Koniec roku to znakomity moment na głębsze refleksje osobiste oraz o szerszym wymiarze społecznym. Usłyszałem w radiu nowy termin: „prostytucja intelektualna”. Jego autor wyjaśnił, że ów termin dotyczy osób, które z racji swoich kompetencji, wykształcenia itp. prezentują poglądy mijające się z oczywistą prawdą, czyli – mówiąc dosadniej – po prostu kłamią. Czynią tak dla pieniędzy, które otrzymują za propagowanie kłamstwa. Co więcej, odbierają prawa do prostowania i obrony osobom o przeciwnych poglądach mających ścisłe odbicie w rzeczywistości. W przytoczonym radiu wymieniono przykładowo przedstawicieli obecnej elity rządzącej, którym przypisano wymieniony powyżej neologizm.
Mnie ów termin skojarzył się z firmą zarządzającą polskimi lasami. Mając ogromne środki finansowe, jej pracownicy permanentnie występują w mediach publicznych, prezentując swoistą politykę dezinformacyjną. Być może statystyczny, słabo wykształcony, zahukany obywatel tego kraju uwierzy w ową propagandę. Jednak większość społeczeństwa (ok. 92% – tak wynika z ankiety) z nieufnością i z merytoryczną krytyką odnosi się do wypowiedzi panów w zielonych mundurach. Bo nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że lasy Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego (TPK) stworzyli ongiś dawni leśnicy. Geneza formacji leśnych na tym obszarze została opublikowana w naukowych opracowaniach i wiadomo, że owe lasy powstały dzięki siłom natury. Właśnie lokalna przyroda pozwoliła na ewolucję lasów w miarę kolejnych zmian klimatycznych od czasu ustąpienia lądolodu skandynawskiego. Zresztą jak sobie radzi współcześnie przyroda widać w lasach, gdzie dokonano wycinki obszarowej tudzież w strefie porzuconych gospodarczo pól. Bez ingerencji człowieka tworzy się tam stopniowo las z gatunkami lekkonasiennymi (sosna zwyczajna, topola osika i in.); wykształca się inny skład runa niż przed wycinką. Jednak na zmienionym obszarze występuje zjawisko „ewolucyjnego powrotu” dawnych gatunków drzew oraz towarzyszącego runa leśnego. Taki odrodzony las po wielu latach staje się naturalny[1]. Obszar jest nienaturalny kiedy następuje nasadzanie tu drzew, zwłaszcza gatunków obcych dla danego siedliska. A tak dzieje się permanentnie w lasach TPK.
Pogląd, że las bez leśnika zginie jest poważnym nadużyciem, kolejne nadużycie to twierdzenie, że leśnicy gospodarując w lesie naśladują naturalne procesy tam zachodzące. Nic bardziej mylącego – kto widział jak przyroda usuwa z lasu np. martwe drewno? Dla dobra lasu ono tu powinno pozostać. W naturalnym lesie istotną rolę odgrywa starodrzew. Tu, w TPK, jest on unikatowy, stanowiąc ogólnie 1,6%, a w Lasach Oliwskich 0,5%[2] (a drzew w wieku 141-160 lat powinno być ok. 20%). Takich konkretów wskazujących na antyekologiczną gospodarkę można mnożyć. Dziwi fakt, że wpływając negatywnie na różnorodność biologiczną lasów TPK, leśnicy sami prowadzą do mniejszej odporności środowiska na tzw. szkodniki[3], które obniżają długofalowy efekt finansowy firmy. Widocznie liczy się tylko to, co obecnie wpływa do kieszeni gospodarzy.
Konkluzja dotycząca wspomnianej gospodarki w roku 2023 dla społeczności Trójmiasta jest przygnębiająca. Nastąpi dalsza denaturalizacja obszarów leśnych, obniżanie różnorodności biologicznej, a turysta będzie znowu niemile widziany w lesie przez gospodarza. Zagrożenia te przyczynią się do wzrostu świadomości ekologicznej (sozologicznej) społeczeństwa oraz spowodują wzrost aktywności organizacji proekologicznych.
(Borsuk, 30.12.2022r.)
[1] Taki pogląd można znaleźć w książce: Szafer W. & Zarzycki K. (red.) Szata roślinna Polski, Wyd. III, PWN Warszawa 1977
[2] Przewoźniak M. (red.). Materiały do monografii przyrodniczej Regionu Gdańskiego, Tom 6, Trójmiejski Park Krajobrazowy, Przyroda-Kultura-Krajobraz, Wyd. Gdańskie, Gdańsk 2001
[3] Termin ten dotyczy wyłącznie gospodarki człowieka. W przyrodzie szkodników po prostu nie ma
tytuł alternatywny: Gdy pięknu i harmonii przyszło współistnieć z brzydotą, niekompetencją i głupotą
Charakter i cel raportu: dokumentacyjny
Data spaceru: 22 XII 2022 r.
