwiej.

W dniu i miejscu jak w tytule materiału, w doborowym Towarzystwie około 200 osób, mieliśmy zaszczyt i przyjemność uczestniczyć w marszu wspierającym ideę zwiększenia ochrony (m.in. poprzez zmniejszenie wycinki) Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. To jeden z najstarszych parków tego typu w Polsce, cechujący się wieloma przyrodniczymi walorami, które większość czytających ten materiał doskonale zna. Tym smutniejszy jest fakt, że w ostatnich latach obszar tej szczególnej formy ochrony przyrody poddany został zwiększonej presji siekier, pilarek i znacznie bardziej wyspecjalizowanych i skomplikowanych maszyn do uśmiercania drzew. Jeszcze smutniejszym jest, że nie jest to jedyny tego typu przypadek w Polsce. A najsmutniejsze, że stało się to niestety w tym kraju ostatnio prawidłowością.

I w tym także kontekście dość sensownego znaczenia nabierają słowa obecnego głównodowodzącego Państwowym Gospodarstwem Leśnym Lasy Państwowe, niejakiego Konrada Tomaszewskiego, który na niedawnej "konferencji naukowej" w Toruniu stwierdził m.in. "my leśnicy nie damy się rozbroić". Ano na razie się nie dają, cobyś nie poszła/poszedł do lasu, warkot pilarki masz jak w banku, a i wybuchy z pukawek prawdziwych facetów się zdarzają. I módl się (choć tu nie wiem, czy ministra Szyszkę Jana o pozwolenie nie wypada spytać), żebyś nie trafiła/trafił w tym lesie na polowanie. Bo o ile Ciebie z kolei oni nie trafią, to zarzucą celowe złośliwe utrudnianie zabijania. O przepraszam, jakiego tam zabijania - regulowania populacji ..., znowu przepraszam (trudne dla myśliwych słowo !), właściwie regulowania obojętnie czego, bo tego trudnego słowa regulacja, w odniesieniu do obojętnie jakiego gatunku, tego to nawet zawodowi ekolodzy nie potrafią. Co ja plotę, nie ekolodzy, tylko zieloni naziści. A skoro tak stwierdził, też na owej "konferencji naukowej", ksiądz profesor z KUL-u (Tadeusz Guz), to chyba musi być prawda i wypada nazywać rzeczy (no bo już chyba nie byty) po imieniu. I tak całkiem niechcący sprowadziłem siebie i innych zielonych nazistów, na jeszcze właściwszy niż animalistyczny poziom, to jest do poziomu przedmiotowego. Tak naprawdę nie chciałem. Więc o wybaczenie wnoszę. Ale i tak ku temu nas pchają, więc ku temu zmierzamy. A co dalej? Jak mawiają starożytni Rosjanie: ... I to wcale nie znaczy, że jestem finansowany z wiadomego źródła i blokuję przekop Mierzei Wiślanej. Bo tak się składa, że ponad jakiekolwiek finansowe bonusy i gratyfikacje przedkładam umiłowanie przyrody i mądrych ludzi.

PS. Jak to dobrze, że nie doczekał tych dziwnych czasów nieodżałowanej pamięci Pan Profesor Roman Andrzejewski, jeden z moich wspaniałych Nauczycieli, też przez jakiś czas pracownik KUL-u. Wiedział już w latach 90. ubiegłego wieku i mówił, że będzie trudno, ale czy myślał, że aż tak?

Zapraszam do przejrzenia galerii i składam wyrazy uznania Organizatorom i Uczestnikom. Autorami zdjęć są: Iwonka Zielińska, Marcin S. Wilga, Mateusz Zieliński. Do następnego marszu.

Galeria dostępna: tutaj.

Sytuację grona myśliwych w obecnych czasach cechuje pogłębiające się merytoryczne i mentalne wyobcowanie z głównego, humanizującego i humanitarnego nurtu ewolucji naszego gatunku. Histeryczne próby ratowania wizerunku tego grona i jednocześnie niewybrednego piętnowania adwersarzy myślistwa podejmuje się w różnych miejscach i przy różnych okazjach, np. w trakcie konferencji naukowych (patrz np. "Jeszcze Polska nie zginęła - wieś". Toruń 13 maja 2017).

