Przeskocz do treści

aut. Marcin S. Wilga

Odszedł od nas nieoczekiwanie – 24 lutego 2010 r. W prasie ukazała się jedynie krótka notatka zawierająca Jego bogaty życiorys. Ot, takie kompendium wiedzy o życiu Człowieka Poczciwego. Bo takim ciepłym, życzliwym, wysoce etycznym i kulturalnym był śp. dr inż. Alfons Sikora – prawdziwy przedwo­jenny inteligent.

Doktor inż. Alfons Sikora; źródło - Internet

Pochodził ze Lwowa, lecz losy wo­jenne przywiodły go na Wybrzeże; od 1946 r. aż do niespodziewanej śmierci mieszkał w Gdańsku-Oliwie. Przez trzydzieści lat pełnił funkcję woje­wódzkiego konserwatora przyrody – jedynego, którego dobrze wspominam. Pan Alfons był aktywny i na emeryturze – pracował w Zarządzie Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku. Mógł pochwalić się długoletnim stażem w Lidze Ochrony Przyrody, za co rok temu został uhonorowany stosownym dyplomem. Wygłaszał pogadanki w Radiu Gdańsk, pisywał artykuły do „Dziennika Bałtyckiego”, „Głosu Wybrzeża” oraz tygodnika „Trójmiasto”; w tym ostatnim powoływał się również na moje przyrodniczo-historyczne opracowania o Lasach Oliwskich, co uznałem za wyjątkowy zaszczyt.

W 1966 r. trafiła do mnie książka autorstwa dr. Sikory pt. „Osobliwości i zabytki przyrody województwa gdańskiego”. Autor zamieścił na jej stro­nach wiele istotnych zaleceń oraz informacji dotyczących ochrony ojczystej przyrody, m.in. i tę:

O ile na ogół społeczeństwo zdaje sobie sprawę z tego, że wielkim przestępstwem wobec kraju i narodu jest niszczenie bezcennych dzieł rąk ludzkich, zgromadzonych w muzeach, o tyle w odniesieniu do tworów przy­rody daje się zauważyć brak tej świadomości. Dlatego zachodzi konieczność przeciwdziałania grożącemu stale niebezpieczeństwu przez prowadzenie stałej akcji ochrony przyrody w jak najszerszym pojęciu”.

Pomimo upływu wielu lat, treść tego przesłania jest nadal aktualna.

Pana doktora Sikorę poznałem w okresie pełnienia przeze mnie społe­cznej funkcji działacza w Straży Ochrony Przyrody (1987-1998). Spotyka­liśmy się przypadkowo w siedzibie Terenowego Inspektoratu SOP przy Zarządzie Parków Krajobrazowych w Gdańsku. Oczywiście tematem prowa­dzonych rozmów była ojczysta przyroda i konieczność jej ochrony.

W 1996 r. otrzymałem od pana Sikory propozycję wykonania kilku­nastu fotografii do nowo opracowywanej przez niego książki pt. „Gdańsk kolebką światowego ruchu ochrony przyrody. Osobliwości i zabytki przy­rody Miasta Gdańska. Zabytkowy Park im. Adama Mickiewicza w Gdańsku Oliwie. Inne obiekty przyrodnicze”. Oczywiście zgodziłem się na współ­pracę bez namysłu. Edytorem przewodnika było Wydawnictwo Pomorskie RPK PTTK Gdańsk. W swoich zbiorach bibliograficznych posiadam tę pozycję wydawniczą z piękną dedykacją Autora.

Dedykacja dr. Alfonsa Sikory, 1999 r.

W trzy lata później otrzymałem ko­lejną propozycję wykonania serii foto­grafii. Tym razem tematem książki pt. „Na tropach antyku w Gdańsku”, którą miałem zilustrować, były gdańskie za­bytki opatrzone łacińskimi sentencjami. Autorami publikacji byli państwo Zofia i Alfons Sikorowie; pani Zofia, małżonka p. Alfonsa, wykładała języki francuski i łaciński w V Liceum Ogólnokształcą­cym w Oliwie. Publikacja ukazała się pod auspicjami Wydawnictwa POMORSAP przy Oddziale Gdańskim Stowarzyszenia Autorów Polskich.

Oto fragment wstępu do książki:

Na szczególną uwagę w Gdańsku zasługują liczne obiekty z akcentem starożytności. Wpływ kultury antyku na miasto Gdańsk był tak silny, że w pewnym okresie panowania królów polskich nadano mu miano „Aten pół­nocy”. To też nic dziwnego, że często spotykamy się z różnymi napisami w ję­zyku łacińskim, którego nauka została niestety wycofana ze szkół, a tym samym zanika jego znajomość. Ażeby ułatwić turystom nie znającym języka łaciń­skiego odnalezienie tych ciekawych obiektów i pomóc w zrozumieniu ich znaczenia, podajemy krótko zebrane wiadomości o antyku w Gdańsku”.

Fotografia Neptuna ilustrująca książkę Zofii i Alfonsa Sikorów

Nieco się natrudziłem, wykonując technicznie i kompo­zycyjnie poprawne fotografie wskazanych przez dr. Sikorę zabytkowych obiektów. Musiałem wyb­rać odpowiednią porę dnia oraz pogodę, no i nabrać pewnej wprawy w fotografi­cznym rejestrowaniu zabytkowej archi­tektury. Ale udało się. W podziękowa­niu za współpracę, ponownie zostałem obdarowany książką z przemiłą dedyka­cją.

Z rozmów przeprowadzonych z dr. Sikorą najciekawsza była ta, która dotyczyła dewastacji przyrody w Dolinie Radości w latach 90. XX w. Mój interlokutor wspominał także okres lat 70., kiedy pełniąc funkcję woje­wódzkiego konserwatora przyrody był szantażowany przez lokalne PZPR-owskie władze. W perfidny sposób został zmuszony do podpisania zgody na przekształcenie fragmentu Dolny Radości w Oliwie w pracownicze ogródki działkowe. Żadne jego argumenty, dotyczące walorów przyrodniczych tego wyjątkowo cennego obiektu, nie zostało przyjęte do wiadomości; równie negatywną opinię dotyczącą tych planów wyraził wówczas na łamach „Głosu Wybrzeża” architekt ówczesny docent, następnie profesor J. Stankiewicz. Nie podpisanie dokumentu groziło natychmiastowym zwolnieniem z pracy i kolejną represją w postaci tzw. „wilczego biletu”. Pan Sikora miał wówczas na utrzymaniu żonę oraz córkę Elżbietę, obecnie cenioną, światowej klasy kompozytorkę mieszkającą Paryżu[1]. I dlatego ugiął się pod presją. Miał o to żal do siebie.

Przypadek pana Sikory był analogiczny do mojego – też nie akcep­towałem kolejnej dewastacji w Dolinie Radości w 20 lat później (zjawisko to, połączone z przekrętem przy zakupie ziemi oraz z nepotyzmem, zostało szczegółowo opisane i nazwane przez wybrzeżową prasę „Aferą w Dolinie Radości”). I tak samo jak mój mistrz, naraziłem się gdańskim włodarzom. Kiedyś wspomniałem o tym na łamach „Pisma PG”, prezentując aroganckie i antyprzyrodnicze działania AWS-owskich władz rządzących Pomorzem Gdańskim i samym Gdańskiem w latach 90. No cóż, zjawisko zawłaszczania państwa polskiego przez partie polityczne jest nadal aktualne; rozumiem przez to totalne upartyjnienie (nie mylić z upolitycznieniem!) urzędów i ośrodków władzy, czemu częstokroć towarzyszą, niestety, przeróżne pato­logie. I mimo upływu lat, problem ochrony gdańskiej natury jest nadal traktowany trzecioplanowo. Świadczy o tym chociażby przebieg zeszłoro­cznej konferencji w siedzibie Rady Miasta Gdańska, poświęconej zachowa­niu dziedzictwa kulturowo-przyrodniczego Trójmiejskiego Parku Krajobra­zowego (TPK). Dowodem tego negatywnego zjawiska jest m.in. kolejna reorganizacja Zarządu TPK, polegająca na odebraniu tej instytucji prawa do prowadzenia aktywnej ochrony na terenie Parku (!?).