Spacerowicz, autor tekstu i zdjęć: S. Zieliński
Trasa: przystanek PKS Trąbki Wielkie - Kleszczewo - rezerwat przyrody Dolina Kłodawy - pola (niedaleko Jagatowa) - Kłodawa - pola (niedaleko Świńcza) - Żukczyn - bramki A1 Autostrady Bursztynowej - Wojanowo - węzeł Rusocin - Będzieszyn - Juszkowo - Rotmanka
Ramy czasowe: 10.45 - 18.00
Odczucia: od góry do dołu i od lewa do prawa 🙂
Obserwowane ssaki: jedna łania, kilka saren, BRAK dzików, BRAK zajęcy, BRAK lisów
Dokumentacja, przebieg spaceru
W Trąbkach Wielkich autobus zatrzymał się nieopodal lokalnej sławy czasów gierkowskich i krótko post-gierkowskich - restauracji "Myśliwskiej", obecnie podupadłej i niszczejącej. Z przystanku PKS dostrzegłem na bocznej ścianie budynku reklamę, a raczej jej fragment, której nie widziałem przychodząc tu onegdaj pieszo z Rotmanki. Jak to bywa, także dewastacja mobilizuje szare komórki... (patrz fot poniżej + opis z FB).
Po przejściu niespełna 3 kilometrów na północ trafiłem w okolice leśniczówki Trąbki (Nadleśnictwo Kolbudy). Tutaj po raz kolejny upewniłem się, że wiele płatów leśnych monokultur świerkowych, nie będących jakąś rzadkością na Pojezierzu Pomorskim, w tym na "naszym" obszarze, tj. Pomorzu Wschodnim (Gdańskim), to efekt "pozostawiania wskutek nie sprzedania" wszystkich choinek z plantacji świątecznych. Te płaty monokultur określane były i są mianem "chojniaków świerkowych". Z określeniem tym po raz pierwszy zetknąłem się dawno temu, w trakcie lektury pracy "Zróżnicowanie i antropogeniczne przemiany roślinności Wysoczyzny Staniszewskiej na Pojezierzu Kaszubskim" (Monogr. Bot., 63: 1-162) autorstwa prof. Jacka Herbicha z Uniwersytetu Gdańskiego, dotyczącej części obszaru Lasów Mirachowskich w centrum Kaszub. Była to skądinąd pionierska praca naukowa, która w istotny sposób wsparła moje postrzeganie tego i innych problemów, także pod kątem realizowanych badań do rozprawy doktorskiej. Kilka płatów takich chojniaków napotkałem w okolicy leśniczówki Trąbki (jeden z nich patrz foto poniżej).
Warto przypomnieć, że świerk pospolity Picea abies jest na Pomorzu Wschodnim gatunkiem geograficznie i siłą rzeczy siedliskowo obcym. Degraduje siedlisko, głównie poprzez zakwaszanie gleby. Zarządca akceptuje i wzmacnia te negatywne dla gleb procesy.
Rezerwat przyrody Dolina Kłodawy jest małym (powierzchnia tylko nieco ponad 10 ha) acz urokliwym rezerwatem leśnym. Miejscami, zwłaszcza w obrębie łęgowego dna doliny, rzuca się w oczy całkiem niemały zasób tzw. martwego drewna, co widać na załączonych zdjęciach poniżej.
Nie brakuje też jednak niemiłych niespodzianek-ciekawostek, a jedną z nich jest nie włączony w granice rezerwatu obszar lasu przy pięknym meandrze Kłodawy, którego cechują co najmniej trzy negatywne, w tym trudne do zrozumienia składowe:
skrupulatne wycięcie części drzew, w tym biocenotycznych i pozostawienie nielicznych rosnących (charakter parkowy płata lasu);
ambona myśliwska na skraju ww powierzchni;
kilkadziesiąt ptasich skrzynek lęgowych powieszonych na większości pozostałych "na pniu" drzew.
A tymczasem w południowym sąsiedztwie rezerwatu (Nadl. Kolbudy, leśn. Trąbki, oddz. 24g) wiodą życie posadzone tu przez leśników 16 lat temu modrzewie. Modrzew europejski Larix decidua jest drzewem geograficznie i siedliskowo obcym dla Pomorza Wschodniego. Posadzono tu także jednostkowo (udział w wydzieleniu 10%) jodłę pospolitą Abies alba, a jakże - gatunek górski i oczywiście obcy geograficznie i siedliskowo dla naszych terenów.
Dalsza wędrówka, choć tereny piękne acz przez człowieka przekształcone, jednak stresuje. Gdzie się nie obrócić - myśliwskie "ambony". "Karierę" robi konstrukcja wielce nietypowa (pierwszy raz taką w życiu widzę, patrz foto poniżej), opisana na portalu ogólnopolskim Nasze Lasy w następujący sposób:
Przejazd tylko dla SUV-ów koła łowieckiego. Ciągnik z przyczepą, to już ryzyko. Kombajn niechybnie zakończy polowanie Zdjęcie wykonane wczoraj przez Sławomir Zieliński w okolicy rezerwatu przyrody Dolina Kłodawy. Nadleśnictwo Kolbudy, KŁ "Cietrzew".
Nic dziwnego, że po percepcji około 20 ambon (potem będzie co najmniej drugie tyle, także zwyżek), oko mimo wszystko odpoczywa widząc taki krajobrazowy delikt (patrz zdjęcie poniżej). Z nadzieją, że to nie kolejny pomysł myśliwych na przechytrzenie bezbronnych ofiar.