Jednym z czynników środowiskowych kształtujących wspomniany wyżej proces postępującego wyobcowania polowań jest nasilający się od dobrych kilkudziesięciu lat dość już powszechny ostracyzm społeczny względem zabijania "braci mniejszych" dla przyjemności, co zaobserwować można w wielu przestrzeniach funkcjonowania populacji ludzkich [patrz np. Sowa A. 2015. Strzały z ambony, Polityka, 8]. Wprowadzane w kolejnych krajach zakazy komercyjnych polowań (np. Kenia, Kostaryka, Botswana), projekty likwidujące łowiectwo (Holandia), moratoria na polowania (Albania), koalicje i inne anty myśliwskie ruchy społeczne (Francja, Czechy, Polska i inne kraje europejskie oraz pozaeuropejskie), coraz śmielsze przenoszenie wątku piątego przykazania kościelnego dekalogu "Nie zabijaj" także na inne niż człowiek gatunki, coraz obfitsza literatura naukowa nt. wielokierunkowej szkodliwości środowiskowej i społecznej wielu aksjomatycznych dotąd (i w związku z tym nie podlegających potrzebie udowadniania czy dyskusji) wątków prowadzenia tzw. gospodarki łowieckiej, wzrost liczby osób poszukujących kontaktu z naturą w inny niż poprzez strzelbę sposób, coraz odważniejsza twórczość artystyczna (vide np. "Pokot" Agnieszki Holland) to tylko część problemów, z jakimi przychodzi się współczesnym myśliwym zmierzyć. Nie dziwi więc, że część tego grona (chyba ta najbardziej obiektywna) sugeruje wycofanie się z pewnych dogmatów łowieckich, np. strzelania do ptaków, część (chyba ta najliczniejsza) zamilkła i czeka na rozwój sytuacji, zaś pozostali (ci najgłośniejsi) ogłaszają larum, rozdają szturchańce na lewo i prawo [inwektywy względem "zielonych" adwersarzy bywają pocieszne; próbka tematycznych epitetów z jednego tylko numeru "Łowca Polskiego" nr 6/2015: "ekoterroryści u bram" (ciekawe czego, czyżby Sejmu? - przyp. aut.), "pseudoekolodzy", "talibowie przyrody", "wyznanie wiary ludzi popierających koalicję "Niech Żyją"", "z plastiku osoba" (w odniesieniu do ekologów - przyp. aut.)] gwałtownie protestując i starając się za wszelką cenę oraz możliwie szybko odbudować nadwątloną legitymizację myślistwa w naszych czasach [w tym m.in.: promyśliwskie zmiany lub zaniechania w aktach prawnych, wzmożone wysiłki nad budową pozytywnego wizerunku myśliwego w społeczeństwie, indoktrynacja najmłodszych - "edukacyjne" wizyty myśliwych w przedszkolach i szkołach podstawowych, akcje w odpowiedzi na kampanie przyrodnicze - np. "Rok kaczki (2012 r.) jako odzew na kampanię "Kaczki dla dzieci nie dla myśliwych" (od 2007 r.), opracowywanie dekalogów postępowania z "ekoterrorem", zlecane ankiety badań nad poziomem akceptacji myślistwa przez społeczeństwo].

Wewnętrznych powodów pogłębiającej się izolacji środowiska myśliwskiego w obecnych czasach upatrywać wypada m.in. w zamiłowaniu do piastowania uprzywilejowanej funkcji w społeczeństwie (wyłączność na eksploatację ogólnospołecznych zasobów przyrody - grupy gatunków ptaków i ssaków, nie płacenie odszkodowań za wprowadzanie ołowiu do środowiska, w przeciwieństwie np. do zakładów przemysłowych) oraz zawłaszczaniu wyłączności na "prawdę obiektywną" [patrz np. Gorczyca S. (red.) 2015. Łowiectwo w Polsce w XXI wieku realia i oczekiwania. SIiTLiD oddz. w Gdańsku, Gdańsk].

