Przeskocz do treści

Galeria ze spaceru w dolinę Raduni na zachód od pruszczańskiej Faktorii Międzynarodowego Bałtyckiego Parku Kulturowego. Teren, pomimo tego że podmiejski, robi wrażenie. Względnie naturalna rzeka, nadrzeczne olsy i zarośla wierzbowe, stare drzewa w nurcie rzeki i na brzegach, ślady działań bobrów, łabędzie nieme i kaczki krzyżówki. Sami zresztą oceńcie. Dla porządku dodam, iż kilka lat temu odnotowaliśmy w tej okolicy obecność zimorodka. Elementy techniczne na niektórych zdjęciach to obwodowa Trójmiasta oraz jej ekrany od strony wschodniej. W spacerze udział wzięli Iwonka Zielińska, Ryga, Sławek Zieliński. 5 XII 2020 r. Miłych wrażeń.

z pozdrowieniami dla Adama Bohdana 🙂 (pozdrowienia z dnia 2 XII 2020 roku)

Sławomir Zieliński

Szrotówek na cenzurowanym

Wstęp

Szrotówka kasztanowcowiaczka, niepozornego motyla, którego larwy odżywiają się liśćmi kasztanowców (powodując w miejscach żerowania brunatne przebarwienia) postawiono od jakiegoś już czasu na „medialnym topie”. Nic więc dziwnego, że zna go pewnie większość umiejących czytać w Polsce, tyle, że nie każdemu z nich udaje się wymówić wdzięczną gatunkową nazwę.

Ach, co za szkodnik !

            W prasie, nie tylko tej „brukowej”, pojawiają się alarmistyczne prognozy o groźbie totalnej zagłady kasztanowców w Polsce, co jest – według autorów tych przewidywań – pewne jak to, że 2 x 2 = 4, o ile oczywiście nie podejmie się skutecznej z wymienionym niebezpiecznym stworzeniem walki. A armaty w tej walce już grzmią (np. wygrabianie i palenie liści kasztanowców, poszukiwania organizmów, które mogłyby spasożytować szrotówka i inne). Testuje się więc te różne środki i metody ograniczania owada, co jest zresztą standardowym (z pewnością poznawczym, choć niekoniecznie przyrodniczo sensownym) zachowaniem naukowców i sposobem na uwiarygadnianie się instytucji naukowych w oczach potencjalnych sponsorów badań.

Datki na szczepionkę ?

            Jednak w niektórych aspektach antyszrotówkowej kampanii pojawiają się elementy trudne do zaakceptowania. Jako nadużycie postrzegam np. wszelkie podejmowane ostatnio próby zbiórki pieniędzy na ograniczające szrotówka iniekcje (szczepionki). Działanie to ma bowiem o wiele więcej wspólnego z wspieraniem ich producenta tudzież wyspecjalizowanych firm zajmujących się tzw. ochroną roślin (wykaz nielicznych nietrudny do odnalezienia w internecie), niż z nabyciem pewności „uratowania” kasztanowców (długofalowe działanie wszczepianych substancji jest nieznane). Po co zresztą ratować coś, co jest tak naprawdę nie zagrożone ? Czy np. wiązy w Polsce wyginęły, choć od kilkudziesięciu co najmniej już lat część osobników (w różnym wieku) choruje i umiera na tzw. holenderską chorobę wiązów powodowaną przez fizjologiczne osłabienie, niektóre korniki z rodzajów ogłodek i rozwiertek oraz  zarodniki przenoszonego przez nie grzyba Ceratocystis ulmi ? Nie wyginęły, gdyż jeden choruje i umiera, a drugi nie, tak jak w przypadku kasztanowców. I tak jak w przypadku każdej populacji żyjącej w środowisku przyrodniczym, także ludzi. Jak dziś pamiętam alarmistyczne wypowiedzi i artykuły publikowane w latach 80. ubiegłego wieku – w niejednym z nich prognozowano całkowite wymarcie wiązów w Polsce. I co z tego wynikło ? Ano nic – wiązy, poza tą pewną ich częścią, która na bieżąco choruje i umiera (i kolejne, i dalsze, itd.....), mają się u nas całkiem dobrze.

Konia czy owcę

            Tak nawiasem mówiąc wypadałoby, aby wytrawni specjaliści od ochrony roślin pamiętali, że kasztan i kasztanowiec to jednak dwa różne rodzaje drzew (patrz www.kasztanowiec.ii.pl). Dalece ryzykowne jest także upatrywanie w żerowaniu larw szrotówka kasztanowcowiaczka przyczyny powtórnego (jesiennego) kwitnienia kasztanowca. Dziać się tak może równie dobrze z powodu klimatycznych anomalii – np. bardzo ciepłej jesieni. W różnych wypowiedziach przydałoby się też mniej niepotrzebnej propagandy w stylu: „czy kasztanowce przejdą do historii ?”, „wprowadzanie nowoczesnej (co to ? – przyp.SZ) substancji czynnej” lub „jeżeli nie podejmie się natychmiast radykalnych metod zwalczania to szkodnik ten może zniszczyć przez kilka lat totalnie wszystkie kasztanowce w Polsce” (cytaty z ww strony). Przysłowiowego konia z rzędem lub owcę ginącej rasy wrzosówka dla Pana Profesora – twórcy ostatniego cytowanego powyżej stwierdzenia – oferuję, jeśli tak naprawdę (totalnie) się stanie.

