Przeskocz do treści

Szanowni czytelnicy Mikrobiotopu! Sygnalizuję, że w numerze 4/2016 "Przeglądu Przyrodniczego", recenzowanego kwartalnika wydawanego przez Klub Przyrodników, pojawił się wśród innych bardzo interesujących produkcji, ważny moim zdaniem artykuł przyrodniczy, który miałem przyjemność i zaszczyt napisać razem z Pawłem Pawlaczykiem (załączam skan pierwszej strony). Paweł to urodzony Zdolniacha i Autorytet, o czym większość z osób odwiedzających Mikrobiotop pewnie wie (wybacz Pawle !), więc moja satysfakcja tym większa :). A drugi tego typu facet, uparty do bólu (bez Niego nie udało by się), to "szara Eminencja" Klubu i redaktor naczelny Przeglądu Andrzej Jermaczek 🙂

Cały zeszyt PP można nabyć w księgarni Klubu Przyrodników - patrz tutaj

Cena 12zł + koszt wysyłki

W załączonej galerii znajdziecie Państwo zdjęcia z protestu w Warszawie przed siedzibą partii Prawo i Sprawiedliwość w dniu 9 stycznia 2017 roku przeciwko noweli ustawy Prawo Łowieckie lansowanej przez ministra środowiska Jana Szyszkę. Więcej szczegółów o tej noweli można znaleźć np. tu:

https://www.facebook.com/pracownia.na.rzecz.wszystkich.istot/

Autorem zdjęcia z zarysem figury lecącej kaczki jest Przemysław Gomułka (Przemku, dziękuję za udostępnienie !), pozostałe spontaniczne fotki wykonał autor tej strony.

Jakiego mamy obecnie ministra środowiska każdy widzi. Dla jednych bożyszcze, dla innych jeden z wielu, dla jeszcze innych pośmiewisko, ale i powód pogłębiania się stresu. A wśród tych ostatnich wielu przyrodników. Dla przyrody i systemu jej ochrony w Polsce to kat niestety, zaś pierwszy rok urzędowania w ministerstwie profesora Jana Szyszko (2016) jawi się jako chyba najgorszy w historii ochrony przyrody w naszym kraju. Zdumiewający specjalista od dwutlenku węgla, domniemanych skutków efektu chemitrails, jakości węgla kamiennego w krajach Europy Środkowej, spec od ptaków (słynna wypowiedź ?Ptaki wylęgają się z jaj, żyją, chorują, zdrowieją i w końcu zdychają?), ekolog (tak siebie samego określa) sprawiający wrażenie nie dostrzegającego postępującego globalnego ocieplenia. Jak słusznie zauważył niedawno w radiu RMFFM politolog Rafał Trzaskowski ?Minister Szyszko skupia się na tym, żeby strzelać do zwierzyny i wycinać drzewa. Z tego jest słynny.? Jest słynny i z paru innych rzeczy, z których można się śmiać, popadać w bezgraniczne zdumienie lub płakać. Ot choćby ze swej pasji głoszenia zaskakujących prawd, które zdaje się traktować jako obiektywne, na przykład: ?Polscy leśnicy, myśliwi i wędkarze to ludzie, których działalność jest przykładem realizacji koncepcji zrównoważonego rozwoju. Potrafią użytkować zasoby przyrodnicze i nie zubażać ich stanu? (Szyszko J., Rylke J., Jeżewski P., Dymitryszyn I. (red.). Ocena i wycena zasobów przyrodniczych, SGGWAR, SGH, Wydawnictwo SGGW, Warszawa 2013). Formułuje karkołomne koncepcje, np.o prywatyzacji polskiego łowiectwa, a cóż to by miało znaczyć, wie chyba tylko sam autor [patrz cytowana wyżej książka: (...) Ponadpartyjne środowiska liberalne, będące we wszystkich partiach politycznych, dążyły do rozpoczęcia procesu prywatyzacji polskich lasów państwowych. Podobny los miał spotkać polskie łowiectwo, mocno związane z polskim leśnictwem?. (...)].

Dla mnie osobiście wyczyny tego pana są szczególnie przygnębiające, gdyż był on jednym z ważniejszych onegdaj naukowców kształtujących moją studencką edukację entomologiczną w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego Akademii Rolniczej w Warszawie. Wówczas jeszcze doktor z Katedry Entomologii, Ochrony Lasu i Ekologii, rzutki, sympatyczny, merytoryczny w swojej specjalizacji (chrząszcze z rodziny biegaczowatych), zapalony terenowiec. Uczył dość dobrze, zachęcał, motywował. To co się z nim stało w późniejszych latach szokuje nie tylko mnie, ale i kilka osób, które studiowały w tamtych latach leśnictwo. Może i dobrze, że czasów obecnych nie dożył mój niezapomnianej pamięci Profesor Jan Dominik, jeden z ówczesnych filarów (wraz z Profesorem Andrzejem Szujeckim) wspomnianej Katedry; nie musi tej żenady pana Szyszki oglądać.

A na koniec tych smutnych i nie uwłaczających (bo prawdziwych) krótkich rozważań dygresja: podejście ministra do podmiotu zawodowych poczynań, tj. do przyrody, nosi wszelkie znamiona działań siłowych, nieprzemyślanych, pozbawionych refleksji skutków, jakie już nastąpiły (np. liberalizacja prawa wycinek drzew) bądź jakie następują oraz w najbliższej i dalszej przyszłości nastąpią (np. zanikanie gatunków, kumulacja ołowiu w środowisku, nasilenie efektu cieplarnianego czy kurczenie się naturalnych ekosystemów i mniejszych jednostek przestrzeni przyrodniczej). Jest to krótko mówiąc urzędnicza wielowątkowa przemoc względem przyrody, czyli nie to, czego się od ministra środowiska oczekuje. A skoro już o przemocy mowa, to pozwolę sobie panu profesorowi, jak entomolog entomologowi, zadedykować taką oto starożytną chińską maksymę:

"Dopiero kiedy komar usiądzie ci na jajkach zdasz sobie sprawę z tego, że nie wszystko da się rozwiązać przemocą ...". Życzę jak najszybszego opuszczenia tego stołka i udania się na zasłużony (byle nie publiczny) odpoczynek, panie profesorze.

Zapraszamy do fotorelacji dostępnej: tutaj.

