Przeskocz do treści

Poranne rozmyślania o polowaniach – Marcin S. Wilga

Marcin S. Wilga

PORANNE ROZMYŚLANIA O POLOWANIACH

Zwierzęta nie mają rozumu, lecz tylko człowiek może być głupcem.

Prof. T. Kotarbiński

Kiedyś w dolinie Samborowo zauważyłem pasącą się sarnę, która spostrzegła mnie. Ale nadal pasła się spokojnie. Zwykle zwierzęta te w popłochu uciekają na widok Homo sapiens. Powodem takiej reakcji większości populacji owych zwierząt były odwieczne prześladowania ze strony człowieka. W pierwszej kolejności polegało to na  wydawaniu wyroków śmierci – czyli prakty­kowane myślistwo, z drugiej – na niszczeniu ich naturalnego środowiska, co jest wynikiem stoso­wanej od dawna eksploatatorskiej gospodarki leśnej. Las przestał być bezpiecznym „domem” dla jego mieszkańców. W efekcie wytworzyła się nowa rasa saren, typowo polna, egzystująca wyłącznie w środowisku nieleśnym. Wracając do mojej napotkanej sarny – jej reakcja była dowodem, że zwierzęta myślą i potrafią reagować zależnie od panującej sytuacji. Co więcej – potrafią też bawić się, zwłaszcza w okresie juwenilnym, i mogą być przerażone (to moje obserwacje). Wykazują więc cechy przypisywane powszechnie wyłącznie ludziom.

Stado jeleni szlachetnych Cervus elaphus elaphus; samce (byki) posiadają na głowie poroże zwane też wieńcem

Fot. Borsuk

Tymczasem grono myśliwych i część leśników (obie te profesje często są tożsame) uważają polowania za „męski sport”, a wspomniane zwierzęta oraz jelenie  traktują jako „szkod­niki upraw leśnych”. Bo najważniejsza jest dobra zabawa i kasa. Teriolodzy (mammolodzy – badacze ssaków) od dawna tłumaczą jaką ważną rolę w środowisku lasu pełnią owe zwierzęta. Ubolewają, że zostały wytrzebione drapieżniki, regulujące wielkość populacji owej teriofauny, eliminujące osobniki chore, upośledzone (moim zdaniem natura ma prawo do samoregulacji). Natomiast łupem myśliwych padają sztuki najokazalsze, stanowiące ich trofea; z przykrością oglądam poroża jeleni, eksponowane przez ich zabójców. Bo jak nazwać osoby wyposażone w nowoczesną broń palną z układem optycznym, które z dużej odległości potrafią zabić zwierzę. Użyłem terminu „potrafią”, bowiem sam byłem świadkiem jak postrzelony dzik uciekł swojemu prześ­ladowcy i w końcu zdechł; nie spotkała go zatem śmierć gwałtowna, pozbawiona cierpienia. Odnalazłem go po krwawym śladzie pozostawionym na łące. Fakt znalezienia martwego dzika został zgłoszony lokalnym władzom leśnym. I nic – brak reakcji. Dopiero zareagowano kiedy w lokalnej prasie pojawiła się informacja o cuchnącym dziku na terenie ochronnym ujęcia wody, tuż obok szlaku turystycznego. Wówczas ciało padłego zwierzęcia zakopano na owym terenie, niedaleko tablicy informującej o zakazie grzebania padliny (sic?!).

Jako przyrodnik-amator często zapuszczam się w odległe zakątki lasu o różnych porach dnia. Dzięki temu zdobywam wiedzę z autopsji o zachowaniu leśnej fauny. Dotyczy to zarówno bezkręgowców, jak i wyżej zorganizowanych gatunków stadnych. Kilkakrotnie znalazłem się przypadkowo na obszarze polowań i „kule gwizdały mi nad głową”. Z pośpiechem opuszczałem taki zagrożony rejon. Zdałem sobie sprawę jak niebezpiecznym procederem jest uprawianie polowań na obszarze przymiejskich lub zgoła miejskich lasów, często odwiedzanych przez mieszkańców pobliskich miast. Praktyka pokazała, że zapewnienia ze strony polujących osób o bez­pieczeństwie turystów w trakcie planowanych odstrzałów zwierząt należy traktować jako mało wiarygodne (znam te zagadnienia z autopsji). Dlatego ze zrozumieniem i pełną akceptacją przyjąłem propozycję dr inż. Jacka Karnowskiego, prezydenta Sopotu, o nie powoływaniu na  terenie leśnym, leżącym w granicach administracyjnych tego miasta, obwodu łowieckiego. Jest to postulat wart masowego poparcia, uwzględniający pełne bezpieczeństwo turystów, zgodny z najnowszymi osiągnięciami nauki w zakresie ekologii lasu. Lasu naturalnego, a nie upraw leś­nych, podporządkowanych woli lokalnych gospodarzy, nastawionych wyłącznie na efekty ekono­miczne.

Uważam myślistwo za działalność anachroniczną i nieetyczną. Przy czym biorę pod uwagę etykę będąca, niestety, w sprzeczności z tą oficjalnie głoszoną przez polskich hierarchów koś­cielnych. Profesor Tadeusz Kotarbiński w jednej ze swoich rozpraw filozoficznych, w części poświeconej łowiectwu, zarzucił tej działalności brak etyki. Stwierdził, że polowaniom towa­rzyszy cierpienie, bo nie każde postrzelone zwierzę ginie śmiercią gwałtowną – część z nich ginie w męczarniach. Tymczasem owi myśliwi mają swojego patrona – świętego Huberta, uznawanego przez Kościół Katolicki. Ciekawe, że został on uznany za świętego kiedy porzucił myślistwo.

Podobno każdy człowiek posiada „gen myśliwego”. Ale wyruszając na „łowy” można zamiast sztucera tudzież dubeltówki mieć ze sobą kamerę i aparat fotograficzny. Tak czynią miłośnicy natury, osoby wrażliwe na piękno przyrody, nie ingerujące w życie innych stworzeń, doceniające wartość intelektualną i psychologiczną, płynących z bezkrwawych kontaktów z naturą.

Kiedy w Sali Herbowej Urzędu Marszałkowskiego grono doradców Sejmiku Wojewódz­twa Pomorskiego (czytaj myśliwych) jednogłośnie odrzuciło postulat prezydenta Sopotu, poczu­łem się jakbym przebywał w średnio­wieczu. Nikt z owego grona nie przyjął do wiadomości, że są inne bardziej humanitarne i realne sposoby zmniejszenia liczebności dzików bytujących w sopockim lesie. Jedynym panaceum na nadmierny przyrost populacji ma być odstrzał tych zwierząt – i basta! Ze smutkiem i niedowie­rzaniem opuszczałem Salę Herbową. Konkluzja – wiek XXI to dynamiczny rozwój techniki, zaś etyka, empatia, ekologia, ochrona natury inaczej sozologia pozostały gdzieś w minionych czasach. Dobrze, że nie kultywuje się palenia czarownic.

P.S. Laureaci Nagrody Nobla podzielający poglądy Kościoła, a więc i pełną aprobatę myślistwa, stanowią zaledwie ok. 3%.

 

Borsuk, 11 stycznia 2020 r.