Każdy kreatywny człowiek poszukuje w swoim otoczeniu wzorca do naśladowania – autorytetu, którego obecność oraz spuścizna pozwalają na lepsze, tj. sprawniejsze, bardziej świadome oraz ogólnie mądrzejsze postę­powanie – przyjazne uczciwym ludziom oraz naturze. Moimi wykładowcami w „szkole życia” byli m.in. dr Jan Żabiński, Włodzimierz Puchalski, także dr Hanna Dobrowolska oraz dr inż. Alfons Sikora, niestrudzony propagator ochrony ojczystej przyrody. Będę Go zawsze ciepło i serdecznie wspominał.


[1] Z okazji 1000-lecia Gdańska, Elżbieta Sikora skomponowała utwór wykonany na tę okoliczność

tytuł alternatywny: Podejrzane wynurzenia domniemanego grafomana 🙂

Charakter raportu: dokumentacyjny i instruktażowy

Cel: wdrażanie nabycia umiejętności dokumentowania niektórych nieprawidłowości w prowadzeniu gospodarki leśnej na terenach leśnych (tutaj Trójmiejskigo PK)

Data spaceru: 13 XII 2022 r.

Spacerowicz, autor tekstu: S. Zieliński

Trasa: przystanek PKP Sopot-Al. Niepodległości-ul. Jacka Malczewskiego-Wzgórze Dębowe (Cmentarz Komunalny)-Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt SOPOTKOWO-Szlak Skarszewski (zielony)-Góra Spadzista-Rysie Wzgórze-Sanatorium Leśnik-Wielka Gwiazda-Leśna Polana-obszar na Pd od Leśnej Polany-Dolina Świemirowska-Szlak Skarszewski-Droga Nadleśniczych-Dolina Rynarzewskiego Potoku-Dolina Leśnego Młyna-ogrodzenie ZOO w Oliwie (po zewnętrznej 🙂 )-Dolina Świeżej Wody (Prochowego Potoku)- Dolina Oliwskiego Potoku-ul. Karwieńska-Gdańsk-Oliwa Staw Młyński-ul. Kwietna-ul. Polanki-ul. Obrońców Westerplatte-ul. Wita Stwosza-przystanek tramwajowy

Ramy czasowe: 11.30. - 17.00

Zdjęcia: zdjęcie Rygi - Mateusz Zieliński, reszta S.Zieliński

Odczucia: najpierw jasno, potem ciemno, bardziej lub mniej merytorycznie przyjemnie.... ogólnie twórczo, nawet bardzo

Obserwowane ssaki: przepiękny czworonóg chyba rasy Husky lub coś podobnego, napotkany na zielonym szlaku w lesie z opiekunem, jak się okazało piesek z SOPOTKOWA - czeka na PRZYJACIÓŁ, którzy przygarną go pod swój dach; jedna sarna (zaledwie!), łoś (!), ale na terenie ZOO :), symptomatyczny BRAK dzików (zawsze napotykałem fascynując się ich widokiem, gdy wędrowałem o tej porze).

Dokumentacja, przebieg spaceru

Bodźcem ważącym wyjścia z Rotmanki, potem przejazdu (z przygodami) pociągiem Regio z Pruszcza Gdańskiego do Sopotu, było przekazanie Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt SOPOTKOWO https://schronisko.sopot.pl/ diabetycznej karmy, strzykawek, glukozy 40%, Hepatiale Forte itp. po naszej Rydze (patrz foto poniżej). Chciałbym, korzystając z okazji, podziękować Oli Gosk za inspirację przewiezienia tego asortymentu w to empatyczne miejsce. Nabyłem piękne kalendarze z fotkami psów i kotów (będą na prezenty), aby wesprzeć tę jakże potrzebną społecznie instytucję. Zrobić to może każdy z nas. Do czego serdecznie zachęcam.

Nasza kochana Ryga (z muszką na szyi 🙂 ) fot. Mateusz Zieliński

Następnie udałem się na pobliski Cmentarz Komunalny, aby odwiedzić przedwcześnie zmarłego Kolegę, a mojego onegdaj ulubionego wspaniałego mechanika samochodowego Wieśka Moszczyńskiego (grób patrz foto poniżej). Wiesiu był Pasjonatem swojego zawodu, znał i szanował mego tatę Józefa, kochał naprawiać samochody. I robił to dobrze. Jego pasja była analogiczna do naszej - przecież wielu przyrodników uwielbia ochronę przyrody. Ponadto - podobnie jak niejeden z nas - był mądrze krytyczny i bezkompromisowy. Jego Syn Robert do dzisiaj kontynuuje pasję Taty (prowadzi Zakład Wulkanizacji w Gdańsku-Oliwie).

Grób Wieśka Moszczyńskiego w Sopockim Lesie

No i po chwili zaczął się las....................... (nasz las, nie nadleśnictwa i g.... mnie obchodzi, czy tak pisząc narażę się na zarzut "ideologizacji" - np. ze strony pewnego dość znanego naukowca z dalekich stron; o ile to czyta, ma się rozumieć).

Tuż za Wielką Gwiazdą w stronę Małej Gwiazdy N54st26,675min E18st37,552min stos z wyciętymi biocenotycznymi bukami

Na "dzień dobry" okazało się, że Nadleśnictwo Gdańsk (tutaj obszar administracji leśnictwa Sopot) za nic ma głos społeczny, w tym niedawną interpelację poselską (Panie Posłanki Agnieszka Pomaska, Barbara Nowacka, Małgorzata Chmiel), a dodatkowo zapisy Programu Ochrony Przyrody Nadleśnictwa Gdańsk w sprawie kwestii nie wycinania drzew biocenotycznych w Trójmiejskim PK. Powyżej jeden z dowodów. Poniżej kolejny.

Kolejny stos ze ściętymi biocenotycznymi bukami przy drodze między Wielką Gwiazdą a Leśną Polaną N54st26,638min E18st31,273min

Warto przypomnieć, że ww udokumentowana wycinka, w tym drzew biocenotycznych, które z różnych względów stanowią ubogacenie leśnego ekosystemu, dzieje się w obszarze projektowanym do ochrony rezerwatowej (rezerwat przyrody Lasy Sopockie). To tutaj m.in. stwierdzono unikatowego na północy Polski ślimaka ostrokrawędzistego Helicigona lapicida (patrz zdjęcie poniżej).

Ślimak ostrokrawędzisty Helicigona lapicida. Zdjęcie z badań do projektu planu ochrony rezerwatu wykonane przez autora w 2021 r.

Leśnik, nadleśnik, regioleśnik Pomorza Wschodniego (Gdańskiego) czegoś NADAL nie widzi? czegoś nie wie? Nie rozumie? Jak długo można się uczyć prostych skądinąd spraw? A może nauki brak? Nie, to chyba niemożliwe....

Fragmentami Trójmiejski PK przypomina "sosnowe Bory Tucholskie" lub "świerkowy regiel górny niektórych pasm górskich w Polsce". Ta "iglasta aberracja" (jeszcze np. nasadzenia modrzewia, daglezji, sosny wejmutki itp.) protegowania gatunków drzew degradujących żyzne siedliska buczyn i grądów to efekt błędów i zaniedbań, także - jak mniemam - "gospodarczej fantazji" wielu pokoleń leśników, trwającej (włącznie) do czasów obecnych. Niestety. Na południe od Leśnej Polany.