Zapraszamy do prześledzenia fotorelacji z akcji wykładania koszy wiklinowych z przeznaczeniem na gniazda dla ptaków wodno-błotnych, zwłaszcza kaczek, na Jeziorze Półwieś i Jeziorze Pieniążkowo koło Gniewu. Sprawozdanie z wydarzenia opublikowane zostało w nr 1/2017 Biuletynu Klubu Przyrodników "Bociek", patrz: http://www.kp.org.pl/pdf/bociek/bociek129.pdf.

Podziękowania dla sponsora i instytucji oraz Osób współpracujących zawarte zostały w publikacji.

Autorami zdjęć są wszyscy uczestnicy wyprawy czyli: Iwonka Zielińska, Gosia Jóźwiak, Bożenka Cymerys, Danka Ciskowska, Ewa Wojtaś, Jarek Wojtaś, Sławek Cymerys, Piotr Jóźwiak, Sławek Zieliński. Miłej lektury i foto-wrażeń !

Galeria dostępna: tutaj.

O ile tylko uważam, że poradzę i czas pozwala, staram się nie odmawiać prośbom znajomych. I tak stało się w dniu 19 października 2016 roku, gdy zadzwonił Adam z Białegostoku. W zasadzie Adam prośbę przekazywał, poszukując osoby, która odpowiedziałaby na kilka pytań lokalnej gazety w sprawie polowań i łowiectwa. Zgodziłem się i już za chwilę rozmawiałem z miłą panią dziennikarz, dowiadując się m.in., że materiał ma mieć formę wywiadu.
Nie jestem zwolennikiem finalnego tworzenia wywiadów telefonicznie ad hoc, choćby z powodu niemożności dokonania autoryzacji, pomyłek przekazu, zrozumienia itd. Ponadto niełatwe jest, przynajmniej dla mnie, udzielanie wywiadu w godzinach porannych (raczej sowa jestem), a o takiej godzinie zadzwonił telefon redakcyjny. Ustaliliśmy więc z panią redaktor M. - jako że materiał praktycznie "na wczoraj", iż do południa tego dnia prześlę moje wypowiedzi w kwestiach, których oczekuje białostocki periodyk. Wkrótce też otrzymałem pocztą elektroniczną (co za piękne czasy!) kilka pytań, do których przyszło mi się przez 4 godziny (gdyż tyle otrzymałem czasu) odnieść. Dla porządku dodam, że była to praca społeczna. Napisałem (terminowo !), wysłałem, cisza. I tak do dzisiaj. Nikt chyba nie lubi być tak potraktowanym, ale co tam. Mnie najbardziej zniesmaczył fakt potencjalnej na tamten moment straty 4 godzin, które choć nie powiem ? uważam, iż spożytkowałem twórczo, to jednak materiał pozostał w czeluściach mojego komputera. A nie tak miało być. Przedstawiam go więc na stronie. Miłej lektury.

PS.
Tekst dedykuję pewnemu, skądinąd pewnie uzdolnionemu naukowcowi przyrodnikowi z PAN, który ludziom dążącym do całkowitego zakazu polowań nadał przeprzyrodniczy epitet "głąby". Nie powiem, można się poczuć jak kapusta 🙂


Jest Pan jednym z inicjatorów kampanii Niech Żyją! Jej celem jest skreślenie ptaków z listy zwierząt łownych. Dlaczego akurat ptaków?

Polowania w obecnych czasach, nie służące przecież przeżyciu polującego i jego rodziny, przy wykładniczo rosnącej liczebności i ekspansji środowiskowej naszego gatunku, a z drugiej strony gwałtownie zmniejszającej się przestrzeni dla dzikiej przyrody, stają się niezrozumiałym dla wielu przeżytkiem. Zwłaszcza w przypadku terytoriów z natury nierozległych, do jakich można zaliczyć Europę.

W ramach kampanii "Niech Żyją" zajmujemy się co prawda tylko ptakami (tzn. 13 gatunkami tzw. ptaków łownych), co nie znaczy, że godzimy się na strzelanie do ssaków. Tym niemniej to właśnie w przypadku ptaków jaskrawo zaznacza się absurd i okrucieństwo polowań, np. strzelanie i porzucanie bądź zakopywanie zabitych stworzeń, rozliczne konsekwencje strzałów nabojami śrutowymi (np. ptaki ranne, ołów w środowisku ? część śrucin zjadana przez nie pomyłkowo), strzały do słonek dla pozyskania piórek do kapelusza, strzały do łysek choć mięso tego ptaka jest właściwie niejadalne, niezgodne z prawem (gatunek obcy geograficznie dla naszej fauny) wypuszczanie bażantów z hodowli z przeznaczeniem "pod lufę", itd., itp.

Myśliwi mówią o sobie, że są obrońcami przyrody. To prawda?

Przyroda potrzebuje obrońców przed takimi gremiami, jak myśliwi. Przed ludźmi, którym wydaje się, że są w stanie przyrodę kontrolować, regulować, cokolwiek to znaczy.

Przykładowo ? żaden szanujący się ekolog nie powie, co nagminnie przytrafia się myśliwym, że "kontroluje populację". Sformułowanie takie jest przejawem nie tylko braku autokrytycyzmu i zmysłu samozachowawczego, ale także świadczy o niewiedzy. Cóż to bowiem znaczy "kontrolować populację"? Trzeba by znać nie tylko stany wyjściowe na danym terenie takich parametrów, jak liczebność, gęstość, struktura wiekowa, płciowa czy mechanizmów integrujących populację i jeszcze kilku innych, ale i badać (latami) tendencje dynamiczne, jakim ta populacja podlega. W przypadku ptaków badania populacyjne są szczególnie trudne, m.in. ze względu na mobilność tych stworzeń.

A wracając do myśliwych ? warto zapytać, jak taki pan czy pani jest np. w stanie "kontrolować populację" gęsi zbożowej, czy gęsi białoczelnej ? gatunków spotykanych w Polsce tylko na przelotach ? Kontrola populacji przez strzelanie ? takich przypadków w historii, a nawet w obrębie naszego gatunku, aż nadto. Mam ponadto wrażenie, że o mechanizmach samoregulacyjnych w przyrodzie myśliwi nie słyszeli. Może dlatego, że ich tam obecność jest zupełnie zbędna.

Teraz mamy okres, kiedy odstrzela się prawie każde dzikie zwierzę. Gospodarka lasu nie utrzymałaby się sama, bez tej procedury?