Do skreślenia tych niewielu słów skłoniło mnie kilka dość zaskakujących informacji zawartych w materiałach do tzw. konsultacji społecznych projektu planu ochrony Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego przygotowanych przez wykonawcę planu Klub Przyrodników. Dodam dla porządku, że od wielu lat należę i sympatyzuję z tym NGO-sem oraz iż uczestniczyłem w pracach inwentaryzacyjnych i waloryzacyjnych do planu TPK w zakresie badań bezkręgowców.

Zaskoczenia (moje), a może i nie tylko ....

  1. okazuje się, że 100% lasów tworzących TPK to lasy ochronne
  2. nadleśniczy jest władny na mocy zarządzenia wyznaczać w tych lasach tzw. strefy funkcjonalne
  3. okazuje się, że jedną ze stref lasów ochronnych może być obszar o dominującej funkcji gospodarczej (!!!???) (tutaj: obszar IV, pozostałe to obszar I - o dominującej funkcji społecznej, obszar II - o dominującej funkcji przyrodnioczej, obszar III - obejmujący tereny dziedzictwa kulturowego)
  4. zapis z planu urządzania lasu (PUL) dla Nadl. Gdańsk na lata 2015-2024: "zatrzymanie wzrostu wieku drzewostanów - szerokie inicjowanie cięć rębnych"
  5. jedna z praktyk nadleśnictwa to pozostawianie drzew biocenotycznych

Wyjaśnienia, mikro-komentarze

  1. jak się okazuje, obecnie obowiązujące "nowe" Zasady hodowli lasu definiują jedną z grup lasów ochronnych jako "lasy położone w granicach administracyjnych miast i w odległości do 10 km od granic administracyjnych miast liczących ponad 50 tys. mieszkańców" ; to samo opracowanie, tyle że z 1988 roku (a więc mniej więcej z czasów, gdy pobierałem naukę w sposób sformalizowany) ujmuje tematyczny zapis nieco inaczej: "lasy (...) w granicach administracyjnych miast, pełniące głównie funkcje ochrony ludności przed szkodliwym wpływem zanieczyszczeń w atmosferze i przed hałasem"
  2. chętnie poznałbym przepis, na mocy którego nadleśniczy może tego typu zarządzenie wydawać, a zwłaszcza wydzielać dalece dyskusyjną merytorycznie, a i z punktu widzenia społecznego, strefę Obszaru IV
  3. okazuje się, że "las ochronny" ale jednak "las gospodarczy" - no to jaki właściwie jest ten las ?..... szukam wsparcia w zasadach hodowli lasu; zaczynam od "nowych" i w paragrafie 11 znajduję: "zagospodarowanie lasów ochronnych prowadzi się pod kątem utrzymania ich wielofunkcyjnej roli ze szczególnym uwzględnieniem (jednej lub kilku) funkcji, dla których zostały one uznane za ochronne"; porównuję ze "starymi" zasadami hodowli lasu i znajduję paragraf 2: "(...) Produkcja surowca drzewnego w tych lasach [tj. ochronnych - uwaga SZ] powinna być prowadzona w sposób zapewniający spełnianie przez nie przede wszystkim głównej funkcji, do jakiej są one przeznaczone (...)" ... to samo ? niby podobnie, ale warto zwrócić uwagę na istotną (choć dyskretną) różnicę - jednoznaczne podporządkowanie wszelkich działań gospodarczych celom ochronnym w wersji "starej" ver. rozmycie tematu zadaną apriori "wielofunkcyjnością" lasów w wersji "nowej"
  4. jakby ktoś jeszcze się dziwił, że w ostatnich latach obserwowana jest o wiele bardziej intensywna niż kiedyś wycinka drzewostanów w TPK - to tu ma odpowiedź; przyspieszenie wycinki zadali sobie sami leśnicy i pilnie jak widać to zadanie realizują ...... dla mnie jako "branżowca" najbardziej irytujące jest publiczne serwowanie bredni przez niektórych lokalnych leśnych decydentów o znaczącym procencie starodrzewów w TPK, w kontekście wyżej przywołanego "zatrzymania wzrostu wieku drzewostanów"... nie chciałbym być złym prorokiem - oby w następnych PUL-ach nie przełożyło się to na "zjazd" wieków rębności podstawowych gatunków lasotwórczych, głównie buka
  5. drzewa biocenotyczne (z dziuplami, próchnowiskami, rozłamane, z listwami piorunowymi, oparzelinami kory, z hubami itp.) - w rezerwatach i na części tzw. powierzchni referencyjnych coś się w tym względzie niewątpliwie dzieje (de facto - nie dzieje, i dobrze), poza tym, podejście administratorów lasu do drzew biocenotycznych jest ciągle jeszcze dalekie od doskonałości

Rotmanka 30 XI 2020 r.