Swoje dokłada rolnictwo (patrz foto poniżej).
Zanim się wybudujesz - rozejrzyj się (po horyzont) i pomyśl. Obyś nie została/został "pomylony z dzikiem". Bezkarnie. Póki co tutaj jeszcze rządzą myśliwskie kule i śrut.
Porzucone grunty rolne (foto poniżej). W przypadku braku ingerencji człowieka las wróci na ten obszar samorzutnie. Klasyczna książkowa sukcesja wtórna. Nie będzie w tym żadnej "zasługi" leśników. A lesistość Polski wzrośnie - taki urok naszej strefy klimatycznej i tego typu płatów przestrzeni.
Nie mogę się powstrzymać, aby nie zasygnalizować po raz kolejny swoich głębokich pokładów wdzięczności Trzem Wspaniałym Kobietom, dzięki którym pojawił się dodruk "O ten las za daleko! Rozrachunek społeczny postępowania PGL Lasy Państwowe w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym". Zgodnie z życzeniem nie upubliczniam Ich danych, lecz w sercu zachowuję! I poczytuję sobie za zaszczyt, że mogę dzielić Ich zaangażowanie, zwłaszcza zaś mentalne i merytoryczne, w sprawy ochrony Trójmiejskiego PK. Dziękuję z całego serca, także w imieniu Współautorów !
Dziękuję także portalowi Nasze Lasy za propagowanie na FB informacji o dostępności rynkowej opracowania.
A teraz linki do księgarni + Allegro, gdzie pojawił się "drugi rzut" dodruku naszej książki (wczoraj doliczyłem się sumarycznie 17-tu jednostek):
Prof. dr hab. Ewa Symonides Warszawa, 14 grudnia 2022 r.
Recenzja
Książki „O ten las za daleko!”. Rozrachunek społeczny postępowania Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym.
Sławomir Zieliński, Marcin Stanisław Wilga, Michał Kochańczyk, Brunon Wołosz, Zenon Kruczyński
Autorzy książki, w tym także większości zamieszczonych w niej fotografii, reprezentują wprawdzie różne zawody, ale łączy ich wrażliwość na piękno przyrody, świadomość naukowo uzasadnionej potrzeby jej ochrony oraz niebagatelny dorobek w działaniach na rzecz zachowania przyrodniczego bogactwa naszego kraju, zazwyczaj okupiony równie wielkim wysiłkiem i samozaparciem w dążeniach do celu. Trzeba dodać, że zasadniczy tekst książki wzbogacają nie tylko kopie dokumentów kierowanych do lokalnych władz różnych szczebli, ale także liczne cytaty pisemnych i ustnych wypowiedzi sporej grupy osób reprezentujących m.in. naukowców, lekarzy, dziennikarzy, księży, fotografików, parlamentarzystów, radnych, a także stałych mieszkańców regionu i turystów, zgodnie oceniających negatywnie gospodarkę leśną na obszarze Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego (TPK). Sygnalizowany w podtytule „rozrachunek społeczny” nie tylko nie jest nadużyciem, ale znacząco podnosi wartość książki, która z pewnością zainteresuje szeroki krąg odbiorców, a dla leśników (studentów i pracowników) powinna stać się lekturą obowiązkową. Warto zaznaczyć ogromny wysiłek, rzetelność i skrupulatność Autorów w gromadzeniu owych wypowiedzi, rozsianych w najrozmaitszych czasopismach i dokumentach.
Opisana w książce historia i dramaty przyrody w efekcie tzw. gospodarki leśnej oparte są wprawdzie na przykładzie TPK, w istocie jednak dotyczą większości, jeśli nie wszystkich 125 obszarów podlegających podobnej ochronie prawnej. Sądzę jednak, że TPK jest pod wieloma względami wyjątkowy i właśnie na jego przykładzie, czego dowiedli autorzy, można prześledzić wielorakie skutki fatalnej gospodarki leśnej na obszarach chronionych. TPK, utworzony w 1979 roku na powierzchni niemal 20 000 ha, jest bowiem jednym z najstarszych parków krajobrazowych w Polsce, z unikatową polodowcową rzeźbą terenu, ukształtowaną głównie przez procesy związane z tzw. pomorską fazą zlodowacenia bałtyckiego, licznymi głazami narzutowymi (wiele uznano za pomniki przyrody), potokami, z których większość ma swoje źródła na terenie parku (np. Cedron, Zagórska Struga, Cisówka, Kacza, Swelinia, Potok Oliwski i Strzyża), torfowiskami w licznych zagłębieniach terenu oraz kilkunastoma niewielkimi jeziorami (np. Wyspowo, Borowo, Pałsznik, Wygoda, Zawiat, Bieszkowickie). Około 90% powierzchni TPK zajmują jednak lasy, głównie bukowe i mieszane z udziałem buka, ale także grądy, łęgi, bory bagienne i brzeziny bagienne. Cennym elementem środowiska są też półnaturalne łąki kośne w dolinach. Flora TPK zawiera wiele chronionych gatunków roślin, w tym górskich i reliktowych, ale na uwagę zasługują także rzadkie i interesujące gatunki grzybów i zwierząt. Na terenie parku istnieje wprawdzie 10 rezerwatów przyrody(Źródliska w Dolinie Ewy, Zajęcze Wzgórze, Dolina Strzyży, Kacze Łęgi, Cisowa, Lewice, Gałęźna Góra, Pełcznica, Wąwóz Huzarów, Łęg nad Sweliną), 21 użytków ekologicznych, 1 zespół przyrodniczo-krajobrazowy, 171 pomników przyrody oraz 3 Specjalne Obszary Ochrony Siedlisk Natura 2000, ale to tylko złudna statystyka. Przyroda TPK, jak bez cienia wątpliwości dowodzą Autorzy, wymaga rzeczywistej i pilnej ochrony, czego pod „opieką” Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe (PGLLP), niestety, się nie doczeka.