Nieco dalej, jeszcze przed Doliną Świemirowską, wrócił temat "przydrożnych dołów chłonnych". Patrz też tu:

Dół chłonny jako gwarant bezpieczeństwa ekologicznego i majątkowego mieszkańców Sopotu ?

Te przydrożne zagłębienia, będące dziełem opłacanej z naszych pieniędzy koparki i roboczogodzin jej operatora, stanowią w narracji służb leśnych świetlisty argument na wsparcie tezy o ich "trosce retencyjnej" względem obszaru Trójmiejskiego PK oraz osłabianiu zagrożenia powodziowego terasy nadmorskiej. Ta chybotliwa narracja wydaje się nie uwzględniać faktu, że drogi leśne (w tym wiele utwardzanych ponad miarę), stanowią tylko element (mikro) zlewniowego odpływu wody z wysoczyzny. Ta woda spływa też, i to bardzo miejscami gwałtownie, z naruszonych gospodarką leśną pagórów morenowych, zwłaszcza zaś rynnami wyżłobionymi w glebie przez ciężkie maszyny do ścięcia i zrywki drewna. Te doły (patrz zdjęcie poniżej), w kontekście dość w sumie powszechnego naruszania gleb na zrębach i wpływu tego faktu na przyspieszony spływ wody i erozję gruntu, mają się mniej więcej tak do retencji, jak przypudrowanie przepysznym lukrem niekoniecznie już świeżego tortu. A przecież szkoda tortu. I bez pudru smakuje nad miarę, gdy świeży.

Na odcinku około 250 metrów wzdłuż drogi leśnej, między oddziałami 51 i 60 l. Sopot, doliczyłem się 9 (!!!) dołów chłonnych. Zrozumiałem nareszcie, dlaczego jest to tak ważki "argument" leśników w dyskusjach o ochronie przeciwpowodziowej Trójmiasta.
Dolina Świemirowska... a dzisiaj drugi raz "hobbyści" nazywający siebie myśliwymi, strzelają do dzików w Trójmiejskim PK, pod pozorem "walki z afrykańskim pomorem świń ASF".

Pomimo sprzeciwu ponad 1 tys. naukowców - faza przejściowa tego protestu patrz np. tu: https://oko.press/800-naukowcow-do-premiera-masakra-dzikow-jest-bez-sensu-doradzimy-jak-naprawde-walczyc-z-asf Mocno martwi mnie fakt, że nie wiem, czy doczekam pogonienia myśliwych z tego kraju (wzorem Kostaryki, Kenii, Botswany, Holandii). Można ? Można. Ale czy w Polsce można? Nie wiem. Na razie słabo to wygląda, bo społeczności lokalne śpią i słuchają bęcwalskich teorii wygłaszanych przez przyrodniczych troglodytów wszelkiej maści. Z głupawymi, grubo ciosanymi intelektualnie hobbystami od strzelby i breneki na czele.

N54st25,703min E18st32,112min............... odnotowuję kolejną dewastację wycinką "trójki" i "dwójki" bukowej...
Docieram do tzw. Drogi Nadleśniczych; to co się dzieje w głębi fotki i to czego nie widać na zdjęciu dobrze odzwierciedla oczekiwania PGL LP względem obecnych nadleśniczych: ciąć, zrywać, wywieźć, zarobić... A w tle absurdalnie wysokie zarobki, które prezentują się szczególnie wymownie na tle pracowników sfery budżetowej.... patrz np. tu: file:///C:/Users/S%C5%82%C4%85wek/Downloads/Sprawozdanie%20finansowo-gospodarcze%20PGL%20LP_errata1%20(1).pdf

Przeciętne wynagrodzenie miesięczne ogółem w Lasach Państwowych wynosiło 9 048,7 zł. (rok 2021, źródło jw, str. 14)

A przecież to teren wodochronny - nawet laik widzi, że funkcja wodochronna z produkcyjną się tu kłócą...
Nie przepadam za auto-selfie :), ale tu - dla sprawy - może było warto... z cyklu "współczując dłużycom", Droga Nadleśniczych
I znowu pogrom drzew biocenotycznych ... lokalizacja: przy Drodze Nadleśniczych N54st25,490min E18st32,058min

Proszę jeszcze przez chwilę zerknąć na fotkę powyżej. Drzewa do wycięcia wyznacza LEŚNICZY; drwal tj. pilarz, jest tu tylko wykonawcą. Powyższe zdjęcie wskazuje ponad wszelkimi wątpliwościami, że LEŚNICZY świadomie i z pełną premedytacją wyznaczył do ścięcia drzewa biocenotyczne!!! Układ tkanki drzewnej i jej przekształconych produktów procesów rozkładu, zwłaszcza zaś odziomkowych fragmentów pni, wyraźnie wskazuje, że "symptomy biocenotyczności" (pęknięcia pni, ujścia dziupli pniowych, zewnętrzne zmurszenia) były tu widoczne "gołym okiem" i nie trzeba było kończyć studiów leśnych, żeby takie cechy wypatrzyć.

Czas na relaks, choć zmierzcha - ogrodzenie Oliwskiego Ogrodu Zoologicznego, zawsze chciałem pójść w zgodzie z przebiegiem tych betonów, lecz nigdy nie było okazji... teraz się zdarzyła... w okolicy więcej tzw. martwego drewna niż w dostępnych dla maszyn leśnych lasach
no comment...

a po wyjściu z lasu kilka "prób pocztówkowych" z Gdańska-Oliwy...

Dziękuję za cierpliwość. Namawiam do samodzielnego dokumentowania piękna i od-człowieczych nieprawidłowości dostrzeżonych w naszym Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Pamiętajcie, żeby fotografować i odnotowywać lokalizacje geograficzne zaobserwowanych stanów/sytuacji - wtedy gwałtownie zmniejsza się pole do podważenia spostrzeżeń przez adwersarzy. Dla Waszych reportaży moja stronka jest i będzie zawsze otwarta (zachęcam do publikowania). Tyle tylko, że zastrzegam sobie prawo do przyjaznego, acz krytycznego zerknięcia w każdy proponowany do publikacji materiał, ewentualnie sformułowania prośby o jakieś "wycyzelowanie" tekstu. Kwestia tego, że trzeba trzymać linię :). Za przyrodą, oczywiście!

Sławek Zieliński

https://xlm.pl/ekologia/182405-o-ten-las-za-daleko-9788396099068.html

https://www.taniaksiazka.pl/o-ten-las-za-daleko-p-1760884.html

https://matfel.pl/product-pol-1475067-O-ten-las-za-daleko-praca-zbiorowa.html?utm_source=iai_ads&utm_medium=google_shopping

https://www.gandalf.com.pl/b/o-ten-las-za-daleko/?utm_source=google&utm_medium=free_clicks&utm_campaign=GMC_free&gclid=EAIaIQobChMI1LzVsLv5-wIVKQWiAx2IvgizEAQYAiABEgLOPPD_BwE

https://dobreksiazki.pl/o-ten-las-za-daleko-praca-zbiorowa,p815127?gclid=EAIaIQobChMI1LzVsLv5-wIVKQWiAx2IvgizEAQYBCABEgKPsfD_BwE

https://www.bee.pl/o-ten-las-za-daleko_p1929673.html?utm_source=webepartners&utm_medium=feed&utm_campaign=webepartners

https://bonito.pl/produkt/o-ten-las-za-daleko

Recenzja

Zenon Kruczyński. Ilustrowany samouczek antymyśliwski. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. ISBN 978-83-66586-48-2, 240 pp.