Sławomir Zieliński

Jestem naukowcem. Pomimo tego, że z „marginesu nauki”, obowiązuje mnie dążenie do obiektywnej prawdy. Także w sprawach, które – choć bywają dla mnie już odległe – pozostają generalnie ważne, zwłaszcza w kontekście społecznym.

Codziennie dowiaduję się. Także o takich sprawach. O różnych kwestiach. Wśród nich o HIPOTEZACH. Te mnie zajmujące poddaję weryfikacji. Można ją nazwać naukową. W jej wyniku HIPOTEZY podlegają analizie i przyjmowane są „do dalszej obróbki” lub odrzucane. O ile odrzucane – to do „przechowalni” (w oczekiwaniu na nowe hipotezy) lub w niebyt i niepamięć. Taka procedura. Procedura domniemanej FALSYFIKACJI. Która się zdarzy lub nie. Bezemocjonalna. Bezceremonialna. Jak OBIEKTYWIZM, sam w sobie. Po drodze na całym tym etapie funkcjonuje KRYTYCYZM. Bez tego narzędzia nauka, a i jej przełożenie na życie codzienne, pozostawałyby jako takie zbiorem pobożnych życzeń, niezweryfikowanych idei, graniem na emocjach, specyficzną pseudonauką i trudnym do zniesienia żywotem po prostu.

Z niemałym więc zdziwieniem, a i z niepokojem podyktowanym potrzebą  poszukiwania obiektywnej prawdy, odnotowuję pojawienie się w ostatnich dniach w przestrzeni publicznej petycji pt.: „Apel ludzi nauki o prawdę i szacunek w pamięci o Janie Pawle II”, powstałej w reakcji m.in. na Raport Sekretariatu Stanu Watykanu w sprawie Theodore’a McCarricka arcybiskupa Waszyngtonu oraz film pt. „Don Stianislao” o Kardynale Stanisławie Dziwiszu autorstwa Marcina Gutowskiego. Sygnatariuszami ww apelu jest na ten moment ponad 200 polskich naukowców w randze Profesora. To dokument moim zdaniem przedwczesny, wprowadzający zamęt i niepotrzebny, gdyż emocjonalny i nie zweryfikowany wiedzą zawartą w dokumentach już dostępnych, a także tych jeszcze nie podanych do publicznej wiadomości na zadany temat. Jego sygnatariuszami, jak wspomniano, są naukowcy w tytule co najmniej i co najwyżej Profesora, a credo ich wystąpienia dobrze oddaje cytat z ich stanowiska: „(...) Sygnatariuszami tego listu są osoby pracujące na polskich uniwersytetach i w instytutach badawczych. W naszej pracy naukowej i dydaktycznej jesteśmy zobowiązani do szukania prawdy oraz przekazywania jej studentom. Jako obywatele czujemy się też współodpowiedzialni za prawdę jako fundament debat publicznych. (...)”. Credo swoje, fakty swoje, zwłaszcza ta kontekstowo zadziwiająca deklaracja „zobowiązania do szukania prawdy”.

PRAWDA jest jedna, OBIEKTYWNA, ale aby ją upublicznić nie wystarczy pobieżnie sformułowana petycja. Znikomej części środowiska naukowego. Niekoniecznie reprezentatywnej. Która nie dostrzega tego, co dobrze widać z niższych poziomów „naukowej hierarchii”, w tym z tej nauki marginesu. Tego mianowicie, że procedurę DOWIEDZENIA SIĘ czegokolwiek o czymkolwiek należy przeprowadzić rzetelnie i wyczerpująco, a czego przypomnienie zawarłem we wstępie tego apelu. I wstrzymać się z apriorycznym wyrokowaniem. Oczekiwać raczej na wyczerpującą pulę faktów dotyczących stanu wiedzy/niewiedzy i postępowania/zaniechań Jana Pawła II w kwestii pedofilii i innych patologii obecnych od lat w kościele katolickim. Obecnych - niestety.

W związku z powyższym apeluję o cierpliwość mentalną, także badawczą, a potem dopiero ewentualne formułowanie wniosków, wynikających z badań, a nie z emocji tudzież wiary czy przekonań religijnych wnioskodawców. Apeluję o OBIEKTYWIZM.

Post Scriptum

Dorzucam poniżej, po 21 latach przelegiwania na półce, „cegiełkę” do obiektywnego oglądu ZAINTERESOWANYCH działaniami machiny watykańskiej biurokracji. Tematyka niszowa, bliska mojemu wykształceniu i sercu - przyrodnicza.

Sprawa dotyczyła łamania m.in. ówczesnej Ustawy o ochronie przyrody z 1991 roku i dotyczyła kaszubskiego rezerwatu  przyrody „Szczyt Wieżyca”. Zawiera ona wątek papieski, oburzający dla wrażliwości co najmniej kilku ówczesnych niezależnych gdańskich przyrodników oraz części niezaangażowanych zawodowo wrażliwych Obywatelek i Obywateli. Wśród nich mnie. Z tego oburzenia powstało pismo do Watykanu (skan), które poskutkowało odpowiedzią (skan) i pocztówką (dwustronny skan).