Moje wiosenne, a związane z polowaniami niedowierzanie innego kalibru, wzbudziła lektura wyników ankiety sondażowej zleconej przez Lasy Państwowe (PGLLP), w której znalazło się takie oto myśliwskie pytanie: "(...) Które ze stwierdzeń najlepiej opisuje Pana (i) zdanie na temat tego, czy w Polsce powinno się wykonywać polowanie, czy też raczej nie? (...)".

Możliwe warianty odpowiedzi przedstawiały się następująco (w nawiasach podano liczbę i procent oddanych głosów):

  • Polowania powinno się wykonywać na dotychczasowych warunkach i zasadach (188, 18,5%)
  • Nie, powinien obowiązywać całkowity zakaz wykonywania polowania (115, 11,3%)
  • Tak, ale powinno się polować tylko na gatunki wyrządzające szkody i w okresie ich powstawania (477, 46,7%)
  • Tak, ale należy ograniczyć listę zwierząt łownych (54, 5,3%)
  • Nie wiem (187, 18,3%)

Abstrahując w tym momencie od analizy wyników - samo sformułowanie pytania i odniesienie do wariantów odpowiedzi wzbudziło wątpliwości natury obiektywnej. Pierwsza dotyczyła zastosowania w pytaniu sugestywnego i niezobiektywizowanego rozkładu akcentów od nakazowego ("czy powinno się wykonywać polowania") do ewidentnie warunkowego ("czy też raczej nie"). Doprawdy całkiem odmiennie, choć równie sugestywnie, zabrzmiałoby np.: "czy w Polsce powinno się zakazać polowań, czy też raczej nie?". Druga wątpliwość związana była z odniesieniem do wariantów odpowiedzi - o ile w pierwszej części pytania wskazano biegunowy wariant skrajny ("wykonywać polowanie"), o tyle wariantu biegunowo przeciwstawnego ("zakaz wykonywania polowania") w drugiej części pytania zabrakło. Trzecia uwaga dotyczyła nie użycia w czwartym wariancie odpowiedzi słowa "gatunków" - sformułowanie "ograniczyć listę zwierząt łownych" było dalece nieprecyzyjne.

Przy liczebności próby (1021 osób) osiągnięto jak się wydaje względnie wiarygodne wyniki (przy założonym poziomie ufności, wielkości frakcji i błędzie maksymalnym badania) w odniesieniu do "całej populacji" - w domniemaniu - zamieszkującej Polskę. W oparciu o dostępne dane niewiele wszakże wiadomo było o sposobie doboru próby, tj. z jakiego identyfikowalnego zbioru (tzw. operatu losowania) zaczerpnięto zasób osób do tejże. Ten brak informacji podstawowej, tj. o "mikropopulacji próby" sprawił, że praktycznie każda interpretacja wyników staje się niejasna. Przykładowo ? o ile próbę tworzyli pracownicy ALP, to wynik z punktu widzenia przeciwników polowań był dobry - tylko 18% respondentów byłoby za utrzymaniem polowań w obecnej postaci. Jednak gdyby to była próba "ogólnospołeczna" ? obraz byłby dość przygnębiający, zwłaszcza przy uwzględnieniu faktu, jak nikła część społeczeństwa polskiego poluje (około 0,3%).

 

Ramka 1. Diana Maciąga - komentarz na www.niechzyja.pl
Prawie połowa respondentów uzależnia zgodę na polowania od występowania szkód. To ważny sygnał, że:

  1. nie zgadzają się na zabijanie zwierząt nie wchodzących w konflikty z człowiekiem
  2. być może byliby przeciwni polowaniu na pozostałe gatunki, gdyby szkody można było ograniczyć w inny sposób
  3. coraz istotniejsza wydaje się być demitologizacja szkód wyrządzanych przez zwierzęta łowne

 

Dla zaspokojenia ciekawości poznawczej przeprowadzona została na przełomie kwietnia i maja 2015 roku w pięciu szkołach Trójmiasta (poziom gimnazjum, liceum) ankieta zawierająca zobiektywizowane analogiczne pytanie i doprecyzowane warianty odpowiedzi analogiczne do wyżej opisanych (patrz RAMKA 2). W badaniu wzięli udział uczniowie: Gimnazjum nr 32 z Gdańska-Świbna, Gimnazjum nr 33 z Gdańska-Osowej, Zespołu Szkół Architektury Krajobrazu i Handlowo-Usługowych w Gdańsku-Oliwie, I Akademickiego Liceum Ogólnokształcącego w Gdyni-Witominie oraz (porównawczo) Gimnazjum nr 20 z Gdańska-Przymorza. Sformułowane pytanie oraz warianty odpowiedzi przedstawiono w ramce (RAMKA 2). Sumarycznie próba objęła 1007 uczniów.