Książka prowadzi do smutnych refleksji nie tylko na temat braku skuteczności rzeczywistego wdrażania zapisów Ustawy o ochronie przyrody, ale modelu kształcenia leśników w Polsce oraz zasad funkcjonowania potężnej i pozbawionej rzeczywistego nadzoru instytucji, jaką reprezentują pracownicy PGLLP. Ci ostatni, jak dowodzą i dokumentują swoje racje Autorzy, nie tylko ignorują zapisy Ustawy o lasach, ale są głusi na liczne protesty wybitnych naukowców - przyrodników, pozarządowych organizacji zajmujących się ochroną przyrody, wreszcie mieszkańców TPK i jego okolic, dotyczące plądrowniczej gospodarki leśnej. Tym zagadnieniom poświęcono I i II rozdział książki.
Głos w kolejnym, III rozdziale, oddano przyrodzie. Na wybranych przykładach, doskonale udokumentowanych, wykazano zabójczy wpływ na różne składniki przyrody takich zabiegów, powszechnych w lasach gospodarczych, jak usuwanie martwych oraz wycinka starych, dziuplastych drzew, osuszanie torfowisk pod zalesienia, wprowadzanie gatunków geograficznie lub siedliskowo obcych w ramach przebudowy drzewostanów oraz utrzymywanie ich w stadium juwenilnym. Bogactwo przyrodnicze i różnorodność biologiczna TPK ubożeją, a skuteczna ochrona choćby jego walorów krajobrazowych jest niezwykle żmudna i trudna. Dowodzą tego opisane, kilkudziesięcioletnie i - jak dotąd - bezowocne, starania miłośników parku o utworzenie rezerwatu przyrody Dolina Zagórskiej Strugi, pomimo niewątpliwych walorów przyrodniczych tego obszaru.
Rozdział IV ujawnia istotę konfliktów i przyczynę braku porozumienia między szeroko rozumianymi miłośnikami przyrody, zatroskanymi o przyszłość TPK, a pracownikami terenowymi i administratorami PGLLP, ignorującymi nie tylko zapisy Ustawy o ochronie przyrody, ale także wymogi stawiane im w Ustawie o lasach. Zgodnie ze starym powiedzeniem „jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze” - to bez wątpienia ten wynalazek Fenicjan jest źródłem sporów i nieustępliwej postawy pracowników leśnych, negujących m.in. potrzebę obejmowania nowych obszarów ochroną prawną i sens wprowadzania jakichkolwiek działań w lasach, potencjalnie utrudniających prowadzenie gospodarki leśnej. Nie ulega wątpliwości, że tylko objęcie PGLLP właściwymi regulacjami finansów publicznych może tę z gruntu chorą i szkodliwą sytuację uzdrowić, a Plany Urządzania Lasu doczekają się wreszcie wymaganych prawem konsultacji społecznych.
Kolejny, V rozdział opisuje poczynania innego, zbiorowego wroga ochrony przyrody w TPK, jakim są myśliwi, rekrutujący się zresztą w przeważającej mierze spośród leśników i podporządkowani w swojej aktywności zapisami w „rocznym planie łowieckim”, ustalanym przez odpowiednie nadleśnictwo. Autorzy rozdziału podkreślają, że wszystkie obwody myśliwskie zarządzane przez PGLLP mają status Ośrodków Hodowli Zwierzyny (OHZ). Jest ich obecnie w Polsce 206, a zatem czterokrotnie więcej niż podlegających Polskiemu Związkowi Łowieckiemu, a osiągany roczny zysk z polowań według pokontrolnego raportu Najwyższej Izby Kontroli wynosi 62 mln zł. W tych ośrodkach „hodowli” zwierząt w ciągu zaledwie roku zabija się ponad 50 tysięcy dużych ssaków i blisko 40 tysięcy zajęcy, ptaków i innych, drobnych zwierząt. Omawiany rozdział przytacza wiele innych, konkretnych danych dotyczących gospodarki łowieckiej w Polsce i stanowi tym samym rodzaj kompendium wiedzy na temat usankcjonowanego prawnie mordowania dziko żyjących zwierząt w lasach.