Załączam także link do tematycznej notatki z Biuletynu Klubu Przyrodników „Bociek” https://kp.org.pl/pdf/bociek/bociek55.pdf. oraz trzy skany wybranych tematycznych artykułów z Gazety Morskiej (ówczesna nazwa lokalnego dodatku Gazety Wyborczej) i Dziennika Bałtyckiego.

Epilog

W kwestii epilogu terenowego można powiedzieć tyle, że zgodnie z przewidywaniami rezerwat jest na bieżąco zadeptywany, zaśmiecany, jego pojemność turystyczna jest wielokrotnie przekraczana, fauna, flora, mykoflora w przyspieszonym tempie podlegają procesom trywializacji gatunkowej, szerzej – synantropizacji. To przekłada się na degradację siedlisk, zwłaszcza składowej ekosystemu leśnego.  Z częścią tych smutnych, ale i łatwych onegdaj do przewidzenia skutków wybudowania monstrualnej wieży widokowej w rezerwacie przyrody, będzie można zapoznać się studiując kolejny Plan Ochrony Kaszubskiego Parku Krajobrazowego, który właśnie powstaje.

W kwestii epilogu w zakresie spraw niekoniecznie uchwytnych. „Bóg jest miłością” wtedy nie pomogło. Zdecydowanej reakcji Watykanu, żeby nie firmować imieniem Papieża łamiącej prawo inwestycji zabrakło. Z Janem Pawłem II w nazwie wieży widokowej poszło komuś łatwiej ? Osłabiło ewentualne wyrzuty sumienia ? Dowartościowało czyjeś zaburzone ego ? Rozmydliło fizyczną i duchową odpowiedzialność pomysłodawców i urzędników, którzy wtedy na to przystali ? Część z nich już nie żyje, "dzieło" i jego opłakane przyrodniczo skutki pozostało. Interesujące, co mieliby do dodania, gdyby mogli (i chcieli) o tym nam już opowiedzieć.

... a kto ma cierpliwość, niech czyta .... https://www.kp.org.pl/images/bociek/Artyku%C5%82y/bociek_142/artyku%C5%82_3.pdf

w tym numerze wiele tekstów, a w tym nawet 🙂 dwa mojego pióra ....

https://www.kp.org.pl/images/bociek/Artyku%C5%82y/bociek_142/artyku%C5%82_3.pdf

https://www.kp.org.pl/images/bociek/Artyku%C5%82y/bociek_142/artyku%C5%82_6.pdf

Mając na uwadze kwestie archiwizacyjne zamieszczam poniżej krótką trójstronną wymianę myśli i poglądów będącą pokłosiem listu nadleśniczego Nadleśnictwa Gdańsk pana Janusza Mikosia do prezesa Fundacji Fidelis Siluas kolegi Brunona Wołosza (patrz poprzedni materiał na MIKROBIOTOPIE).

W reakcji na materiał zamieszczony na MIKROBIOTOPIE otrzymałem w dniu 28 maja br. następującego e-maila od rzecznika Nadleśnictwa Gdańsk pana Łukasza Plonusa.

Szanowny Panie,

Po lekturze Pana tekstu odniosłem wrażenie, że nie ma Pan pełnego obrazu działalności prezesa fundacji Fidelis Siluas. Pismo nadleśniczego Nadleśnictwa Gdańsk był sprzeciwem, wobec dezinformacji (fakenwes) oraz agresji internetowej (hejt), które są głównymi produktami działalności prezesa Fidelis Siluas.

Jako postronny obserwator mógł Pan nie zauważyć, że informacje publikowane przez Fidelis Siluas, zawierają w sobie półprawdy oraz oszczerstwa, nie rzadko wymierzone w szeregowych pracowników nadleśnictwa. Wystarczy przejrzeć posty opublikowane w mediach społecznościowych tej fundacji by znaleźć porównania, uproszczenia i przeinaczenia znane z teorii spiskowych o szkodliwości szczepionek czy płaskiej ziemi. W gąszczu inwektyw i nieprawdziwych informacji można znaleźć nazwiska i wizerunki, pracowników nadleśnictwa. Dlatego uważam, że nadleśniczy jako kierownik jednostki i obywatel ma obowiązek przeciwstawiać się oszczerstwom rzucanym w kierunku zarządzanej przez niego instytucji i pracowników. Zapewne zgodzi się Pan ze mną, że każdy użytkownik internetu powinien przeciwstawiać się hejtowi i fakenewsom, ponieważ jest to nasza wspólna przestrzeń.