 

Ramka 2.
"Które z poniższych sformułowań najlepiej wyraża Twoje zdanie na temat polowań w Polsce? Postaw krzyżyk (w kółeczku) przy tym sformułowaniu. Ankieta jest anonimowa."

  • Polowania w Polsce powinno się wykonywać według dotychczasowych zasad.
  • Powinno się wprowadzić całkowity zakaz polowań w Polsce.
  • Powinno się polować w Polsce tylko na gatunki wyrządzające szkody i w okresie powstawania tych szkód.
  • Powinno się polować w Polsce na dotychczasowych zasadach, ale należy ograniczyć listę gatunków zwierząt łownych.
  • Nie mam zdania, nie wiem.

 

Wyniki badania przedstawiono w tabeli (TABELA 1). Gimnazjum nr 20 ujęto w umowną kategorię "porównawczo" z uwagi na potencjalne możliwości formułowania zarzutu "ukierunkowania odpowiedzi" - to szkoła m.in. od wielu lat promująca i wspierająca akcję "Kaczki dla dzieci nie dla myśliwych", a obecnie kampanię "Niech Żyją!".

 

TABELA 1. Ankieta - podsumowanie.

Tak dotychczasowe zasady Nie całkowity zakaz Tak tylko gatunki szkodotwórcze Tak ograniczyć listę gatunków zwierząt łownych Nie wiem
Gimnazjum nr 32 Gdańsk-Świbno (81 uczniów)
38 26 21 22 9
Gimnazjum nr 33 Gdańsk-Osowa (363 uczniów)
38 82 105 83 55
ZSAKiHU Gdańsk-Oliwa (165 uczniów)
11 62 53 19 20
I ALO Gdynia-Witomino (133 uczniów)
14 17 34 38 30
Sumarycznie 4 szkoły (742 uczniów)
66 (8,90%) 187 (25,20%) 213 (28,71%) 162 (21,83%) 114 (15,36%)
Gimnazjum nr 20 Gdańsk-Przymorze (265 uczniów) (porównawczo)
19 (7,17%) 62 (23,40%) 77 (29,05%) 51 (19,25%) 56 (21,13%)

 

Wyniki powyższego badania ankietowego w sposób istotny odbiegają od uzyskanych w odpowiedzi na pytanie z ankiety sondażowej Lasów Państwowych. Osób godzących się na wykonywanie polowań według dotychczasowych zasad w Polsce jest zdecydowanie mniej - 8,90% (w PGLLP 18,5%), zaś ponad dwukrotnie więcej uczestników życzy sobie wprowadzenia całkowitego zakazu polowań w kraju - 25,20% (w PGLLP 11,30%). Mniej respondentów niż w ankiecie "leśnej" optuje za polowaniami na gatunki "szkodotwórcze" w okresie powstawania tych szkód - 28,71% (w PGLLP 46,7%), zaś ponad czterokrotnie więcej uważa, że należy ograniczyć listę gatunków zwierząt łownych - 21,83% (w PGLLP 5,3%). Zbliżone wartości osiągnęły odpowiedzi "nie mam zdania, nie wiem" - 15,36% (w PGLLP 18,3%). Odpowiedzi "porównawcze" uczniów Gimnazjum nr 20 nie odbiegają w sposób istotny od średniej z innych szkół, stosunkowo duży procent stanowią osoby niezdecydowane (21,13%).