Rozdział VI otwiera swoisty apel skierowany do szerokich kręgów społeczeństwa o domaganie się od rządu i parlamentu powrotu PGLLP do sytuacji prawno-administracyjnej sprzed 1991 roku, od którego to roku funkcjonuje jako jednostka pozabudżetowa i swoiste państwo w państwie. PGLLP zarządzają blisko 30% powierzchni kraju i zatrudniają niemal 27 tysięcy pracowników. Dochody tego „gospodarstwa” są niemałe, zarobki pracowników w większości znakomite, ale przyroda terenów leśnych i ogół społeczeństwa z tych dochodów nie korzystają. Rozdział VI wypełniony jest przytoczonymi tekstami rezolucji i opinii lokalnych władz administracyjnych, interpelacji poselskich oraz protestami organizacji pozarządowych o uznanym autorytecie (fundacja Fidelis Siluas, Greenpeace), w których podkreśla się sprzeczne z interesem społecznym i troską o właściwy stan środowiska przyrodniczego dewastacyjne działania leśników w TPK.
Ostatni, VII rozdział książki ma charakter zbiorczej prezentacji różnorakich dowodów na sens i korzyści wynikające z zachowania lasów w TPK w możliwie nienaruszonym stanie oraz, co jest wysoce przygnębiające, na całkowitą odporność PGLLP na argumenty naukowców i społeczeństwa sprzeciwiających się dalszej, plądrowniczej gospodarki w tym pięknym i cennym dla przyrody i mieszkańców regionie kraju.
Zasadniczy tekst książki uzupełnia kilka aneksów w których zawarta jest bibliografia uzupełniająca oraz liczne, znakomite fotografie nie tylko składników przyrody TPK, ale także fragmentów najrozmaitszych dokumentów uzasadniających potrzebę skutecznych działań eliminujących dalszą eksploatację przyrodniczych zasobów parku.
Lektura książki skłania do refleksji nad stanem lasów w Polsce, a zwłaszcza do obaw nad ich przyszłością, jeśli nadal będą zarządzane przez PGLLP w ich obecnej sytuacji prawnej. Nasuwają się także pytania, czy rzeczywiście leśnicy nie widzą różnicy między lasem a plantacją drzew? Czy rzeczywiście dla nich lasem są wyłącznie drzewa, a wszystkie inne organizmy jedynie zbędnym i kłopotliwym dodatkiem? Czy rzeczywiście leśnicy uważają stosowane przez nich „zabiegi” za niezbędne dla zachowania żywotności ekosystemów leśnych? Trudno w to uwierzyć.
Książka jest niewątpliwie pozycją niestandardową, za edycję której Wydawnictwu Arche należą się słowa uznania. Niewątpliwie także nie należy do kategorii lektur łatwych i przyjemnych, do czego zresztą jej Autorzy nie aspirują. Otwarte pozostają pytania: (1) w jaki sposób dotrzeć z jej przesłaniem do rządzącej elity naszego kraju oraz (2) co zrobić, żeby wielki trud i rzetelność Autorów w przedstawianiu dramatycznych faktów i zjawisk dotyczących przyrody TPK, choć w istocie prawdopodobnie wielu innych obszarów Polski, nie poszedł na marne?
Odszedł od nas nieoczekiwanie – 24 lutego 2010 r. W prasie ukazała się jedynie krótka notatka zawierająca Jego bogaty życiorys. Ot, takie kompendium wiedzy o życiu Człowieka Poczciwego. Bo takim ciepłym, życzliwym, wysoce etycznym i kulturalnym był śp. dr inż. Alfons Sikora – prawdziwy przedwojenny inteligent.
Pochodził ze Lwowa, lecz losy wojenne przywiodły go na Wybrzeże; od 1946 r. aż do niespodziewanej śmierci mieszkał w Gdańsku-Oliwie. Przez trzydzieści lat pełnił funkcję wojewódzkiego konserwatora przyrody – jedynego, którego dobrze wspominam. Pan Alfons był aktywny i na emeryturze – pracował w Zarządzie Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku. Mógł pochwalić się długoletnim stażem w Lidze Ochrony Przyrody, za co rok temu został uhonorowany stosownym dyplomem. Wygłaszał pogadanki w Radiu Gdańsk, pisywał artykuły do „Dziennika Bałtyckiego”, „Głosu Wybrzeża” oraz tygodnika „Trójmiasto”; w tym ostatnim powoływał się również na moje przyrodniczo-historyczne opracowania o Lasach Oliwskich, co uznałem za wyjątkowy zaszczyt.
W 1966 r. trafiła do mnie książka autorstwa dr. Sikory pt. „Osobliwości i zabytki przyrody województwa gdańskiego”. Autor zamieścił na jej stronach wiele istotnych zaleceń oraz informacji dotyczących ochrony ojczystej przyrody, m.in. i tę:
„O ile na ogół społeczeństwo zdaje sobie sprawę z tego, że wielkim przestępstwem wobec kraju i narodu jest niszczenie bezcennych dzieł rąk ludzkich, zgromadzonych w muzeach, o tyle w odniesieniu do tworów przyrody daje się zauważyć brak tej świadomości. Dlatego zachodzi konieczność przeciwdziałania grożącemu stale niebezpieczeństwu przez prowadzenie stałej akcji ochrony przyrody w jak najszerszym pojęciu”.
Pomimo upływu wielu lat, treść tego przesłania jest nadal aktualna.