Z satysfakcją zdeklarowanego kontestatora oraz krytyka hobbystycznego i planowego zabijania zwierząt, odnotowałem pojawienie sie na rynku księgarskim „Ilustrowanego samouczka antymyśliwskiego” autorstwa Zenka Kruczyńskiego. Uczciwie mówiąc – nie tyle „odnotowałem”, co pewnego dnia otrzymałem niespodziankową przesyłkę z autorską dedykacją. Ta utrzymana w formie i formule nieomalże kieszonkowego przewodnika i poradnika (format A5) książka, opatrzona została porządkującym wstępem Olgi Tokarczuk, wymownymi ilustracjami Katarzyny Błahuty i Ryszarda Dąbrowskiego oraz poruszającym „mikro-epilogiem” pióra Sylwii Chutnik i Grażyny Plebanek.

Książka składa się z 13 rozdziałów, spiętych w klamry wstępu i zakończenia. Tematyka rozdziałów, choć pozornie dobrana w sposób nieuporządkowany i niewyczerpujący, nie rozczaruje uważnie czytających. Tym bardziej, iż wiele akapitów jest zgrabnie tematycznie, acz ascetycznie poszerzonych o zagadnienia nie ujęte w tytułach rozdziałów. Tematyka pozycji stanowi swoistą kompilację analiz wybranych, nieomalże „od zawsze” kleconych przez myśliwych teorii o ich rzekomej niezbędności „w przyrodzie i w życiu człowieka” (patrz rozdziały: „Szkody łowieckie i cały ten biznes”, „Myśliwi i dziedzictwo kulturowe”, „Dokarmianie i bambinizm”, inne), z wątkami i zdarzeniami wskazującymi na coraz szybciej postępującą w czasie erozję etosu „ołowianych żołnierzyków”. To naturalne następstwo narastania ostracyzmu empatycznych Homo sapiens wobec okrucieństwa i nieodpowiedzialności tej swoistej, nisko liczebnej grupy społecznej, jaką stanowią myśliwi (patrz rozdziały: „Zwierzęta dzikie – majątek Skarbu Państwa”, „Ta cała ptaszarnia ...”, „Dzieci na polowaniach”, „Żegnaj, dziku!”, inne). Cennymi uzupełnieniami treści książki są: aneks, zawierający m.in. sporo danych ekonomicznych obalających mity współczesnego myślistwa oraz wykaz polskich organizacji potępiających polowania. To drugie stanowi dobrą kontynuację zwyczaju zapoczątkowanego w książce „Etyczne potępienie myślistwa”.

W „Ilustrowanym samouczku antymyśliwskim” autor konsekwentnie i po raz kolejny (wcześniej np. w książkach: „Farba znaczy krew”, „Łowiectwo zielonym okiem”, „Etyczne potępienie myślistwa”) punktuje myśliwych niczym wytrawny i zorientowany na cel pięściarz. Ku jakiem celowi dąży ? Zaskoczenia nie ma – ku delegalizacji myślistwa. Śladem m.in. takich państw jak Kenia, Botswana, Kostaryka, Kolumbia czy Holandia, gdzie polowania bądź już przeszły do lamusa historii, bądź są na właściwej ku temu drodze. Jedno z „narzędzi” dojścia do takiego stanu rzeczy pięknie metaforycznie streściła we wstępie nasza Noblistka: „(...) Najwyższa pora położyć myślistwo na kozetce i spróbować dotrzeć do tego splątanego, drżącego, mrocznego kompleksu, który każe dorosłym ludziom w umierającym biologicznie świecie, w czasie potężnego klimatycznego kryzysu i pandemii, zawirowań społecznych i niepokoju, wstać o świcie, naładować broń i zabijać bezbronne, przeganiane zewsząd zwierzęta”.

W moim odczuciu książka ta może być szczególnie przydatna dla czytelniczek i czytelników niekoniecznie zorientowanych w tematyce współczesnych polowań. Autor kompetentnie dostarcza takim osobom różnorodnych argumentów do potencjalnych pogawędek z myśliwymi. Jako były polujący posiada „z automatu” dar i wyczucie doboru tych argumentów. Osoby bardziej tematycznie zaawansowane także skorzystają z lektury, nie tylko z zawartych w książce „twardych” danych statystycznych, w tym naukowych, ale i np. z nieomalże anegdotycznych dygresji mogących stanowić cenne antidotum na często „argumentacyjne” fantazje polujących. Przykładem przywołany ironicznie w książce, lansowany przez niektórych myśliwych rzekomy ich potencjał dla obronności kraju ..., skwitowany: „gdy im przysłowiowi ruscy przyjdą pod ambony wyżerać kukurydzę”.

Czy recenzowana pozycja to publikacja naukowa ? Czy też jest to może raczej „prezentacja poglądów i przekonań jej autora”, co dane mi było odczytać w ocenie sformułowanej przez naukowca (ze stopniem) ? Przyznam, że na tak zadaną tezę zdębiałem, wbrew swej woli, gdyż nie cierpię pilarek czy kombajnów zrębowych. Wszak szereg podjętych tematów w tej książce jest rzeczowo udokumentowanych danymi naukowymi, w tym statystycznymi, analizy są wielowątkowe i uwzględniają różne opcje „widzenia”, swoją wymowę ma też liczba przypisów do tematycznej literatury (138). Zaś o ile emocje, gdyż i o nich mowa w ww ocenie była, stawiane są na pozycji wykluczającej względem nauki, to formułującemu taki zarzut pozostaje tylko współczuć. Zaś jako ascetyczny (nieemocjonalny) komentarz do ww – zainteresowanie kilku uczelni i innych ośrodków naukowych organizacją spotkań z autorem „Samouczka”, a nawet podjęcie starań, na razie jednej z uczelni (Uniwersytet Gdański), o wpisanie tej cennej  syntetycznej publikacji do kanonu lektur studenckich.

Książkę bardzo polecam. Przeczytałem w dwa dni. Jest dostępna także jako e-book i audiobook. Autor, Zenek Kruczyński, to jeden z tych byłych myśliwych, którzy w wieku dojrzałym dorośli, dostrzegając absurd polowań w obecnych czasach, i przestali polować. Tyle tylko, że On, w odróżnieniu od większości „nawróconych” (inne pozytywne przykłady to przyrodnik Marcin Kostrzyński czy były premier Włodzimierz Cimoszewicz), wszedł na godną najwyższego uznania drogę piętnowania patologii poprzez upublicznienie (patrz zwłaszcza „Farba znaczy krew”). Jest to postawa tym bardziej godna szacunku, gdyż powiązana jest z ciągłym ryzykiem egzystencjalnym – „tamta strona” bywa chorobliwie w swym obłędzie i nierzadko prostactwie, zdeterminowana i nieobliczalna. Ponadto uzbrojona.

Reasumując, w związku z pojawieniem się kolejnej książki demaskującej istotę polowań, moglibyśmy myśliwym współczuć. Nie wiem jak innych, ale mnie na taki humanitaryzm nie stać. Nie potrafię. Jestem tu analogicznie nieczuły jak polujący względem swoich bezbronnych ofiar. Zaś w oczekiwaniu na delegalizację myślistwa w tym kraju oraz w kolejnych i już na zawsze, mam tylko jedno marzenie. Aby myśliwi, zamiast ględzić o regulowaniu przez siebie populacji, o czym znikome pojęcie mają nawet utytułowani naukowo ekolodzy, zajęli się regulacją ... no powiedzmy odbiorników radiowych. Dadzą radę ... ? Może. Zwłaszcza tych nie najnowszych. W nich pokręteł jest niewiele, to nie las, to nie przestrzeń przyrodnicza. Trzymam kciuki, w tej kwestii zdecydowanie sympatyzuję. 