Przeprowadzenie ankiety w losowo wybranych szkołach Trójmiasta wydaje się być interesującym eksperymentem porównawczym i poznawczym. Jej wyniki umacniają mój skrajny sceptycyzm względem myśliwych. W aspekcie ogólnym wyniki te wskazują nie tylko na istotne rozbieżności z analogicznym fragmentem ankiety Lasów Państwowych, ale uprawniają do ostrożnej ekstrapolacji na szersze (niż zasoby 5 szkół) grono tej grupy wiekowej w Polsce. Dla osiągnięcia jeszcze bardziej precyzyjnych statystycznie wyników należałoby badaniami takimi objąć więcej szkół, najlepiej w różnych regionach kraju.

Dziękuję za twórczą pomoc Dyrekcjom, Nauczycielom oraz Uczniom wymienionych szkół Trójmiasta. Zaś wszystkim myśliwym życzę choć krótkiej refleksji nad niewątpliwą wyższością strzelania do rzutek na strzelnicy (z amunicji nieołowianej) nad pozbawianiem życia dzikich stworzeń w imię mglistych i bzdurnych argumentów o regulacji i kontroli (cokolwiek to jest) populacji, zachowywaniu równowagi w przyrodzie (równowaga w przyrodzie praktycznie nie istnieje), czy podtrzymywaniu tradycji (krew nie musi się lać, żeby podtrzymać tradycję). Najodważniejszym i myślącym polecam rozstanie (na zawsze) z bronią - domniemywam, że im szybciej, tym lepiej. A ponadto lepiej późno niż wcale.

Opis sytuacji na zdjęciach: ambona myśliwska na skraju lasu administrowanego przez Lasy Państwowe (Nadleśnictwo Karnieszewice, niedaleko Koszalina). W odległości około 100m na przyleśnej łące/pastwisku częściowo osłonięty zadrzewieniem kępowym paśnik dla zwierzyny płowej. Na "elewacji" paśnika od strony ambony przybita tabliczka o zakazie wykonywania polowania w pobliżu. Wypada domniemywać, że z ambony prowadzone są bezkrwawe obserwacje, może wykonuje się zdjęcia lub nakręca filmy przyrodnicze, a może jest to świątynia wzniosłych przemyśleń, co współgra zresztą z nazwą. Wczesna jesień 2015.

Czas płynie czasami zbyt szybko. Zwłaszcza w centrach miast. Miarą jego "przyśpieszonego" upływu mogą być gwałtowne zmiany wizualne, jakim wiele miejsc w aglomeracjach podlega. Coś było, minęło nieco czasu, i już jest coś innego. Jednym z takich miejsc w Gdańsku jest jedna z jego najstarszych dzielnic Wrzeszcz, o którym zespół "Endorfina" ułożył bardzo interesujący utwór, odtwarzany czasami w Radiu Gdańsk. Do niedawna wiele miejsc, które były "wyznacznikami" tej dzielnicy, zniknęło na zawsze i pozostało już tylko na zdjęciach. Dom towarowy PDT (wyburzony, zastąpiony przez wysokościowiec), mleczarnia Maćkowy (wyburzona, zastąpiona galerią handlową), zajezdnia autobusowa (wyburzona, zastąpiona przez cztery punktowce), zabytkowe osiedle domków przy ul. Nad Stawem (wyburzone, obecnie parking przy galerii handlowej), stadion klubu sportowego Gedania przy ul. Kościuszki (już nie istnieje), itd. itp. Jedną z najbardziej szokujących zmian we Wrzeszczu, przynajmniej dla mnie, była likwidacja stawu przy ul. Kilińskiego, tuż przy dworcu kolejowym i budowa w tym miejscu kolejnej wielkiej galerii handlowej. Zanim się to stało, dotarł pewnego dnia nad ten staw 10-cio letni Mateusz Zieliński razem ze swoją Babcią Teresą Zielińską (mieszkanką Wrzeszcza, ul. Kościuszki). Zarówno Babcia, jak i Mateusz, zawsze interesowali się przyrodą, a już kaczkami zwłaszcza. Nie dziwi zatem, że potrafili poświęcić kilka godzin na posiedzenie nad zbiornikiem i obserwację rodzinki kaczek krzyżówek. Mateusz, wyposażony w "skrzynkę" Sony Cyber Shot DSC W30, obfotografował kaczki ze wszystkich stron. Zanim się "oswoiły" minęło kilka godzin. Efekty, przynajmniej dla mnie, rewelacyjne (przypominam, że Mati miał 10 lat !). I ta pozująca samica ! Tyle kaczek obfotografowałem, ale takich ujęć nie mam. Rzecz działa się 31 maja 2007 roku - niedługo minie 10 lat. Czas stanowczo zbyt szybko ucieka ... Do zestawu zdjęć Mateusza załączam kilka ujęć galerii w trakcie budowy (autor SZ) i jedno zdjęcie stawu wykonane przeze mnie w 2001 roku, jeszcze przed jego smutną dla nas likwidacją. Dziękuję przy okazji Koledze Marcinowi Przychodzeniowi za pomoc w rozwiązaniu problemu skanera i komputera, które nie za bardzo mogły się dogadać w sprawie skanowania slajdów.