Pana doktora Sikorę poznałem w okresie pełnienia przeze mnie społecznej funkcji działacza w Straży Ochrony Przyrody (1987-1998). Spotykaliśmy się przypadkowo w siedzibie Terenowego Inspektoratu SOP przy Zarządzie Parków Krajobrazowych w Gdańsku. Oczywiście tematem prowadzonych rozmów była ojczysta przyroda i konieczność jej ochrony.
W 1996 r. otrzymałem od pana Sikory propozycję wykonania kilkunastu fotografii do nowo opracowywanej przez niego książki pt. „Gdańsk kolebką światowego ruchu ochrony przyrody. Osobliwości i zabytki przyrody Miasta Gdańska. Zabytkowy Park im. Adama Mickiewicza w Gdańsku Oliwie. Inne obiekty przyrodnicze”. Oczywiście zgodziłem się na współpracę bez namysłu. Edytorem przewodnika było Wydawnictwo Pomorskie RPK PTTK Gdańsk. W swoich zbiorach bibliograficznych posiadam tę pozycję wydawniczą z piękną dedykacją Autora.
W trzy lata później otrzymałem kolejną propozycję wykonania serii fotografii. Tym razem tematem książki pt. „Na tropach antyku w Gdańsku”, którą miałem zilustrować, były gdańskie zabytki opatrzone łacińskimi sentencjami. Autorami publikacji byli państwo Zofia i Alfons Sikorowie; pani Zofia, małżonka p. Alfonsa, wykładała języki francuski i łaciński w V Liceum Ogólnokształcącym w Oliwie. Publikacja ukazała się pod auspicjami Wydawnictwa POMORSAP przy Oddziale Gdańskim Stowarzyszenia Autorów Polskich.
Oto fragment wstępu do książki:
„Na szczególną uwagę w Gdańsku zasługują liczne obiekty z akcentem starożytności. Wpływ kultury antyku na miasto Gdańsk był tak silny, że w pewnym okresie panowania królów polskich nadano mu miano „Aten północy”. To też nic dziwnego, że często spotykamy się z różnymi napisami w języku łacińskim, którego nauka została niestety wycofana ze szkół, a tym samym zanika jego znajomość. Ażeby ułatwić turystom nie znającym języka łacińskiego odnalezienie tych ciekawych obiektów i pomóc w zrozumieniu ich znaczenia, podajemy krótko zebrane wiadomości o antyku w Gdańsku”.
Nieco się natrudziłem, wykonując technicznie i kompozycyjnie poprawne fotografie wskazanych przez dr. Sikorę zabytkowych obiektów. Musiałem wybrać odpowiednią porę dnia oraz pogodę, no i nabrać pewnej wprawy w fotograficznym rejestrowaniu zabytkowej architektury. Ale udało się. W podziękowaniu za współpracę, ponownie zostałem obdarowany książką z przemiłą dedykacją.
Z rozmów przeprowadzonych z dr. Sikorą najciekawsza była ta, która dotyczyła dewastacji przyrody w Dolinie Radości w latach 90. XX w. Mój interlokutor wspominał także okres lat 70., kiedy pełniąc funkcję wojewódzkiego konserwatora przyrody był szantażowany przez lokalne PZPR-owskie władze. W perfidny sposób został zmuszony do podpisania zgody na przekształcenie fragmentu Dolny Radości w Oliwie w pracownicze ogródki działkowe. Żadne jego argumenty, dotyczące walorów przyrodniczych tego wyjątkowo cennego obiektu, nie zostało przyjęte do wiadomości; równie negatywną opinię dotyczącą tych planów wyraził wówczas na łamach „Głosu Wybrzeża” architekt ówczesny docent, następnie profesor J. Stankiewicz. Nie podpisanie dokumentu groziło natychmiastowym zwolnieniem z pracy i kolejną represją w postaci tzw. „wilczego biletu”. Pan Sikora miał wówczas na utrzymaniu żonę oraz córkę Elżbietę, obecnie cenioną, światowej klasy kompozytorkę mieszkającą Paryżu[1]. I dlatego ugiął się pod presją. Miał o to żal do siebie.
Przypadek pana Sikory był analogiczny do mojego – też nie akceptowałem kolejnej dewastacji w Dolinie Radości w 20 lat później (zjawisko to, połączone z przekrętem przy zakupie ziemi oraz z nepotyzmem, zostało szczegółowo opisane i nazwane przez wybrzeżową prasę „Aferą w Dolinie Radości”). I tak samo jak mój mistrz, naraziłem się gdańskim włodarzom. Kiedyś wspomniałem o tym na łamach „Pisma PG”, prezentując aroganckie i antyprzyrodnicze działania AWS-owskich władz rządzących Pomorzem Gdańskim i samym Gdańskiem w latach 90. No cóż, zjawisko zawłaszczania państwa polskiego przez partie polityczne jest nadal aktualne; rozumiem przez to totalne upartyjnienie (nie mylić z upolitycznieniem!) urzędów i ośrodków władzy, czemu częstokroć towarzyszą, niestety, przeróżne patologie. I mimo upływu lat, problem ochrony gdańskiej natury jest nadal traktowany trzecioplanowo. Świadczy o tym chociażby przebieg zeszłorocznej konferencji w siedzibie Rady Miasta Gdańska, poświęconej zachowaniu dziedzictwa kulturowo-przyrodniczego Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego (TPK). Dowodem tego negatywnego zjawiska jest m.in. kolejna reorganizacja Zarządu TPK, polegająca na odebraniu tej instytucji prawa do prowadzenia aktywnej ochrony na terenie Parku (!?).