Sławomir Zieliński

Staraniem kilkudziesięciu Osób, w tym pięciu współautorów (Zieliński S., Wilga M. S., Kochańczyk M., Wołosz B., Kruczyński Z.), nakładem Wydawnictwa Arche z Sopotu, pojawiła się książka pt. "O ten las za daleko ! Rozrachunek postępowania PGL Lasy Państwowe w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym". To wielowątkowe kompendium "suchej" nauki, dokumentalistyki skonkretyzowanej miejscami "do bólu" i zawsze obecnych w zdrowych relacjach przyroda-człowiek emocji, zestawione w odniesieniu do działalności Nadleśnictwa Gdańsk w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Chociaż jest to opracowanie stricte lokalne, komentowana jest tu de facto sytuacja ogólnokrajowa w zakresie zintensyfikowania w ostatnich latach cięć w lasach, kosztem ich zasobów oraz funkcji przyrodniczych i społecznych.

Nakład już się prawie wyczerpał. Zainteresowanych zdobyciem tej pozycji (warto) zachęcam do kontaktu na priv.

Całkiem niedawno Nadleśnictwo Wejherowo negatywnie odniosło się do kilku propozycji ochroniarskich zawartych w zaawansowanym projekcie Operatu ochrony zwierząt Planu Ochrony Nadmorskiego Parku Krajobrazowego (NPK), które zgłosiło po wyłożeniu dokumentacji. Przykładowo – na propozycje utworzenia rezerwatów przyrody „Rzucewski Klif” nad Zatoką Pucką oraz „Helskie Wydmy i Plaże” na Mierzei Helskiej, a ponadto włączenia rezerwatu „Bielawskie Błota” wraz z przylegającym odcinkiem doliny Czarnej Wdy, Puckimi Błotami i lasami na Kępie Ostrowskiej w granice NPK, nadleśnictwo „nie wyraziło zgody”. Wypadałoby więc przypomnieć tej „szacownej” instytucji, że nikt się o zgodę nie pytał, bo to nie ta procedura. O opinię i owszem, lecz nie wiążącą dla twórców tego operatu. A zamiast morału – sentencja: „pycha kroczy przed upadkiem”.

Wstęp

W nie tak znowu odległych czasach poprzedzających "rewolucję" przemysłową ludzie, przebywając bliżej przyrody, wiele się od niej uczyli. Co więcej, starali się podpatrzone w naturze rozwiązania, mniej lub bardziej udanie, naśladować. Nie stroniąc przy tym od wprowadzania ich w przestrzeń rozwiązań stricte technicznych, co przyczyniło się zresztą do rozwoju cywilizacji Homo sapiens.

Przyroda nauczycielem

Rysem charakterystycznym tej wczesnej edukacji naszego gatunku była bliskość, namacalność nauczyciela i jego przeogromnego dydaktycznego warsztatu. Człowiek nie izolował się od środowiska, w którym żył, podpatrywał, co tylko mógł, mając nie tylko możliwość bezpośredniego odnajdywania genialnych – nieraz bardzo prostych – rozwiązań, ale i ich bieżącej weryfikacji. Przez analogię do schematu oddziaływań między grupami różnych gatunków (populacjami) występujących w układach przyrodniczych można powiedzieć, że relacja między ludźmi a przyrodą miała w tych czasach charakter tzw. komensalizmu czyli współbiesiadnictwa. W oddziaływaniu takim człowiekowi można było przypisać rolę komensala – strony odnoszącej korzyść (tutaj – edukacyjną), zaś przyrodzie – rolę gospodarza, dla którego działalność komensala była nieszkodliwa. Do czasu, niestety.

Nauka "poszła w las"

Dość gwałtowne – bo ledwie na przestrzeni tysiącleci, zwłaszcza zaś w ostatnich niespełna dwustu latach – wyizolowanie się większości populacji ludzkich ze środowiska przyrodniczego, poskutkowało m.in. dość powszechnym zatraceniem umiejętności uczenia się od przyrody. Temu negatywnemu zjawisku sprzyjała gwałtowna urbanizacja i technicyzacja przestrzeni oraz narastanie przekonania o geniuszu, wyjątkowości i nieomylności myśli ludzkiej (antropocentryzm).

Z kolei w procesie nauczania pokoleń ludzkich w różnych grupach wiekowych zabrakło uporządkowanej (nie sztampowej) edukacji ekologicznej, co wraz ze wspomnianymi powyżej i innymi przyczynami doprowadziło do przekształcenia interakcji komensalnych w typowo pasożytnicze, oparte na eksploatacji gospodarza (przyroda) przez pasożyty (społeczności ludzkie). Ta analogia o tyle nie kuleje, że człowiek nie może – jak powszechnie wiadomo – bez przyrody funkcjonować.

Ot, chociażby tunele

Na potwierdzenie pomijania obecnie przez ludzi "pomysłów" przyrody, jak i nieliczenia się z potencjalnymi niekorzystnymi skutkami lansowania własnych wizji, przykłady możnaby mnożyć. Tutaj posłużę się jedną z moich "archiwistycznych szufladek", dotyczącą projektów przekopów tuneli w miejscach cennych przyrodniczo. Ledwie kilka zarejestrowanych w niej koncepcji wystarcza na wyciągnięcie wniosku, że teraźniejsze pokolenie planistycznych wizjonerów z beztroską pokonuje bariery, zdawałoby się nie do pokonania. Ot chociażby podłoże geologiczne jakiegoś obszaru – co tam skała, mokradło czy uwilgotnione wzgórze ... się przecież wykopie. Czy status ochronny terenu – park narodowy, krajobrazowy czy dolina nieprzeciętnej rzeki... przecież tunel pod ziemią. Tę wybiórczą planistyczną odpowiedzialność, a właściwie jej brak, dobrze ilustrują projektowane podkopy w Tatrzańskim Parku Narodowym, pod pagórami morenowymi  Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego w okolicach granicy Sopotu i Gdańska, pod rzeką Biebrzą w rozpatrywanym onegdaj tzw. wariancie białostockim transgranicznej drogi ekspresowej Via Baltica, a nawet pod dnem Zatoki Gdańskiej (?!). Ten ostatni projekt stał się prawdziwym hitem "kolekcji tunelowej". Podkop o długości około 20km z Gdyni na Hel, z przylegającą doń podwodną restauracją o szklanych ścianach, z parkingiem, itp. Projekt ten wystawiono onegdaj w szranki o pieniądze z amerykańskiego owsetu (?!). Okazało się, że nie istnieją mechanizmy merytorycznego tonowania wybujałej wyobraźni niektórych planistów*.

Wystarczyło podejrzeć krety ...

... a w zasadzie przestudiować literaturę przedmiotu – jedną ze światlejszych "zdobyczy" rozwoju cywilizacyjnego ludzkości. Efektem tej nieskomplikowanej przecież czynności byłoby stwierdzenie prostego faktu, że ssaki te unikają kopania korytarzy podziemnych na terenach piaszczystych i o wysokim poziomie wód gruntowych. No i dodanie do tego odrobiny refleksji, iż "na siłę" to można wiele (przykład – tunel pod kanałem La Manche). Pytania tylko – jakim kosztem (także przyrodniczym)? po co? ile to wytrzyma? itp. Inna nauka – krety wzmacniają boczne ścianki swoich korytarzy glebą, najczęściej gliniastą, gdyż w takiej najczęściej kopią. Wybudowany nie tak dawno tunel w okolicy sopockiego mola wyłożono (po co ?) wełną mineralną, która w wyniku kilku już podtopień nasączona jest wodą i nie schnie. Jeżeli już trzeba było, to czy nie lepiej innym logiczniejszym materiałem, np. styropianem?