Sformułowałbym to pytanie nieco inaczej:

Teraz mamy okres, kiedy strzela się do większości tzw. zwierząt łownych (kilkadziesiąt gatunków). Gospodarka lasu nie utrzymałaby sie sama bez tej procedury ?

Chyba lepiej ? bez tego procederu. Jest to pytanie obejmujące wyjątkowo szeroki zakres zagadnień, począwszy od zdefiniowania gospodarki leśnej, poprzez niuanse łowiectwa, hodowli lasu, a także np. tzw. udostępniania ekosystemów leśnych dla społeczeństwa.

Powiązania administracji lasów państwowych z myślistwem są bardzo ścisłe (określone m.in. w Strategii PGL LP na lata 2014 ? 2030), może dlatego, że wielu leśników poluje. Z drugiej strony leśnicy obawiają się tych powiązań, co też dobrze widać we wspomnianym dokumencie. To swoista schizofrenia, jeśli wziąć pod uwagę nierzadki przecież model "leśnika polującego".

Problemem dla służb leśnych, z punktu widzenia hodowli lasu, są niektóre ssaki, zwłaszcza tzw. zwierzyna płowa, zgryzająca na uprawach sadzonki drzew leśnych. Sytuacja taka to jednak skutek zwiększonej liczebności i przegęszczenia na wielu terenach populacji np. saren, implikowanego w większości przez myśliwych nienaturalnym środowiskowo dokarmianiem. Uprawy są grodzone, więc teoretycznie nie powinno się narzekać.

Ponadto, patrząc szerzej, problem dotyczy modelu gospodarczego lasu lansowanego przez Lasy Państwowe. To model niestety w większości ogrodniczy. Trudno się np. dziwić zgryzaniu dębu bezszypułkowego czy buka czy innych liściastych, gdy są one sadzone w zwartych uprawach czy podsadzane pod starszy drzewostan na siedliskach borowych, stanowiąc atrakcyjny dodatek do menu zwierzyny. Trudno nie zauważyć, że w odnowieniach naturalnych (z niewielką lub bez pomocy człowieka) nasilenie tego problemu gwałtownie maleje. Trudno ponadto nie widzieć, że np. na powierzchniach spontanicznie zarastających lasem gruntów porolnych (bez gospodarki leśnej) problem praktycznie nie istnieje ? zwierzęta podjadają to i owo, a co zostanie dorasta sędziwego wieku, o ile nie zostanie wcześniej wycięte.

Łowiectwo powinno być delegalizowane?

W kilku krajach to już działa. Zakaz polowań komercyjnych obowiązuje w Kenii (od 1977 roku), w Kostaryce (od 2012), w Botswanie (od 2014). W parlamencie Holandii leży projekt całkowitej likwidacji polowań w tym kraju. W Albanii wprowadzane są okresowe moratoria na polowania; dotyczy to wszystkich zwierząt. W wielu krajach w ostatnich latach zaobserwować można szybko narastający ostracyzm społeczny wobec polowań.

Niedawno mój serdeczny kolega, podróżnik Michał Kochańczyk podesłał interesujący pomysł jednej ze swoich studentek zaprzestania działalności PZŁ na 3-5 lat dla stwierdzenia, co się w związku z tym wydarzy w lasach, w agrocenozach i w miastach, w kontekście fauny i flory. Uważam, że im dłuższy ten czas zaniechania tym lepiej i że jest to dobry sposób nie tylko zebrania wartościowych wyników badań, ale i dokształcenia grona myśliwych w tematyce samoregulacji w przyrodzie oraz wygospodarowania czasu na refleksję tego grona nad sensem tego, co robią.

Są strzały, kiedy zwierzę pada od razu. Są też takie, kiedy pada, ale jeszcze się miota, wstaje, czołga się... Wtedy jego ciało zostawia na ziemi albo śniegu krew. Myśliwi mówią, że zwierzyna pisze list. Ostatni. Proszę o komentarz.

Genialny psycholog, profesor Aleksander Nikołajewicz Strawiński z "Mistrza i Małgorzaty" Michała Bułhakowa miałby tu sporo do powiedzenia. Ja mogę tylko stwierdzić, że tego typu wypowiedzi sprawiają mojej sferze ducha niezmierną przykrość. Moja zaś sfera science reaguje utwierdzaniem się w przekonaniu, że za jakiś czas z Homo sapiens wyewoluują dwa nowe gatunki. I mam nadzieję, że ten, któremu pozbawiane życia w imię krwawego hobby zwierzęta "piszą listy", szybko znajdzie się w zdecydowanej recesji.

Myśliwi mają swoją etykietę. np. odczekują jakieś 20 min., zanim zwierzyna odejdzie. To wystarczające?

Etykieta i rytuały myśliwych mnie nie przekonują. Nie przekonują głównie z powodów bazowych ? pomiędzy polującym a zwierzyną jest zbyt duża obecnie dysproporcja sił i szans. Oprzyrządowany pan (czy pani), przybywający(a) ze skrajnie traumatycznymi (pozbawienie życia) i agresywnymi zamiarami w obcą, w kontekście własnej egzystencji przestrzeń, ingerujący(a) drastycznie w relacje rodzinne i inne (nie swoje ? rodzinę, której mogłaby zagrażać śmierć na polowanie nie przywozi), siedzący(a) ponadto na ambonie, egzekutor(ka), pan(pani) i władca. Za chwilę właściciel(ka) zabitej zwierzyny (przedtem właścicielem było całe społeczeństwo). Tego typu osoby w roli twórców etyki czy etykiety jakiejkolwiek to po prostu nieporozumienie. To obraża etyków.

Albo strzały do ptaków w locie, żeby ponoć miały większe szanse. A kwestia rozpoznania gatunku ? Jak przez 2-3 sekundy rozpoznać, czy leci kaczka krzyżówka czy bardzo do niej podobny chroniony prawem płaskonos lub krakwa ? czy leci czernica czy chroniona ogorzałka lub podgorzałka, głowienka czy chroniona hełmiatka, cyraneczka czy chroniona cyranka? Większość zawodowych ornitologów w tak krótkim czasie i często w złych warunkach oświetlenia (nawet w nocy prawo polskie dopuszcza strzelanie do kaczek i gęsi) nie dokona prawidłowego rozpoznania gatunku. A myśliwy ? potrafi. Czy to nie dziwne ? Oczywiście nie znaczy to, iż namawiam do strzelania ptaków, np. na wodzie. Namawiam do zaprzestania polowań, tej niezdrowej, bo krwawej, rozrywki. Nasza kampania jest po to, aby do ptaków w Polsce przestano w ogóle strzelać. I będziemy działać dopóty, dopóki nie osiągniemy tego celu. Co do ssaków, a w konsekwencji likwidacji smutnej listy tzw. zwierząt łownych pozostajemy w nadziei, że zajmą się tym, najlepiej jak najszybciej, kolejne pokolenia.