Każdy kreatywny człowiek poszukuje w swoim otoczeniu wzorca do naśladowania – autorytetu, którego obecność oraz spuścizna pozwalają na lepsze, tj. sprawniejsze, bardziej świadome oraz ogólnie mądrzejsze postępowanie – przyjazne uczciwym ludziom oraz naturze. Moimi wykładowcami w „szkole życia” byli m.in. dr Jan Żabiński, Włodzimierz Puchalski, także dr Hanna Dobrowolska oraz dr inż. Alfons Sikora, niestrudzony propagator ochrony ojczystej przyrody. Będę Go zawsze ciepło i serdecznie wspominał.
[1] Z okazji 1000-lecia Gdańska, Elżbieta Sikora skomponowała utwór wykonany na tę okoliczność
tytuł alternatywny: Podejrzane wynurzenia domniemanego grafomana 🙂
Charakter raportu: dokumentacyjny i instruktażowy
Cel: wdrażanie nabycia umiejętności dokumentowania niektórych nieprawidłowości w prowadzeniu gospodarki leśnej na terenach leśnych (tutaj Trójmiejskigo PK)
Data spaceru: 13 XII 2022 r.
Spacerowicz, autor tekstu: S. Zieliński
Trasa: przystanek PKP Sopot-Al. Niepodległości-ul. Jacka Malczewskiego-Wzgórze Dębowe (Cmentarz Komunalny)-Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt SOPOTKOWO-Szlak Skarszewski (zielony)-Góra Spadzista-Rysie Wzgórze-Sanatorium Leśnik-Wielka Gwiazda-Leśna Polana-obszar na Pd od Leśnej Polany-Dolina Świemirowska-Szlak Skarszewski-Droga Nadleśniczych-Dolina Rynarzewskiego Potoku-Dolina Leśnego Młyna-ogrodzenie ZOO w Oliwie (po zewnętrznej 🙂 )-Dolina Świeżej Wody (Prochowego Potoku)- Dolina Oliwskiego Potoku-ul. Karwieńska-Gdańsk-Oliwa Staw Młyński-ul. Kwietna-ul. Polanki-ul. Obrońców Westerplatte-ul. Wita Stwosza-przystanek tramwajowy
Odczucia: najpierw jasno, potem ciemno, bardziej lub mniej merytorycznie przyjemnie.... ogólnie twórczo, nawet bardzo
Obserwowane ssaki: przepiękny czworonóg chyba rasy Husky lub coś podobnego, napotkany na zielonym szlaku w lesie z opiekunem, jak się okazało piesek z SOPOTKOWA - czeka na PRZYJACIÓŁ, którzy przygarną go pod swój dach; jedna sarna (zaledwie!), łoś (!), ale na terenie ZOO :), symptomatyczny BRAK dzików (zawsze napotykałem fascynując się ich widokiem, gdy wędrowałem o tej porze).
Dokumentacja, przebieg spaceru
Bodźcem ważącym wyjścia z Rotmanki, potem przejazdu (z przygodami) pociągiem Regio z Pruszcza Gdańskiego do Sopotu, było przekazanie Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt SOPOTKOWO https://schronisko.sopot.pl/ diabetycznej karmy, strzykawek, glukozy 40%, Hepatiale Forte itp. po naszej Rydze (patrz foto poniżej). Chciałbym, korzystając z okazji, podziękować Oli Gosk za inspirację przewiezienia tego asortymentu w to empatyczne miejsce. Nabyłem piękne kalendarze z fotkami psów i kotów (będą na prezenty), aby wesprzeć tę jakże potrzebną społecznie instytucję. Zrobić to może każdy z nas. Do czego serdecznie zachęcam.
Następnie udałem się na pobliski Cmentarz Komunalny, aby odwiedzić przedwcześnie zmarłego Kolegę, a mojego onegdaj ulubionego wspaniałego mechanika samochodowego Wieśka Moszczyńskiego (grób patrz foto poniżej). Wiesiu był Pasjonatem swojego zawodu, znał i szanował mego tatę Józefa, kochał naprawiać samochody. I robił to dobrze. Jego pasja była analogiczna do naszej - przecież wielu przyrodników uwielbia ochronę przyrody. Ponadto - podobnie jak niejeden z nas - był mądrze krytyczny i bezkompromisowy. Jego Syn Robert do dzisiaj kontynuuje pasję Taty (prowadzi Zakład Wulkanizacji w Gdańsku-Oliwie).
No i po chwili zaczął się las....................... (nasz las, nie nadleśnictwa i g.... mnie obchodzi, czy tak pisząc narażę się na zarzut "ideologizacji" - np. ze strony pewnego dość znanego naukowca z dalekich stron; o ile to czyta, ma się rozumieć).