Prezes Fidelis Siluas lubi nazywać się przedstawicielem społeczeństwa, choć moim zdaniem taki status zdobywa się poprzez wolne wybory parlamentarne lub samorządowe, a nie przez zdobywanie polubieni na facebooku. Tym bardziej, że polemika z tezami przestawianymi na fanpageu fundacji Fidelis Siluas skutkuje zablokowaniem użytkownika. Taki los spotkał wielu mieszkańców Trójmiasta, naukowców i leśników, którzy przedstawiali inne spojrzenie niż to, które prezentuje fundacja. Jak na organizację, uważającą się za instytucję kontroli społecznej jest to działanie bardzo nietransparentne i niedemokratyczne.

Z wielkim zaskoczeniem przyjąłem informację, że z fundacją współpracują przyrodnicy, ponieważ treści publikowane przez Fidelus Siluas zawierają najczęściej opinie nie mające podstaw naukowych. Takim jaskrawym przykładem jest dyskredytowanie przez fundację wiedzy naukowców Państwowej Akademii Nauk czy specjalistów międzynarodowych organizacji FSC czy PEFC. Dlatego chętnie poznam dorobek naukowy wspomnianych przez Pana naukowców i autorytetów.

Niestety umknął Panu fakt, że od 2018 roku funkcjonują w Nadleśnictwie Gdańsk dwa bardzo ważne dokumenty. Są nimi zarządzenie nadleśniczego w sprawie zasady prowadzenia gospodarki leśnej w drzewostanach o szczególnych walorach ważnych dla lokalnej społeczności oraz zarządzenie nadleśniczego w sprawie zagospodarowania obszarów funkcjonalnych wyznaczonych na terenie Nadleśnictwa Gdańsk. Znacząco modyfikują one sposób zagospodarowania lasów, tak by zabiegi gospodarcze były mniej uciążliwe dla osób odwiedzających las. Leśnicy mają świadomość, że te lasy są dla ludzi bardzo ważne, dlatego w miarę możliwości, dostosowują swoje działania do społecznych oczekiwań.

Żywię ogromną nadzieję, że nieprawdziwe informacje znikną z mediów społecznościowych fundacji Fidelis Siluas dzięki czemu będziemy mogli podjąć merytoryczną i spokojną dyskusję.

Z poważaniem

Łukasz Plonus

rzecznik prasowy

Odpowiedź moja była następująca.

Panie Rzeczniku
odpowiedzi do akapitów z Pana e-maila w systemie 1/1:
  • pańskie wrażenia mnie nie interesują - nie jestem psychologiem ani tym bardziej psychoanalitykiem;
  • urzędnika państwowego obowiązuje powściągliwość, umiar i takt; tych cennych przymiotów w odpowiedzi pana Nadleśniczego do Fidelis Siluas nie sposób się doszukać;
  • to pańskie zdanie, dość niszowe i słabo zgrane z wiedzą o społeczeństwie, jak widzę;
  • brak znajomości dorobku, działań i osiągnięć, także w kontekście lokalnym (TPK) takich nazwisk jak Wilga, Latałowa czy Kochańczyk nie najlepiej świadczy; ten dorobek jest powszechnie dostępny, proszę się więc wysilić; co do nazwiska Zieliński - zapraszam na stronę www.mikrobiotop.pl, zakładka Publikacje; co do kolejnych nazwisk wspierających koncepcje lansowane przez FS i Ich dorobku - proszę wysilić się po raz drugi;
  • dokumenty funkcjonują, a jak jest rzeczywistość, każdy widzi.
informuję ponadto, że nie administruję stroną internetową Fundacji Fidelis Siluas;
ceniłbym sobie także, gdyby był Pan uprzejmy w przyszłości poświęcać mojej skromnej osobie mniej czasu (innymi słowy - poproszę o krótsze i bardziej merytoryczne e-maile);
sławomir zieliński
ps
opinie mają to do siebie, że nie muszą mieć podstaw naukowych
Na FP Fundacji Fidelis Siluas pojawił się taki oto komentarz Brunona Wołosza.