Pod wieczór dnia owego, tj. 30 lipca 2015, roku wracałem z badań saproksylobiontycznych chrząszczy, "martwego" drewna i mikrosiedlisk nadrzewnych w Iwięcińskim Lesie niedaleko Koszalina (w sąsiedztwie przymorskiego Jeziora Bukowo). Lało niemiłosiernie. Droga do domu powiodła mnie przez kolejne powierzchnie badawcze, niedaleko Ustki. Wiedziałem, że w takim deszczu dużo nie pochodzę. I nie pochodziłem. Jednak nie spodziewałem się spotkania z jedną z najpiękniejszych "kóz" występujących w Polsce. Nazywa sie ona wonnica piżmówka Aromia moschata, jest bardzo mocno powiązana swoją ekologią ze starymi wierzbami, a jak się prezentuje - zobaczcie sami. Cudeńko. Dodam na marginesie, że nie spodziewałem się pozytywów po tej sesji zdjęciowej. Główne nakłady mojej energii spożytkowane przecież zostały na osłanianie sprzętu czym się dało przed wszechobecnym deszczem. A tymczasem ...

Autorem zdjęć jest Sławomir Zieliński

 

Zapraszamy do fotorelacji dostępnej: tutaj.

Zapraszam do zapoznania się z wybranymi fotkami z wyjazdu do Bieszczadzkiego Parku Narodowego w 2014 roku. Dzięki uprzejmości Dyrekcji i Pracowników tego Parku, zwłaszcza zaś Pani Eli Bekier i Tomka Winnickiego stacjonowaliśmy w Terenowej Stacji Badawczej w Wołosatem - dla niezorientowanych: to prawie koniec Polski "w kąciku" południowo-wschodnim. Byliśmy m.in. na: Przełęczy Bukowej, Rozsypańcu, Haliczu, Tarnicy, Bukowym Berdzie, Smereku, w Suchych Rzekach, na Połoninie Caryńskiej, na Rawkach, na Caryńskiem, w Tarnawie Niżnej i w Dolinie Sanu. Podziwialiśmy piękno i przyrodę tego najbardziej bliskiego naszym sercom Parku. Tradycyjnie odwiedziliśmy Muzeum BPN w Ustrzykach Dolnych (koniecznie !). Na zdjęciach znajdziecie m.in.: lilię złotogłów, grechoty, nadpotokowe płaty lepiężników, krzywulcową buczynę paprociową, kruka, czosnek niedźwiedzi, kumaka górskiego, czworolista, cmentarz w Berehach Górnych, hubiaka pospolitego, chyba odchody wilka, ziołorośla ze szczawiem alpejskim, prosienicznika jednogłówkowego, sukcesję zarośli jarzębinowych na połoniny, zarośla wierzbowo-olszowe, murawy alpejskie z wychodniami skalnymi, fragmenty starodrzewów bukowych, wierzbę alpejską, żmiję zygzakowatą, lisa, orszoła prążkowanego, biegacza zielonozłotego, konie ze stadniny parkowej, zmorsznika czarnego, kózkę Stictoleptura teserrula, klimaty burzowe na Połoninie Caryńskiej, zacnika Gnorimus variabilis, psiego strażnika wytwórni serów, zaskrońca i wiele, wiele innych gatunków, krajobrazów, sytuacji i zbiorowisk roślinnych. A w tę przyrodę starali się możliwie bezkonfliktowo i jak najbardziej poznawczo ingerować: Danusia i Czarek Osińscy, Ania Mańkowska z wnukiem Mikołajem, Gosia i Piotrek Jóźwiakowie, Sylwia Ciskowska, Kamil Kukiełczak, Dorian Adas oraz Iwonka, Mateusz i Sławek Zielińscy. Miłego przepatrywania !

Autorami zdjęć są Iwona, Sławomir Zielińscy

Zapraszamy do fotorelacji dostępnej tutaj

W związku z faktem, że mity o lesie i leśnikach formułowane przez entuzjastów statusu i postępowania Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe (PGL LP) funkcjonują ciągle w społeczeństwie polskim i wydają się mieć całkiem dobrze (z tendencją - "coraz lepiej") wypadałoby się do nich odnieść z nadzieją ich osłabienia - ku jak najszybszemu upadkowi i odejściu w niebyt.

Mit wielofunkcyjności

Przesłanie ogólniejszej natury: scena z filmu "Miasto kobiet" Federico Felliniego, gdzie kobieta w roli gospodyni domowej realizuje w biegu ciąg zadań, spełniając potrzeby i zachcianki męża, dzieci oraz gotując, zmywając, odkurzając, itp.

Uporczywe lansowanie modelu lasu wielofunkcyjnego jest sztandarowym hasłem PGL LP. Tymczasem niewielki las, w którym intensyfikuje się działania gospodarcze, nie jest w stanie realizować funkcji ochronnych i społecznych. Jest de facto jednofunkcyjny. Stąd nie bez powodu formułowane są godne uwagi opinie, że właściwą skalą dla wielofunkcyjności są wielkie areały puszcz, lasów, dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy hektarów. Technicznie - co najmniej obszar przykładowej Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych (RDLP). W mikroskali najlepiej sprawdza się model lasu jednofunkcyjnego, co najwyżej dwóch, trzech funkcji powiązanych. Przykładem gospodarcze lasy plantacyjne, innym - powierzchnie ochrony stworzeń drewnolubnych (ksylobiontów) realizujące zadania biocenotyczne, wodochronne i mikroklimatotwórcze.

Mit lesistości

Przesłanie ogólniejszej natury: uroczysta defilada aliantów w Londynie 8 czerwca 1946 roku zwana paradą zwycięzców, w której zabrakło Polaków, żeby nie drażnić Stalina.