W 2015 roku, staraniem wydawnictwa Via Mercatorum Przemka Jujki, szefa Nadmorskich Warsztatów Przyrodniczych w Kątach Rybackich, wydane zostały trzy książeczki o charakterze naukowo-edukacyjno-humorystycznym, tj. "Pamiątka znad morza" Zbigniewa Jujki, "Mała książeczka o roślinach" Emilii Święczkowskiej i "Mała książeczka o owadach" Sławomira Zielińskiego i Zbigniewa Jujki. Zachęcam do zapoznania się, zwłaszcza - co mam nadzieję zrozumiałe - z ostatnią pozycją. Jak można te książki nabyć? Drogi są co najmniej dwie. Przyjechać z młodzieżą na warsztaty bądź namierzyć Przemka przez internet lub telefonicznie i zamówić. Ceny są niewysokie, a książki interesujące i nieszablonowe. Dla mnie osobiście, oprócz samej możliwości pewnego podsumowania w książce prawie 20 lat prowadzenia zajęć z entomologii, była przyjemność stworzenia jej wraz z jednym z najbardziej uznanych polskich rysowników satyrycznych ? panem Zbigniewem Jujką. Pan Zbigniew zamieścił sporo rysunków wykonanych na potrzeby tej produkcji. Ja się też bardzo starałem 🙂 Życzę miłej lektury!

Nie jest niczym nienormalnym, jak sądzę, obserwowanie poczynań swoich nauczycieli już po zakończeniu sformalizowanej edukacji własnej. Ja przynajmniej dojrzewając, czy jak kto woli - starzejąc się, staram się na bieżąco takie obserwacje czynić. Obecny minister środowiska, a mój były nauczyciel akademicki profesor Jan Szyszko, ćwiczeniowiec prowadzący onegdaj na SGGW-AR w Warszawie zajęcia z entomologii leśnej dla studentów wydziału leśnego, także takiej ciągłej, trwającej już 32 lata analizie podlega. Nie wnikam w tym "wstępniaku" w przyczyny czy też szczegóły pogłębiającego się mniej więcej od schyłku lat 90. ubiegłego wieku roku mojego zdumienia, potem irytacji, obecnie już tylko dość bezsilnej złości antyprzyrodniczymi postępkami tego pana. Każdy chyba przyrodnik wie, jak wiele złego człowiek ten polskiej przyrodzie uczynił. Zwłaszcza w ostatnich latach, a szczególnie w 2016 roku, już w trakcie piastowania stanowiska ministra środowiska. Proszę się więc nie dziwić, przeglądając załączniki do tego materiału, że zdecydowałem się na zwrot książek z dedykacjami grzecznościowymi ministra, uszczuplając swój księgozbiór o dość interesujące skądinąd pozycje. Języczkiem u wagi tej decyzji było dedykowanie jednej z tych książek mojemu ukochanemu Profesorowi Janowi Dominikowi, moralnemu i merytorycznemu filarowi Katedry Entomologii Leśnej, Ochrony Lasu i Ekologii, człowiekowi prawemu i ciężko doświadczonemu przez życie, z którym miałem zaszczyt i przyjemność u schyłku tego życia kilka razy się spotkać i na niejeden temat porozmawiać. I wiem na pewno, że nie godziłby się na to, co się obecnie na polu ochrony przyrody w tym kraju wyprawia, a czego głównym motorem napędowym jest (niestety !) Jan Szyszko.