Epilog

A propos kretów jeszcze dwa słowa. Znana czeska dobranocka „Przygody Krecika” fascynowała i fascynuje wielu. Z różnych względów podziwia ją niejeden wielbiciel natury. Nic dziwnego – tytułowy bohater to programowy altruista, tak jak każdy przyrodnik z prawdziwego zdarzenia. A i biocentryzm mu nieobcy – nie ukrzywdzi żadnej, nawet "najlichszej" istoty. Po drugie – tak jak większość przyrodników – stara się pomagać w potrzebie innym. I, co godne podkreślenia, nie tylko przedstawicielom własnego gatunku. Po trzecie wreszcie – Krecik wykazuje nieomal programowe zadziwienie ludzkim postępem cywilizacyjnym, w tym wyczynami wszelakiej maści planistów. I choć w kolejnych odcinkach jakoś sobie z nim i z nimi radzi, wykazując duże zdolności adaptacyjne, to jednak wydźwięk całej serii jest taki, że cywilizacja ta – jak i jej kreatorzy – coraz bardziej go osaczają. Podobnie, jak przyrodników.

Sławomir Zieliński

* Szczęśliwie żadna z tutaj wzmiankowanych i innych kontrowersyjnych koncepcji nie doczekała się realizacji. I oby tak zostało.

10 komentarzy do 10 wypowiedzi "nieomylnego" rzecznika prasowego Nadleśnictwa Gdańsk

Marcin Stanisław Wilga – Fidelis Siluas

Sławomir Zieliński – Wschodniopomorskie Koło Terenowe Klubu Przyrodników

Niedawno temu na łamach trojmiasto.pl zamieszczono felieton Marcina S. Wilgi, opisujący prace prowadzone w ramach gospodarki leśnej w dolinie Samborowo w Lasach Oliwskich (Trójmiejski Park Krajobrazowy -TPK, Nadleśnictwo Gdańsk, oddz. 121 leśn. Matemblewo).

https://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/To-nie-my-to-wiatr-Kto-odpowiada-za-polamane-drzewa-w-lesie-n164427.html

Jego autor podziękował redakcji portalu i wszystkim internautom, którzy poparli wnioski społeczne dotyczące owej gospodarki, funkcjonującej - jak się wydaje - w „świecie równoległym”. Podziękowania złożono także trollom wirtualnej przestrzeni za ich „głęboko filozoficzny” niezwykły wysiłek, mający zdyskredytować autora w oczach czytelników portalu.

Felieton poddał krytyce rzecznik prasowy Nadleśnictwa Gdańsk pan Łukasz Plonus. Wypowiedzi te można znaleźć pod wskazanym wyżej linkiem internetowym. Ponieważ ów krytyczny materiał zawiera szereg przeinaczeń, podejrzanych tez i mataczeń, autor artykułu (MSW) postanowił je wskazać z uwagi na szacunek, jakim darzy internautów. Ponadto poprosił dr. inż. Sławomira Zielińskiego (SZ) naukowca, specjalistę od spraw leśnictwa, nie związanego zawodowo z korporacją PGL Lasy Państwowe, o recenzję wypowiedzi rzecznika. Ta "polemika do polemiki" została opublikowana tutaj, m.in. z uwagi na to, że wspomniany portal nie zdecydował się na udostępnienie jej swoich łamów.

Ad.1-MSW). Pan Plonus nie słyszał o tzw. kanałach powietrznych, które tworzą się w lukach w drzewostanach. Tam ciśnienie powietrza jest największe, a napór wiatru na otoczenie także maksymalne. Efektem tego jest łamanie się drzew i przewracanie, zwłaszcza w rejonach istniejących luk, m.in. powstałych po dawnych rębniach gniazdowych i w drzewostanach o dużych rozrzedzeniach. Zjawiska te wzmagane są konfiguracją terenu – łatwiej zachodzą na stromych zboczach raptownie zwężających się dolin, gdzie mknące masy powietrza zostają gwałtownie ścieśnione. Pan Plonus potwierdził niechcący moją opinię w pkt. 6.

Ad.1-SZ). Pan Plonus ma kłopot z rozróżnianiem pojęć, o czym świadczą dwa pierwsze zdania jego wypowiedzi. Drzewo złamane to nie to samo, co drzewo powalone (przewrócone). Może pomoże załączona rycina autorstwa profesora nauk leśnych Witolda Koehlera [1].

drzewa złamane - a, d, drzewo powalone - c

Ponadto lasy TPK nie są „stosunkowo stare”, ani stare (patrz np. Ad. 6-SZ), zaś Oliwa to dzielnica Gdańska, nie las.

Co do wypowiedzi pana Plonusa o „podstawowych czynnikach wpływających na przewracanie się drzew podczas porywistych wiatrów”, to kolejny profesor nauk leśnych Jan Dominik ujmuje to tak: „wielkość i rodzaj szkód zależy głównie od prędkości i rodzaju wiatru, a poza tym także od rzeźby terenu, siedliska, składu gatunkowego drzewostanu, jego wieku, sposobu zagospodarowania, zwarcia i wielu innych okoliczności.” [2] Tak się złożyło, że żaden z „podstawowych” czynników pana rzecznika nie został tu w pierwszej kolejności wymieniony...

Ad.2-MSW), Na wielu drzewach przeszło rok temu zaznaczono farbą znak oznaczający „obiekt do wycięcia”. Oglądając liczne pniaki i inne fragmenty drewna, wyraźnie widać, że kolejne wycięte drzewa były zdrowe i zostały niedawno usunięte; inne pniaki wskazują na wycięcie drzew biocenotycznych, które powinny pozostać w lesie. Masowe cięcia spowodowały znaczne rozrzedzenia w drzewostanach. Jest film na FB pokazujący jak operator harvestera wyciętym grabem uderza w pomnikowy Gruby Dąb – pomnik 206A.

Ad.2-SZ), Pan Plonus potwierdził, że presja gospodarcza nadleśnictwa na tzw. martwe drewno jest w TPK bardzo duża. Ponadto wypowiada się w taki sposób jakby nie wiedział, że w ostatnim czasie w dolinie Samborowo, w tym w oddz. 121 leśn. Matemblewo w ramach realizacji rębni stopniowej gniazdowej udoskonalonej IVd, nadleśnictwo prowadziło intensywne cięcia – a przecież, nawet jeśli nie chodzi w teren, ma źródło informacji: https://www.bdl.lasy.gov.pl/portal/mapy).

Ad.3-MSW), Sam się przekonałem jak ten dialog wygląda – „nie mam stosownego wykształcenia, chcę ten las mieć wyłącznie dla siebie i posługuję się tylko emocjami”. Dodatkowo moje stwierdzenia były publicznie przeinaczane, aby pokazać przyrodniczą ignorancję. Ongiś dodatkowo wyśmiano mnie, komentując to w mało kulturalny sposób, kiedy poruszyłem temat ochrony środowiska lasu itd. Jedna jaskółka – obecna konsultacja – nie czyni wiosny. Nie musieliśmy (Brunon Wołosz i ja) brać w nich udziału, bo nasze postulaty są na FB od wielu lat. Zresztą zastąpił nas dr inż. S. Zieliński, który przekazał, czego oczekuje społeczeństwo od Nadleśnictwa Gdańsk. Mojemu koledze odmówiono wydania pozwolenia na wjazd do lasów TPK w celach badawczych, bo „przyjaźni się z Wilgą”… O jakim dialogu mowa?