"Powierzchnia lasów w Polsce wzrasta" głosi leśna korporacja zapominając dodać, że "zasługa" PGL LP w tej kwestii to rząd co najwyżej kilku procent w skali kraju, wynikających z planowych zalesień. I to nie zawsze sensownych, np. na cennych przyrodniczo łąkach, suchych murawach czy mokradłach. Wzrost lesistości w Polsce to w głównej mierze efekt samorzutnej sukcesji wtórnej lasu na grunty porolne oraz zasługa części właścicieli tych gruntów, którzy nie użytkując (z przyczyn ekonomicznych na przykład) umożliwili postępowanie tego procesu. Procesu normalnego w naszej strefie klimatycznej dla terenów z rocznym opadem powyżej 450 mm/rok, z wyjątkiem miejsc bardzo mocno uwodnionych lub wysoko wyniesionych. Istotne, a przemilczane zasługi w tym względzie, mają ci właściciele lasów prywatnych, których niespecjalnie ruszane siekierą i pilarką lasy stanowią odzwierciedlenie naturalnych wczesnych stadiów sukcesji formacji leśnej w Środkowej Europie.

Mit różnorodności

Przesłanie ogólniejszej natury: nowatorska "koncepcja" przystosowania Puszczy Białowieskiej do ochrony bociana białego, autorstwa miłościwie (ale niekoniecznie nam) panującego Ministra Środowiska Jana Szyszki.

"Prześwietlony (cięty) las jest cenniejszy, gdyż obfituje w więcej gatunków". Standardowy argument odnoszący się do tzw. różnorodności, określanej też jako bogactwo gatunkowe S, tj. liczby gatunków stwierdzonych na danym obszarze. Nie uwzględniający innych miar różnorodności, np. β lub γ. Czy też wskaźnika sumarycznej liczby gatunków szczególnie przyrodniczo cennych, z reguły wąsko wymagających stenobiontów. Przeliczanie gatunków gdzieś bytujących nie jest niczym zdrożnym, wręcz przeciwnie. Trzeba jednak zachować świadomość, że liczba niekoniecznie przekłada się na walor. Gdyby decydowała liczba to przykładowo okazałoby się, że mogące obfitować w gatunki płaty roślinności ruderalnej byłyby cenniejsze niż z natury ubogie gatunkowo torfowiska wysokie.

Mit hodowlany

Przesłanie ogólniejszej natury: super produkcja Francisa Forda Coppoli "Ojciec chrzestny".

"Sadzimy gatunki rodzime geograficznie i zgodne z siedliskiem" twierdzi leśna korporacja. Trudno więc zrozumieć, skąd podsadzenia świerka w buczynach, skąd uprawy i młodniki olchy czarnej na hydrogenicznych łąkach i innych mokradłach, skąd nasadzenia klonu jesionolistnego, czeremchy amerykańskiej czy tawuły kutnerowatej, gatunków obcych geograficznie dla Europy Środkowej. Ponadto trudno też pojąć, skąd polityka tworzenia plantacji choinkowych (poza zasięgiem świerka) ponad miarę, a następnie hodowli często obfitych pozostałości tychże do tzw. chojniaków świerkowych, degradujących siedliska lasowe (np. na Pojezierzu Pomorskim). Trudno wreszcie uwierzyć, że rachunek ekonomiczny jest jeszcze "ojcem chrzestnym" tworzenia zrębów zupełnych na siedliskach borowych i mieszanych. Choć z badań takich zrębów wynika, iż generują one same ekologiczne straty, choćby degradację wierzchniego profilu gleby i jej składowych. W przeciwieństwie do odnowień naturalnych w sośninach, których jedyną "wadą" jest to, że są bardziej pracochłonne, przez co mniej zyskowne.

Mit selektywności

Przesłanie ogólniejszej natury: "skład gatunkowy" ofiar folii wieszanych na kasztanowcach, stosowanych do niszczenia JEDNEGO GATUNKU motyla - szrotówka kasztanowcowiaczka.

"Używane przez nas środki do oprysków chemicznych przeciwko owadom są bezpieczne, bo selektywne". Definicja niby precyzyjna, a jednak nie, gdyż selektywność ma wiele twarzy. Miarą np. tzw. selektywności reakcji jest stosunek oczekiwanego produktu do produktów ubocznych, czyli reakcja jest tym bardziej selektywna im więcej powstaje produktu, a mniej produktów ubocznych. Takim "produktem ubocznym" przy opryskach chemicznych lasów, np. przeciwko motylowi brudnicy mniszce są gatunki, które giną razem z nią. Giną, bo nie są odporne. Czy je przebadano? Nie, bo to niemożliwe - zbyt ich dużo, a nawet, gdyby to było możliwe, komu by się chciało? Po cóż więc lansować ten zafałszowany model postępowania ? Dla lepszego samopoczucia, czy urobienia i otumanienia społecznego odbiorcy?

Mit szkodnika

Przesłanie ogólniejszej natury: Cyceron: "Wrogowie często mówią prawdę, przyjaciele nigdy".

Czy leśnicy zawsze muszą mieć wrogów ? Chyba tak. Coś jak niektórzy politycy. Jakby nie wierzyli istnieniu, może nie chcieli czy nie potrafili dostrzec naturalnych mechanizmów samoregulacji w populacjach, bez pomocy człowieka. A przecież wśród takich procesów pracują. Może więc warto powrócić do pieszych wędrówek po lesie, nie zaś ciągle zza szyby samochodu? Tzw. szkodniki. I ta ciągła walka ze szwadronami korzeniowców, osutek, korników, mniszek, bogatków, saren, ogródkowe eksperymenty, opryski, wycinki, wywózki ..... Walka ponad wszystko? Kosztem zubożenia lasów na kilku płaszczyznach jego struktury i funkcji? Produkcja i zbyt chemikaliów...., czy o to tu chodzi?

Mit umiłowania lasu

Przesłanie ogólniejszej natury: ponadczasowa książka "Wielki Las" Zbigniewa Nienackiego.

"Ma pan piękny zawód, życie w lesie, cisza ... itd., itp." Nic bardziej mylnego. Romantyzm leśny to już historia, wyrugowana codziennym warkotem pilarek i wystrzałami broni myśliwskiej. Statystyczny leśnik obecnych czasów na tyle miłuje las, na ile miłość ta nie godzi w jego umiłowanie drzewostanu. Las to zakład pracy, a drzewostan - pożądany produkt. Upadku romantyzmu leśnego upatrywać wypada po roku 1991, kiedy to z sektora finansów publicznych wydzielono nie posiadającą osobowości prawnej (tj. nie będącą przedsiębiorstwem w rozumieniu prawa) korporację PGL LP. Od tej pory zaczął rządzić zysk, a romantyzm ...., no cóż. Wspomniana korporacja skutecznie, jak dotąd, opiera sie próbom powrotu do budżetu. "Generał" korporacji Konrad Tomaszewski chwali jej model na lewo i prawo. Mało to romantyczne. Za to trąci co najmniej konsumpcjonizmem.