Ja Brunon Wołosz, niewykształcony,człowiek z ludu, z dołu, choć widzący, że ziemia nie jest płaska, (wszak w TPK są pagórki) też pozwolę sobie dodać kilka słów od siebie jako komentarz do treści pisma rzecznika NG.
Otóż, o demokrację właśnie nam chodzi, której w kontekście nierównego, zatem niedemokratycznego prawa społeczeństwo nie ma. Zabrakło demokracji w czasie pseudo konsultacji społecznych, na których dowiedzieliśmy się, że to nie konsultacje, lecz ogłoszenie jedynego „słusznego” postanowienia LP w przygotowanym PUL (Planie Urządzania Lasu). Kolejny raz jesteśmy pomawiani przez urzędników państwowych, którzy nie wskazują w którym miejscu kłamiemy. Każdy także, kto śledzi nasz FP wie, że rzeczywiście blokujemy tzw. „trolli” leśników, którzy po powstaniu FP często zaglądali i komentowali, zagłuszali nasz słuszny głos przeciw LP. Sprawdźcie sami kto „zalajkował” pismo pana Nadleśniczego skierowane do mnie na stronie NG. Ludzie z całej Polski, tylko nie z Trójmiasta i niemal zawsze osobiście lub rodzinnie związani z LP. Instytucji państwowej to nie przystoi. Bardzo kiepskie. Natomiast zachęcam pana rzecznika i leśników do przeczytania komentarzy pod artykułami w GW. Nie ma słowa pochlebnego dla działalności korporacji „Lasy Państwowe” w Polsce. Po co zatem te opowieści leśników jak ważną dla nich społeczną funkcję pełni TPK? Jak rozumiem, gdyby nie miał istotnej funkcji społecznej, to całkiem przestał by istnieć? Trudno zrozumieć polemikę rzecznika z rzeczywistością, którą każdy, kto spaceruje po naszych lasach widzi i może nawet dotknąć. Ubywa cennego drzewostanu w zastraszającym tempie. I tu bardzo ważna informacja dla rzecznika, bo może nie ma tak cennych danych? Otóż TPK nie stanowi nawet 0,5% polskich lasów. Czy zatem już nie ma czego wycinać, by rąbać las miejski, który w istocie leży w środku dużej aglomeracji miejskiej? W dodatku rośnie tu grubo ponad 8 tys. lat (!). To, co także nie wytrzymuje próby krytyki, to rzekoma konieczna gospodarka leśna tam, gdzie nie ma lasów naturalnych. Obiektywnie nigdzie taka gospodarka nie musi być prowadzona dla trwania lasu. Gospodarkę prowadzi się w ogródku, na polu buraków itp. Postaramy się Wam niebawem pokazać i skomentować co oznacza „gospodarka leśna” dla lasu o charakterze naturalnym, jakim jest TPK. Urzędnik państwowy nie może kpić i stosować dezaprobatę wobec „niewykształconego” społeczeństwa, którym to społeczeństwem byłyby dwie trzy, pięć osób, a co dopiero kilka tysięcy. Nie jest bowiem problemem to, że pomawiają mnie osobiście i poniżają pracownicy tej wielkiej korporacji, lecz w istocie kierują swoją pogardę dla całej naszej społeczności. To jest niegodne zachowanie i świadczy o tym, że działają w LP zasady korporacyjne. Polega to na tym, że właśnie jedną z cech korporacji jest odgórne zarządzanie, jednolity przekaz bez prawa do zdania odrębnego itd. Załączam Wam pismo dla potwierdzenia czym są w istocie dla leśników „konsultacje społeczne”.

Niebawem kolejne ciekawe fakty, z którymi będą musieli się zmierzyć leśnicy...

Czyżby nadleśniczy się pogubił ?

Jako sympatyk wszelkiej aktywności, która stawia sobie za cel wzrost znaczenia ekologicznych i społecznych funkcji lasów, m.in. lasów w sąsiedztwie miast, stałem się mimowolnym świadkiem korespondencyjnej wymiany poglądów i „uprzejmości” między zaangażowaną w ochronę Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego (TPK) Fundacją Fidelis Siluas a RDLP w Gdańsku/Nadleśnictwem Gdańsk. Organizację społeczną reprezentował  społecznik Brunon Wołosz (do wiadomości e-maila z pismem Nadleśnictwa Gdańsk otrzymali: Marcin S. Wilga, Michał Kochańczyk, Michał Rybicki, niżej podpisany), instytucję Państwowe Gospodarstwo Leśne  Lasy Państwowe  – nadleśniczy Nadleśnictwa Gdańsk Pan Janusz Mikoś.

Pisma źródłowe znajdują się na profilu FB Fundacji Fidelis Siluas.

I o ile w przypadku lektury pisma Fundacji nieco tylko zdziwiła mnie pewna doza zawartych w nim emocji, gdyż emocje już od czasów Szafera, Wodziczki i innych wybitnych  przyrodników kształtowały ochronę przyrody, o tyle w przypadku pisemnej odpowiedzi urzędnika lasów państwowych, gdzie emocje zdominowały jej tryb i zawartość mam nieomalże pewność, że Pan nadleśniczy się pogubił. Oto dlaczego tak sądzę.