Ad.3-SZ). Przesłałem obszerne i co najmniej dwu-wątkowe uwagi do Nadleśnictwa Gdańsk [3].  Do dzisiaj (2 III 2022 r.) nie doczekałem się odpowiedzi. „Dialog”, w ujęciu pana rzecznika i tej instytucji.

Ad.4-MSW). Ochrona prowadzona przez Nadleśnictwo Gdańsk dotyczy wyłącznie drzew, czyli drewna, a z tego jest korzyść finansowa. Czy postulowanie o objęcie ochroną rezerwatową Samborowa i Doliny Zielonej to słaba przesłanka?[4] W dolinie Samborowo stwierdzono 152 gatunki grzybów wielkoowocnikowych. Wiele z nich rosło w strefie utworzonej rębni (dane z 1998 r. z opisu ścieżki przyrodniczo-dydaktycznej).

Ad.4-SZ). W pracach do projektu Planu ochrony TPK w 2019 r. (Klub Przyrodników) koncepcję z 2006 r. [5] istotnie poszerzono powierzchniowo (projektowany rezerwat „Lasy Oliwskie”). Publiczna dezinformacja rzecznika o „braku przesłanek” w odniesieniu do powierzchni referencyjnej tj. nawet nie formy ochrony przyrody, jest znamienna. Jak widzę ponadto pan Plonus nie wie, czym jest „przesłanka do utworzenia powierzchni referencyjnej”. Otóż najkrótsza i dobra definicja brzmi tak: Powierzchnia wyznaczona dla obserwacji procesów naturalnych w lasach. [6] Jednym z elementów jej naturalności jest obecność tzw. martwego drewna, przelegującego do naturalnego rozkładu w lesie. Jedną z PRZESŁANEK do utworzenia takiej powierzchni jest potwierdzone występowanie gatunku lub gatunków puszczańskich, powiązanych ekologicznie z martwym drewnem. Gatunków puszczańskich (PRZESŁANEK) stwierdzono w Samborowie wiele, zwłaszcza grzybów makroskopijnych (zasługa kolegi Wilgi, panie Plonus), a wśród bliskich mi chrząszczy też. To tutaj właśnie zlokalizowano (też kolega Wilga) jedyne znane w TPK stanowisko saproksylobiontycznego żuka zacnika Gnorimus nobilis; na całym Pomorzu Wschodnim jest to jedno z dwóch  znanych obecnie stanowisk (patrz fot. poniżej). Ta jedna PRZESŁANKA by wystarczyła, ale pan rzecznik nie zna żadnej ! To jest kompetencja czy jakaś żenada ? Pan Plonus nie czyta tematycznych publikacji? Nie zna efektów prac do projektu Planu ochrony TPK ? Kim zawodowo jest, że "poucza i naucza" ?

PS. Co do „ochrony lasu” – to dość irytujące uproszczenie pana Plonusa, zwłaszcza dla mnie, który miałem przyjemność kończyć Katedrę Entomologii Leśnej, Ochrony Lasu i Ekologii SGGWAR – objaśnienie dlaczego, zajęłoby tu zbyt wiele miejsca.

Bieszczadzki Park Narodowy, Zacnik Gnorimus nobilis (fot. SZ)
Przesłanka" z Samborowa - Zacnik Gnorimus nobilis poświętnikowate, gat. górsko-podgórski rzadki na niżu (fot. MSW)

Ad 5-MSW). Gleba w obrębie pomnika 206C została naruszona wskutek składowania pociętego drewna bukowego. Proszę udać się w to miejsce i jeszcze raz obejrzeć składowisko drewna (także ten fragment, który opiera się o pień pomnika przyrody).

Ad.5-SZ), Pan Plonus określa glebę jako „rozmiękczoną przez deszcze” i na tym się skupia. Nie bierze pod uwagę kompleksu czynników, które wcześniej wpłynęły na degradację płatów gleb w tym rejonie, z których najistotniejszym jest wg mnie mechaniczne niszczenie jej struktury, zwięzłości, przewiewności, kompleksu sorpcyjnego, właściwości wodnych i innych parametrów przez ciężki sprzęt do prac leśnych w wyższych i niższych partiach zbocza  [udokumentowane, m.in. w trakcie dokumentacji wycinania przez nadleśnictwo drzew biocenotycznych].

Ad. 6-MSW). Pan Plonus sam przeczy sobie, pisząc, że „jednak doprowadziłoby to do zbyt dużego rozluźnienia drzew, co faktycznie doprowadziłoby do szybkiego przewrócenia się pozostałych drzew” – nadinterpretacja? Informacja o bytowaniu puszczyka jest nieaktualna – nie jest od dawna widywany w dziupli pobliskiej lipy.

Ad. 6- SZ). Po pierwsze. Dla pana rzecznika 130-letni drzewostan sosnowy jest „starodrzewem”. Sosna zwyczajna dożywa do 300-350 lat czasami nawet do 500 lat[7]. Rozumując jak pan Plonus, z porównania tej sosny z człowiekiem, przy minimalistycznym założeniu, że stara sosna ma 300 lat, a stary człowiek ma 70 lat, stosując zwykłą proporcję, wychodzi, że wiek „starego” człowieka to 32,5 lat.

Po drugie. Argumentacja pana Plonusa nijak się ma do deklarowanej „od zawsze” przez nadleśnictwo, kwestii tzw. przebudowy drzewostanów w kierunku eliminacji gatunków drzew onegdaj posadzonych na niewłaściwych dla nich siedliskach. Tutaj chodzi o sosnę zwyczajną w subatlantyckim grądzie Stellario-Carpinetum. Pytanie do pana rzecznika jest takie – dlaczego w takim razie powszechnie wycinano w oddz. 121 graba pospolitego – gatunek charakterystyczny zespołu grądu i buka zwyczajnego – gatunek wyróżniający tego zespołu [jest to udokumentowane, także drzewa nie złamane i nie powalone]. W tym kontekście argument o pozostawieniu pozostałych sosen, żeby bardziej nie rozluźniać zwarcia drzewostanu brzmi i komicznie, i irytująco [por. fot. niżej - pozostawione sosny oznakowane przez SZ na czerwono; fot. SZ].

Dolina Samborowo, na czerwono zaznaczono pozostawione w grądzie sosny zwyczajne, a wielu buków,
grabów i dębów już nie ma, bo wycięte. (fot. SZ)

Ad 7-MSW). Nie zrozumienie przy czytaniu tekstu. Najwięcej złomów i wywrotów obserwuje się w rejonie dawnych rębni, gdzie na małym obszarze dokonano „swoistego okresowego wylesienia”. Tam, gdzie dokonano wycinki punktowej, przy dużym rozrzedzeniu drzewostanów też występuje większe prawdopodobieństwo przewrócenia się drzewa lub jego złamania przez wiatr. Sam Pan Plonus o tym napisał w pkt. 6.

Ad.7-SZ). Po pierwsze. Pan Plonus nadal brnie w przedstawianą kiedyś na łamach trojmiasto.pl wydumaną koncepcję „tworzenia (lub nie tworzenia) się polan i innych luk w drzewostanie”. Powtarzam więc do znudzenia, że w miejscu utworzenia się luki w lesie, nie będzie się tworzyć jakakolwiek POLANA. Luka taka będzie błyskawicznie i bez pomocy leśnika zarastała w wyniku spontanicznych procesów sukcesji wtórnej, w kierunku docelowej formacji w takim miejscu, tj. LASU.