Mit umiłowania ssaków i ptaków

Przesłanie ogólniejszej natury: dziecko, które poproszone o narysowanie ekologa, narysowało myśliwego.

Ilu leśników w Polsce poluje ? Ilu poluje polityków, prawników, szefów spółek państwowych, korporacji, księży i biskupów ? Odpowiedzi na te pytania mogą tłumaczyć hołubienie grona myśliwych przez PGL LP. Z jednej strony hołubienie, z drugiej obawy, że konflikty społeczne, które implikuje łowiectwo, mogą negatywnie oddziaływać na wizerunek korporacji (Strategia PGL LP na lata 2014 - 2030). Jak pokazują lata obserwacji, zwłaszcza zaś nieodległe miesiące, myśliwi uzurpują sobie szczególne prawa do lasów. Jeszcze żywa (państwowa), a już za chwilę strzelona i błyskawicznie sprywatyzowana tzw. zwierzyna łowna, stanowi de facto zasób bynajmniej nie ogólnonarodowy. To najszybsza znana prywatyzacja, jak słusznie zauważył onegdaj Adam Wajrak. W relacji tzw. gospodarka łowiecka - duże ssaki i ptaki nie ma czasu na miłość. Jest za to grodzenie upraw i młodników ograniczające przestrzeń bytową, bez sensowne dokarmianie, budowa infrastruktury śmierci ochrzczonej bardzo transcendentnie (ambony), jest krew, uciekające życie, cierpienie, śmierć. Jest łamanie piątego przykazania dekalogu katolików. Są trofea, alkohol, grubiaństwo i chamstwo. Jest produkcja ołowianej amunicji i myśliwskich bibelotów. Czy o to powinno chodzić ?

Mit dostępności lasu

Przesłanie ogólniejszej natury: treść tablicy Nadleśnictwa Gdańsk z Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego - "Turysto pamiętaj, drogi leśne to przede wszystkim szlaki gospodarcze nadleśnictwa"; a w tle tablicy wizerunek rowerzystki "konkurującej" z ciągnikiem do wywozu drewna.

Bodaj rok 2014 ochrzczony został przez PGL LP hasłem "Las jest dla ludzi". Hasło okazało się półprawdą, zabrakło w nim doprecyzowania, a mianowicie "wąskiego grona". Przykłady nieuprawnionych, parawłaścicielskich lecz patologicznych zachowań można by mnożyć. Proces hajnowskiego licealisty ponoć zakłócającego polowanie. Rozjeżdżanie szlaków turystycznych ciężkim sprzętem. Palenie gałęzi na zrębach zaś z drugiej strony epatowanie narracją o zagrożeniu ppoż lasu. Myśliwy "każący" w.....ać" z lasu fotografowi przyrody (z zasobów kampanii Niech Żyją). A jako przykład podsumowujący - legendarna już babcia z kilkoma zerwanymi gałązkami świerka karana mandatem, a w tle zrąb zupełny i wycinka świerczyny.

Mit identyfikowania się z ochroną przyrody

Przesłanie ogólniejszej natury: postać i postępowanie margrabiego Karola von Ansbacha z serialu "Czarne chmury" w reżyserii Andrzeja Konica.

Mit obalony niechcący przez samą korporację w cytowanej wyżej Strategii. W owym dość bezpruderyjnym opracowaniu PGL LP postrzega jako jedno z zagrożeń "wzrost powierzchni obszarów chronionych i zaostrzenie rygorów na obszarach istniejących", zaś jako jedną ze słabych stron LP "dużą powierzchnię lasów objętych różnymi formami ochrony". Czy tak mówi przyrodnik ?

Mit patriotyzmu

Przesłanie ogólniejszej natury: postać Konrada z III części "Dziadów" Adama Mickiewicza.

Grono zawiadujące czwartą częścią terytorium Polski, płacące symboliczne podatki i zagarniające istotną część zysków. Zarobków tego grona nie wypada porównywać z zarobkami nauczycieli, pracowników parków narodowych czy krajobrazowych czy NGO-sów. Skala przebicia jest niewiarygodna - jak podawał kilka lat temu jeden z trójmiejskich periodyków, strażnik leśny w nadleśnictwie zarabiał więcej niż dyrektor niejednej z trójmiejskich szkół ! To strażnik, a nadleśniczy ? Ludzie czerpiący ponad miarę z majątku wspólnego i udający, że to jest w porządku. Czy to są patrioci? Nie wiem dla kogo, dla mnie nie.

Mit wyłączności na wiedzę leśną

Przesłanie ogólniejszej natury: z zasobów polskiego kabaretu: "Widzisz tam coś?", "Nie", "A widzisz ..!".

W PGL LP lansowany jest model leśnika "hermetycznego", odpornego może nie tyle na postęp wiedzy, co na inne poglądy, choćby i podbudowane wiedzą leśnikowi nieznaną. Leśnik hermetyczny jest entuzjastą swojego wizerunku, uznaje i akceptuje swój profesjonalizm w każdym calu, nie przyjmuje ponadto do wiadomości, że może być inaczej, niż głosi. Albo ze zdziwieniem konstatuje, że jednak może być inaczej - co i tak nic (w nim) nie zmienia.

Epilog

Pisząc ten tekst pozostaję świadomym istnienia niszowej grupy pracowników PGL LP, do których omówione mity nijak się mają, gdyż nie przystają. Nie o tych wyjątkach tu mowa. Czy w takich osobach nadzieja zmiany na lepsze? Wątpię, zbyt ich mało, zbyt nisko w hierarchii leśnej są usytuowani, bez siły przebicia. Większa nadzieja w rozwiązaniach systemowych, którym należy apriori poddać PGL LP i powiązane z tą korporacją struktury. Zmian, których mam nadzieję, moje pokolenie, jeszcze doczeka.

Posłowie

Będąc współpomysłodawcą akcji "Kaczki dla dzieci nie dla myśliwych" (początek w 2007 roku, obecnie kampania "Niech Żyją") dedykuję ten tekst twórcom tzw. "Roku kaczki" (2012/13 rok). Ten mechanizm pseudo naśladownictwa i porastania nie w swoje piórka tak mniej więcej działa. Podobnie jak się np. niedawno "okazało", że pierwszymi ochroniarzami przyrody na Ziemi byli myśliwi. Aha.