Na "dzień dobry" okazało się, że Nadleśnictwo Gdańsk (tutaj obszar administracji leśnictwa Sopot) za nic ma głos społeczny, w tym niedawną interpelację poselską (Panie Posłanki Agnieszka Pomaska, Barbara Nowacka, Małgorzata Chmiel), a dodatkowo zapisy Programu Ochrony Przyrody Nadleśnictwa Gdańsk w sprawie kwestii nie wycinania drzew biocenotycznych w Trójmiejskim PK. Powyżej jeden z dowodów. Poniżej kolejny.
Warto przypomnieć, że ww udokumentowana wycinka, w tym drzew biocenotycznych, które z różnych względów stanowią ubogacenie leśnego ekosystemu, dzieje się w obszarze projektowanym do ochrony rezerwatowej (rezerwat przyrody Lasy Sopockie). To tutaj m.in. stwierdzono unikatowego na północy Polski ślimaka ostrokrawędzistego Helicigona lapicida (patrz zdjęcie poniżej).
Leśnik, nadleśnik, regioleśnik Pomorza Wschodniego (Gdańskiego) czegoś NADAL nie widzi? czegoś nie wie?Nie rozumie?Jak długo można się uczyć prostych skądinąd spraw? A może nauki brak? Nie, to chyba niemożliwe....
Nieco dalej, jeszcze przed Doliną Świemirowską, wrócił temat "przydrożnych dołów chłonnych". Patrz też tu:
Te przydrożne zagłębienia, będące dziełem opłacanej z naszych pieniędzy koparki i roboczogodzin jej operatora, stanowią w narracji służb leśnych świetlisty argument na wsparcie tezy o ich "trosce retencyjnej" względem obszaru Trójmiejskiego PK oraz osłabianiu zagrożenia powodziowego terasy nadmorskiej. Ta chybotliwa narracja wydaje się nie uwzględniać faktu, że drogi leśne (w tym wiele utwardzanych ponad miarę), stanowią tylko element (mikro) zlewniowego odpływu wody z wysoczyzny. Ta woda spływa też, i to bardzo miejscami gwałtownie, z naruszonych gospodarką leśną pagórów morenowych, zwłaszcza zaś rynnami wyżłobionymi w glebie przez ciężkie maszyny do ścięcia i zrywki drewna. Te doły (patrz zdjęcie poniżej), w kontekście dość w sumie powszechnego naruszania gleb na zrębach i wpływu tego faktu na przyspieszony spływ wody i erozję gruntu, mają się mniej więcej tak do retencji, jak przypudrowanie przepysznym lukrem niekoniecznie już świeżego tortu. A przecież szkoda tortu. I bez pudru smakuje nad miarę, gdy świeży.
Pomimo sprzeciwu ponad 1 tys. naukowców - faza przejściowa tego protestu patrz np. tu: https://oko.press/800-naukowcow-do-premiera-masakra-dzikow-jest-bez-sensu-doradzimy-jak-naprawde-walczyc-z-asf Mocno martwi mnie fakt, że nie wiem, czy doczekam pogonienia myśliwych z tego kraju (wzorem Kostaryki, Kenii, Botswany, Holandii). Można ? Można. Ale czy w Polsce można? Nie wiem. Na razie słabo to wygląda, bo społeczności lokalne śpią i słuchają bęcwalskich teorii wygłaszanych przez przyrodniczych troglodytów wszelkiej maści. Z głupawymi, grubo ciosanymi intelektualnie hobbystami od strzelby i breneki na czele.
Przeciętne wynagrodzenie miesięczne ogółem w Lasach Państwowych wynosiło 9 048,7 zł. (rok 2021, źródło jw, str. 14)
Proszę jeszcze przez chwilę zerknąć na fotkę powyżej. Drzewa do wycięcia wyznacza LEŚNICZY; drwal tj. pilarz, jest tu tylko wykonawcą. Powyższe zdjęcie wskazuje ponad wszelkimi wątpliwościami, że LEŚNICZY świadomie i z pełną premedytacją wyznaczył do ścięcia drzewa biocenotyczne!!! Układ tkanki drzewnej i jej przekształconych produktów procesów rozkładu, zwłaszcza zaś odziomkowych fragmentów pni, wyraźnie wskazuje, że "symptomy biocenotyczności" (pęknięcia pni, ujścia dziupli pniowych, zewnętrzne zmurszenia) były tu widoczne "gołym okiem" i nie trzeba było kończyć studiów leśnych, żeby takie cechy wypatrzyć.
a po wyjściu z lasu kilka "prób pocztówkowych" z Gdańska-Oliwy...
Dziękuję za cierpliwość. Namawiam do samodzielnego dokumentowania piękna i od-człowieczych nieprawidłowości dostrzeżonych w naszym Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Pamiętajcie, żeby fotografować i odnotowywać lokalizacje geograficzne zaobserwowanych stanów/sytuacji - wtedy gwałtownie zmniejsza się pole do podważenia spostrzeżeń przez adwersarzy. Dla Waszych reportaży moja stronka jest i będzie zawsze otwarta (zachęcam do publikowania). Tyle tylko, że zastrzegam sobie prawo do przyjaznego, acz krytycznego zerknięcia w każdy proponowany do publikacji materiał, ewentualnie sformułowania prośby o jakieś "wycyzelowanie" tekstu. Kwestia tego, że trzeba trzymać linię :). Za przyrodą, oczywiście!