Po drugie. Co do „wycinania punktowego w tej okolicy” to widać, że funkcjonujemy jednak w innej rzeczywistości niż pan rzecznik – cięcia na tej powierzchni były wyjątkowo intensywne, powiązane z degradacją płatów gleb, wycinką drzew biocenotycznych itd. A jak takie cięcia mogą wpłynąć na szkody od gwałtownych wiatrów – kolejny cytat z profesora nauk leśnych Witolda Koehlera: „Drzewostany zwarte mniej ulegają szkodom [od wiatru – przyp. SZ] niż rozluźnione, jeżeli do rozluźnienia doszło w późniejszym wieku i gwałtownie.” [8]. To jest elementarz nauk leśnych, panie rzeczniku.

Zdewastowany las w partii szczytowej zbocza w Samborowie, 2 XII 2021r. (fot. SZ). Mechaniczne niszczenie struktury gleby, zwięzłości, przewiewności, kompleksu sorpcyjnego, właściwości wodnych i innych jej parametrów dokonane przez ciężki sprzęt do prac leśnych.

Ad.8-MSW). Znowu kolejny błąd lub manipulacja. W moim felietonie nie było żadnej informacji, że w lasach komunalnych są (lub ich nie ma) jakieś problemy z drzewami przewróconymi lub złamanymi. Wyraźnie napisałem, że takich drzew podczas wycieczki po Samborowie w lasach komunalnych nie zauważyłem. Wysnułem hipotezę, że jest to następstwo dużej zwartości tamtejszych drzewostanów (brak cięć).

Ad.8-SZ). Pan rzecznik prognozuje, ale nie wiadomo w oparciu o jaką wiedzę i już wie, że „ograniczona gospodarka [w lasach komunalnych Trójmiasta – przyp. SZ] będzie prowadziła do nasilenia tych zjawisk”. Zupełnie nie rozumiejąc, że priorytety znaczącej części społeczności aglomeracji trójmiejskiej rozmijają się z jego postrzeganiem roli lasów komunalnych i innych. Polecam panu rzecznikowi do lektury modelową pracę, jak wzrasta walor przyrodniczy i bioróżnorodność lasu, na którym zaniechano gospodarki leśnej. [9]

Ad 9-MSW). Jakie dwa dojrzałe owocniki? Czy Autor wie, o czym pisze? Zostało zniszczone stanowisko przez stworzenie niekorzystnych warunków siedliskowych, powstałych w wyniku założenia rębni i transportu drewna. Zlikwidowano dojrzałe drzewa symbiotyczne, nastąpiła ingerencja w glebę, w której rozwija się grzybnia, zmieniono warunki insolacji. W Polsce odnotowano zaledwie kilkanaście stanowisk tego chronionego gatunku grzyba, stąd m.in. propozycja tworzenia strefy ochronnej wokół stanowisk – koła o promieniu 50 m. W stosunku do tego gatunku nie ma zastosowania wyłączenie spod ochrony, uzasadnionej względami gospodarki leśnej (Rozporządzenie 2014: §7.1 dot. grzybów). Proponuję przestudiować tematyczne opracowanie[10].

Ad.9-SZ). Ot, znalazł się winny zniszczenia stanowiska kolczakówki żółtobrązowej w Samborowie – nie prace rębne i zrywkowe nadleśnictwa, lecz „przejście dzikiej zwierzyny” – panie Plonus, czyżby podprogowa promocja polowań w TPK?

Ad 10-MSW). To Pana Plonusa własna interpretacja. Ja w nią nie wierzę, bo nadleśnictwo nie prowadzi badań ekofizjograficznych na obszarach wycinki drzew, mimo istnienia takich wymogów w ramach tzw. dobrych praktyk. Znam to z autopsji, a dostatecznym dowodem jest zeszłoroczna wycinka drzew, na których rósł rzadki w TPK mech gładysz paprociowaty, gatunek pod częściową ochroną, tudzież wycięcie dębów z mąklą tarniową (dawniej ściśle chroniony porost, obecnie pod częściową ochroną). Kolejnym dowodem jest fizyczna eliminacja 3 stanowisk widłaka wrońca w Lasach Oliwskich itd. Na potwierdzenie tego, co napisałem, przytoczę opinię naukowców: „Gospodarka leśna w TPK nie uwzględnia wymogów ochrony przyrody i prowadzi do zanikania rzadkich oraz wartościowych przyrodniczo zbiorowisk roślinnych, a także stanowisk roślin, grzybów i zwierząt, w efekcie do ubożenia oraz zniekształcania flory i fauny.[11]

Ad.10-SZ). Mam uwagę techniczną do pana rzecznika, moim zdaniem istotną. To m.in. ja za tę farbę do bezsensownego „kropkowania” drzew płacę. I np. każdy, kto zagląda na trojmiasto.pl. „Standardową procedurę stosowaną w nadleśnictwie” w tej kwestii uważam za jakieś kuriozum i marnotrawienie środków publicznych. Czy wśród swoich pracowników nadleśnictwo nie dysponuje kompetentnymi osobami, które mogłyby od razu (nie po roku) stwierdzić obecność gatunków chronionych (nie tylko porostów) ? Choćby po to, żeby uniknąć kosztów, a i lania farby na plechy tych porostów, jak to miało miejsce w Samborowie – w Dębim Żlebie.

Stos drewna przy pomniku nr 199 – dębie szypułkowym, Samborowo 1968 r. (MSW)
Puszczyk Strix aluco żyjący ongiś w dziupli lipy, Samborowo (MSW)

Te chmury zwiastują zmiany. Oby nadeszły.

Piśmiennictwo

[1] Koehler W.. 1961. Patologia i ochrona lasu. PWRiL, Warszawa.[2] Dominik J. 1974. Ochrona lasu. Szkody powodowane przez czynniki natury nieożywionej oraz szkody związane z działalnością człowieka. Część I. Skrypty Akademii Rolniczej w Warszawie, Warszawa.

[2] Dominik J. 1974. Ochrona lasu. Szkody powodowane przez czynniki natury nieożywionej oraz szkody związane z działalnością człowieka. Część I. Skrypty Akademii Rolniczej w Warszawie, Warszawa.

[3] http://mikrobiotop.pl/index.php/2022/02/08/konsultacje-w-sprawie-zabiegow-gospodarczych-w-2022-r-w-nadl-gdansk

[4] Buliński M., Ciechanowski M., Czochański J., Zieliński S. 2006. Walory przyrodnicze Trójmiejskiego Obszaru Metropolitalnego i ich ochrona. Studia przyrodniczo-krajobrazowe województwa pomorskiego. Pomorskie Studia Regionalne, Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego, Gdańsk, s.11-133 + mapy i zdjęcia.

[5] Źródło jw

[6] https://www.encyklopedialesna.pl/haslo/powierzchnie-referencyjne)

[7] źródło: https://www.encyklopedia.lasypolskie.pl/doku.php?id=s:sosna-zwyczajna

[8] Koehler W. 1961. Patologia i ochrona lasu. PWRiL, Warszawa.

[9] https://www.researchgate.net/publication/314067380_Rezerwat_Jezioro_Lubowko_w_Puszczy_Drawskiej_po_25_latach_ochrony_martwe_drewno_mikrosiedliska_nadrzewne_i_przyczynek_do_poznania_fauny_chrzaszczy_saproksylicznych/link/58b2acefaca2725b5419c1b8/

[10] Kujawa A., Ruszkiewicz-Michalska M., Kałucka I. L. 2020. „Grzyby chronione Polski. Rozmieszczenie, zagrożenia, rekomendacje ochronne”. Inst. Środowiska Rolniczego i Leśnego. Polska Akademia Nauk. Poznań, 512 ss

[11] Herbich, Herbichowa 2001. Zbiorowiska roślinne – specyfika, zagrożenia, ochrona. [W:] Przewoźniak M. (red.) Trójmiejski Park Krajobrazowy. Przyroda-kultura-krajobraz. Materiały do Monografii Przyrodniczej Regionu Gdańskiego, 6: 81-109