<p>W najbliższym czasie nastąpi sukcesywna reaktywacja przekazu informacji na stronie internetowej byłej pracowni przyrodniczej MIKROBIOTOP, którą to firmę miałem onegdaj przyjemność założyć i przez blisko 3,5 roku prowadzić. Po roku 2012, tj. po rozwiązaniu firmy, stopniowo malała moja aktywność w czynnościach jw. Spowodowane to było zarówno względami dość oczywistymi, jak i takimi oczywistymi mniej, o których nie warto pisać. Stan taki, trwający latami, nie spowodował - ku mojemu zresztą zdumieniu - znaczącego spadku aktywności osób odwiedzających stronę. W związku z tym chciałbym w tym miejscu serdecznie podziękować wytrwałym Gościom MIKROBIOTOPU, a ponadto przekazać miłą - mam nadzieję - wieść planowanego w najbliższym czasie wzrostu aktywności przekazu informacji przyrodniczej z mojej strony, zwłaszcza w działach "Aktualności" oraz "Galeria". Charakter przekazu pozostanie w ogólnym zarysie ten sam, tj. dość niszowy i subiektywny. Jednak w wielu elementach nawiązywał on będzie do obecnej sytuacji ogólnej, w której - zgodnie z przewidywaniami nieodżałowanej pamięci Pana Profesora Romana Andrzejewskiego, przyroda Polski (i nie tylko) zostaje poddana ciężkiej i bezpardonowej antropopresji, niestety wieloaspektowej i jak się wydaje - metodycznie zaplanowanej. Treści przekazywane będą nie chronologicznie, przynajmniej na razie, za co z góry przepraszam. Do zapoznawania się z tą mieszanką tego, co się przez te prawie 4 lata zdarzyło, z tym, co się dzieje na bieżąco serdecznie zapraszam. Trzymam ponadto kciuki za Kolegę Marcina Przychodzeń (to ciągle ten sam Marcin :), któremu przyjdzie się z tym całym zamieszaniem w najbliższej przyszłości zmierzyć :). Ale to zawodowiec, więc jestem spokojny, a zamieszanie - taką mam nadzieję - będzie bardziej twórcze niż jałowe ...</p>
<p style="text-align: right;">też ciągle ten sam, tylko nieco starszy <br />Sławek Zieliński</p><br /><br />

 

Jeszcze kilkanaście dni temu napisałbym tak: "W Zielonych Szkołach w Szymbarku i Schodnie nauczam głównie entomologii od momentu powstania tych placówek, tj. od 1994 roku". Dzisiaj, nie ukrywam że z niejakim zdziwieniem, muszę zmienić czas z teraźniejszego na przeszły. Spróbuję więc tak: "I może nawet - jak to w transie edukowania bywa - nie uświadomiłbym sobie, że "jubileusz" tych poczynań się zbliża, gdyby nie fakt, iż znienacka .... przestałem nauczać".

I stało się to nie z woli Pracodawcy (Pomorski Zespół Parków Krajobrazowych) czy też skutkiem jakichś szczególnych przemyśleń własnych, lecz "dzięki" ..... Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych.

Kontroler, może kontrolerzy tej szacownej instytucji, był uprzejmy lub byli uprzejmi zdecydować, że zajęcia w Zielonych Szkołach prowadzone przez instruktorów "z zewnątrz" powinny podlegać zapisom umowy zlecenia, nie zaś - jak dotąd - umowy o dzieło. Innymi słowy ściągnięto nas z piedestału przynależnego twórcom, sprowadzając do roli odtwórców. Jeszcze innymi słowy - z dnia na dzień przestaliśmy korzystać z przynależnych tego typu posłudze zapisów Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Osobom (osobie?) zatrudnionym na podstawie umowy o pracę w innym zakładzie pracy i nie osiągającym wynagrodzenia miesięcznego wyższego od minimalnego wynagrodzenia, tj. obecnie kwoty 1600zł brutto/miesiąc (możliwe w przypadku niepełnego etatu), zobligowany postanowieniami pokontrolnymi Pracodawca (Pomorski Zespół Parków Krajobrazowych) został zmuszony na ten moment podziękować za współpracę. Tak się niefortunnie złożyło w moim akurat przypadku, iż pracując na 1/2 etatu w szkole nie zdołałem przekroczyć tego magicznego kwotowego progu.

Jak wieść gminna niesie, prowadzone w Zielonych Szkołach zajęcia cechują się rzekomo "powtarzalnością" (w wolnym tłumaczeniu: monotonią, schematyzmem, produkcyjnością, taśmowością czy co tam jeszcze ...). Odnosząc ten niewątpliwy choć autorsko niespersonalizowany zarzut do własnych zajęć, gdyż siłą rzeczy znam je najlepiej, stwierdzam z pełną świadomością było nie było zawodowego nauczyciela, że nie poprowadziłem w całym tym prawie 20-to leciu edukacyjnych zmagań dwóch identycznych zajęć z entomologii. Ponadto sprowadzenie tychże do "litery" zlecenia jest delikatnie mówiąc dalece nie na miejscu. Dlaczego?

Ano dlatego, że:

  1. Pomysł zajęć, we wszystkich realizowanych wariantach, jest pomysłem autorskim (czyli tutaj: moim).
  2. Odbiorcami przekazu są dzieci i młodzież w różnym wieku (od przedszkoli poprzez szkołę podstawową i gimnazjum do szkół średnich włącznie; w lekcjach uczestniczą także uczniowie szkół specjalnych, grup wspólnotowych czy domów dziecka).
  3. Zajęcia zawsze zawierają w sobie odniesienia do wielce niepowtarzalnego lokalnego środowiska życia ucznia (konkretna miejscowość/szkoła/dom).
  4. Uczniowie mają możliwość wyjaśniania swoich wątpliwości dotyczących owadów - "takie same" zestawy pytań nie zdarzają się.
  5. Charakterystyka i przebieg zajęć uwarunkowany jest porą dnia, panującymi warunkami meteorologicznymi, ale przede wszystkim porą roku - inaczej przebiegają lekcje w pełni sezonu wegetacyjnego, inaczej przed lub po nim (wczesna wiosna, późna jesień), jeszcze inaczej w zimie.
  6. Zajęcia prowadzone są z wykorzystaniem rozmaitych metod i środków nauczania, np. w zależności od potrzeb grupy (każdorazowo przed rozpoczęciem ustalane z opiekunami) mogą przybierać charakter stricte terenowych, stricte kameralnych lub łączonych kameralno-terenowych.
  7. Prezentacje kameralne uwzględniają różnorodność wieku i zainteresowań odbiorców (które z reguły jest duże).
  8. W trakcie eksploracji terenu, podczas której uczniowie samodzielnie łapią i starają się oznaczyć owady (przeżyciowo), nigdy nie zdarza się taki sam "zestaw" gatunków.
  9. W sposób ciągły i na bieżąco prowadzona jest (przeze mnie) ewaluacja zajęć, służąca ich permanentnemu udoskonalaniu.
  10. Efektem realizacji wyznaczonych uczniom zadań bywają stwierdzenia gatunków szczególnie interesujących z faunistycznego czy ochroniarskiego punktu widzenia - praca uczniów, ale i prowadzącego jest w tym momencie po prostu ściśle autorska i cenna z punktu widzenia inwentaryzacji przyrodniczej, w tym lokalnego poznania entomofauny (przykładowo: zeszłoroczne stwierdzenie występowania Carabus nitens w Szymbarku czy tegoroczne potwierdzenie - przez uczennice II klasy (!!!) Szkoły Podstawowej w Lipuszu bytowania Typhaeus typhoeus w Schodnie).
  11. Sytuacje wynikające z różnorodności stanów emocjonalnych większości uczestników lekcji entomologii, jako wysoce specyficzne i charakterystyczne dla danych jednostek czy grup, są niepowtarzalne.

Ww punkty świadczą o każdorazowej oryginalności, a co za tym idzie o autorskim charakterze i prowadzeniu każdych zajęć.

A jeśli chodzi o motyw wiodący niniejszego pisania, to w sumie nie w tym rzecz, że nie dorobię tych paru złotych, choć w dzisiejszych czasach nie jest to kwestia bez znaczenia. W nauczaniu najważniejszy jest uczeń - domniemywam, iż niejeden z niecierpliwością czeka na "owadologię"; dodam mało skromnie "właściwie sprzedaną". Wśród tych oczekujących - uczniowie, którzy mieli już okazję uczestniczyć w tego typu lekcjach. No więc czekają i się nie doczekają, gdyż tak postanowił kompetentny ponoć urzędnik ZUS, który najprawdopodobniej nigdy w takich zajęciach nie uczestniczył.

Aż strach pisać "do zobaczenia w lepszych czasach", bo takowe przy tego rodzaju uwarunkowaniach kompetencyjnych w tym kraju, mogą nigdy nie nadejść.

Sławomir Zieliński
tekst z dnia 30 IV 2013 roku.

Gimnazjum nr 20 im. Hanzy w Gdańsku
serdecznie zaprasza wszystkich mieszkańców Przymorza i nie tylko na festyn organizowany z okazji

Święta Szkoły - Dnia Hanzy

Festyn odbędzie się w dniu 18.05.2013 r. w godz. 11.00-14.00 na boisku szkolnym (w przypadku nie sprzyjającej pogody w budynku szkoły). Dzień ten jest świętem uczniów i pracowników naszej szkoły, ale chcemy go celebrować razem z mieszkańcami Przymorza i Wszystkimi zainteresowanymi. Program imprezy obejmuje krótki happening na temat Hanzy, prezentacje artystyczne uczniów oraz zaproszonych gości (m. in. dzieci z klasy II b SP nr 76), pokazy taneczne Dance Hall oraz cheerleaders, pokazy sportowe, integracyjne gry i zabawy, mecze piłki nożnej pomiędzy uczniami, rodzicami i nauczycielami, rozgrywki szachowe. Zaprezentują się klasy z rozszerzeniami programowymi: klasa medyczna organizuje pokazy ratownictwa przedmedycznego, klasa politechniczna będzie prowadziła zabawy z matematyką i fizyką. Uczniowie przedstawią efekty realizowanych przez siebie projektów gimnazjalnych (pokaz filmu o szkole w języku angielskim, wystawy projektów w języku niemieckim, prezentacja projektu z języka polskiego pt. Carmina patri, czyli najważniejsze pieśni Polaków, prezentacja o zanieczyszczeniu Bałtyku). Młodzi redaktorzy gazetki Rzeźnik Szkolny poprowadzą quizy i zagadki dziennikarskie. Uczniowie zaprezentują także gry edukacyjne z języka niemieckiego oraz ciekawe doświadczenia chemiczne. W trakcie festynu będzie prowadzona akcja charytatywna. Za symboliczną kwotę będzie można skosztować ciast pieczonych przez naszych uczniów, zjeść chleb ze smalcem lub wziąć udział w loterii fantowej i w ten sposób wesprzeć Dom Małego Dziecka im. Janusza Korczaka w Oliwie. Każdy mieszkaniec Przymorza będzie miał możliwość uwiecznić się na niecodziennej fotografii - z gadającym ptakiem. Jest to nasza akcja na rzecz ptaków. Gorąco apelujemy do wszystkich mieszkańców o przyniesienie na festyn zepsutych lub niepotrzebnych koszy wiklinowych na ptasie gniazda. Uczestnicy festynu będą mogli także wziąć udział w akcji społecznej polegającej na wymianie używanych książek i czasopism (bookcrossing). Będzie można także zmierzyć sobie ciśnienie krwi. Święto traktujemy jak dzień otwarty - każdy może zwiedzić szkołę czy obejrzeć prezentacje. Zapraszamy również uczniów z okolicznych szkół podstawowych i ich rodziców, którzy jeszcze cały czas zastanawiają się nad wyborem nowej szkoły gimnazjalnej. Będą mogli porozmawiać z uczniami i nauczycielami na temat funkcjonowania naszej placówki.

Wiadomość z ostatniej chwili - nasz festyn wesprze obecnością i materiałami stowarzyszenie przyrodnicze Ptaki Polskie, spodziewamy się też odwiedzin co poniektórych znanych trójmiejskich przyrodników.

Niech ten dzień będzie okazją dla mieszkańców Przymorza do spotkania się i aktywnego spędzenia czasu.

Serdecznie zapraszamy!

Uczniowie oraz kadra Gimnazjum nr 20 im. Hanzy w Gdańsku