Kwestie interakcji międzyludzkich

  1. Nadleśniczy jest urzędnikiem. Dobra państwowego, ogólnospołecznego tj. lasów i gruntów nieleśnych. Jednym z obowiązków administracyjnych takich osób jest kulturalny i twórczy dialog z różnymi grupami interesariuszy/właścicieli tego dobra, nie zaś eskalowanie konfliktów.
  2. Jednym z przejawów takiej eskalacji stało się nazwanie Fundacji mianem „organizacji kanapowej”. Patrząc od strony jakościowej - to podyktowany nieuzasadnionymi emocjami grubiański nietakt. Liderami ww NGO-su są uznane w Polsce autorytety w zakresie takich nauk/zajęć jak mykologia, nauki o ziemi, ekonomia, podróże, fotografia przyrodnicza, fotografia społeczna, odkrycia gatunków nowych dla nauki i obszarów dotąd nie eksplorowanych przez ludzi, wspinaczka wysokogórska. To terenowcy, w życiu których meble (niekoniecznie drewniane) stanowią ważny składnik na tyle, na ile mieszczą obszerne księgozbiory, fototeki, itd. Są to osoby od kilkudziesięcioleci zaangażowane w ochronę m.in. Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, których dokonań (vide np. rejon Doliny Radości czy Doliny Samborowo) Pan nadleśniczy może tylko, najlepiej gdzieś na osobności, pozazdrościć. A w miarę możliwości się wzorować, jako przykładowo niżej podpisany czyni. Co do zarzutu „meblowego” od strony kwestii ilościowych – blisko 6 tysięcy polubień Fidelis Siluas na FB to zasób z pewnością nie mieszczący się na przewidzianych do użycia kanapach w wyartykułowanym przez Pana nadleśniczego sloganie. Nawiasem mówiąc liczba polubień profilu Nadleśnictwa Gdańsk tj. niespełna 17 tysięcy nie robi piorunującego wrażenia, biorąc pod uwagę kwestie czasowe i zasięg oddziaływania.
  3. Urzędnikowi ze stopniem naukowym, a taki Pan nadleśniczy posiada, zwłaszcza piastującemu tak eksponowane, świetnie opłacane (z pieniędzy państwowych) i predystynowane do dialogu społecznego stanowisko, z definicji nie wypada „wytykanie palcem” braku wykształcenia adwersarzom. Kimkolwiek by nie byli i jakimi emocjami dla dobra przyrody by się nie kierowali. To dowód na brak kompetencji i umiejętności negocjacji, o elementarnej kulturze nie wspominając.
  4. Z powyższego wynika, że Pan nadleśniczy nijak – przynajmniej w tej sprawie – nie realizuje wytycznej tematycznego dla terenu TPK Planu Urządzania Lasu (PUL), na którą sam się zresztą w piśmie powołuje, iż „funkcja społeczna jest dominująca”. Pozostać w nadziei wypada, że to tylko chwilowe, nie długofalowe niedociągnięcie.

Merytoryka nauk leśnych i pokrewnych

  1. W kwestii rzekomego braku naturalności lasów pod trójmiejskich, powoływanie się na prace Pani Profesor Małgorzaty Latałowej, budzić może co najmniej zdziwienie. Zwłaszcza w kontekście faktów i wyników badań, które Pani Profesor wspólnie z Panią Doktor Anną Pędziszewską przytoczyły na konferencji „Trójmiejskie lasy – rozmawiajmy o przyszłości” w gdańskiej siedzibie NOT w dniu 9 czerwca 2016 roku w wystąpieniu pt. „Co wnoszą badania nad historią lasów Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego do dyskusji nt. aktualnej gospodarki leśnej”. W sympozjum tym brali udział przedstawiciele różnych grup społecznych i zawodowych, w tym leśników. Wystarczyło być i pilnie słuchać. I dobrze zapamiętać.
  2. Przytoczona wizja nie samodzielnie płynących z Ameryki daglezji, ma być w domyśle argumentem za „nienaturalnością” pod trójmiejskich lasów. Pan nadleśniczy zdaje się zapominać bądź nie wiedzieć o tym, że o naturalności lasu nie świadczy li tylko drzewostan, a już zwłaszcza obcy geograficznie i nieodpowiedzialnie onegdaj przez leśników nasadzony. Gwoli więc przypomnienia – kluczowe dla określenia „NATURALNOŚĆ” jest SIEDLISKO – komponent gleby, skały macierzystej, flory, fauny, mikroorganizmów i mykobioty glebowej + takie „fajerwerki” jak uwarunkowania mezoklimatu i hydrologiczne, uwarunkowania biotyczne CAŁEGO ZASOBU GATUNKÓW w ujęciu historycznym i teraźniejszym, na poziomach ponapopulacyjnym, populacyjnym, mikropopulacyjnym. Jednym słowem historia, zasób i stan tego wszystkiego, co współtworzy makro-ekosystem leśny Trójmiejskiego PK. No, ale skoro żart „daglezjowy” (urzędnika w piśmie !!!) ważniejszy jest niż kwestie merytoryki, to chyba tylko ubolewać i/lub dziwić się wypada ...
  3. Pan nadleśniczy twierdzi w piśmie, iż „średni wiek tych lasów to 100 lat”. Pozostaje pogratulować nowatorstwa i poprosić o upublicznienie metodyki obliczania średniego wieku lasów. I trzymać kciuki za domknięcie puli WSZYSTKICH GATUNKÓW występujących w TPK, bo od tego takie wyliczenia trzeba zacząć. Dodać też wypada, że otrzymane wyniki będą pionierskie (bo pierwsze tego typu) w skali całego świata, a czy zgodne z tezą Pana nadleśniczego – wątpić należy. Z utęsknieniem też wyczekiwać czasu, gdy niektórzy leśnicy na eksponowanych stanowiskach przestaną mylić las z drzewostanem. I zapamiętają co poniektórzy, że 100 lat dla części gatunków drzew to nawet jeszcze nie dorosłość.
  4. Kwestie retencyjności lasów TPK są od lat szeroko dyskutowane przez grona różnych instytucji i osób, grono hydrologów z „Gdańskich Wód” nie jest jedynym. Skoro nadleśnictwo dysponuje, oprócz ogólnikowych stwierdzeń, stosowną literaturą określającą wzrost retencyjności obszarów leśnych TPK w skali dziesięcioleci, które udowadniałyby wpływ prowadzonej gospodarki leśnej na wzrost retencji tych obszarów, będę wdzięczny za ich upublicznienie. Szczególnie wdzięczny będę – z racji zainteresowań specjalistycznych - za tematyczne publikacje związane z faktem wzrostu retencji wskutek działań związanych z tworzeniem powierzchni referencyjnych, pozostawianiem w lesie większej objętości i rodzajów martwego drewna, tak na liniach spływu w strefie krawędziowej, jak i na obszarach wysoczyznowych, gdzie wątek retencji jako takiej jest szczególnie istotny. O ile takie publikacje istnieją, na co liczę.

Uwaga nieomalże osobista

Znam osobiście Osobę i dokonania Profesora Jerzego Szwagrzyka. Miałem też niewątpliwą przyjemność wysłuchać niejednego wykładu tego Naukowca na niejednym sympozjum. I podyskutować co nieco. To światła postać w zróżnicowanym gronie naukowców nauk leśnych. Które to zróżnicowanie jest analogicznie w gronach większości nauk zresztą. Fakt, że jak Pan nadleśniczy był uprzejmy to ująć „ Jerzy Szwagrzyk jest leśnikiem kształcącym kadry leśne na Wydziale Leśnym Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie” nie oznacza wcale, że podpisałby się pod pismem Nadleśnictwa Gdańsk. Pod kilkoma tezami pisma Fundacji Fidelis Siluas podpisałby się z pewnością. Z prostego powodu. To człowiek merytorycznie i socjologicznie poukładany, jak rzadko kto. Przyrodniczo także. Więc uprzejmie proszę nie nadużywać.                                                                                                           

PS. Uważam, jako w sumie dość postronny obserwator, lecz jednocześnie sympatyk pro środowiskowych i pro społecznych działań i poglądów osób tworzących Fundację Fidelis Siluas, że Pan nadleśniczy Janusz Mikoś – jako odpowiedzialny mam nadzieję urzędnik oraz osoba sygnująca podpisem przedmiotowe pismo – winien jest osobom z Fundacji przeprosiny. Zaznaczam, jako przyjaciel wielu z tych osób, że nie są to byty zbyt pamiętliwe i z pewnością zechcą twórczo współpracować nad kwestiami związanymi z ochroną TPK. Pod warunkiem jednak, że będzie to współpraca partnerska, nie zaś w wykonaniu przez PGL LP jak do tej pory, a czego przejawy niekoniecznie chlubne znajdują się w przedmiotowym analizowanym tu piśmie.

Sławomir Zieliński

Dzisiejszy poranek, 22 IV 2020 r. po godzinie 6-tej rano. Wracam samochodem z pracy, kierunek Tczew. Gdańsk-Święty Wojciech, prosta wzdłuż rzeki Raduni. To miejsce, gdzie całkiem niedawno przeprojektowano i wprowadzono w życie nowy sposób przemieszczania się samochodów. Wybranymi aspektami tych zmian były: wydzielenie BUS-pasa, zwężenie pasów do przemieszczania się pozostałych pojazdów (po jednym w kierunku Gdańska i Tczewa) oraz wyznaczenie (wymalowanie)  wąskiej około 1-metrowej wysepki na środku jezdni. Samochody o tej porze jadą do Gdańska ciągiem. Z około 70 m dostrzegam, że na owej wysepce coś siedzi, a po przejechaniu kolejnych metrów już wiem, że to kaczka krzyżówka (samiec). Nie zatrzymuje się nikt. Dość ostro hamuję (kierowca jadący za mną jest czujny), jednocześnie włączam światła awaryjne. W pierwszym odruchu chcę stanąć na "wyspie" żeby osłonić zwierzę, ale jest zbyt wąsko - utrudniałbym przejazd w obu kierunkach. Szczęśliwie dostrzegam możliwość zjazdu na pobocze nieopodal. Staję, zakładam w pośpiechu kamizelkę odblaskową. Biegnę - na ile w moim przypadku można to tak nazwać - do kaczki. Nadjeżdżający w kierunku Pruszcza autobus nawet nie zwalnia, nieomalże rozjeżdża ptaka, bo miejsca mało. Rzuconą przeze mnie odruchowo k...ą raczej się nie przejmuje i odjeżdża. Jestem już na wysepce i wiem, że kaczor został najprawdopodobniej potrącony przez samochód, szczęśliwie wstępnie nie widzę śladów krwi. Łapię ptaka konstatując "na szybko", że jeszcze ma szansę na normalne życie - chciał uciekać, skrzydła wydają się być całe. Tym razem kierowca kolejnego autobusu (chyba 50-tki) staje na wysokości zadania - przepuszcza nas na stronę Raduni. Dziękuję. Następuje najtrudniejszy w takim przypadku moment - co dalej ? Po dalszej pobieżnej autopsji (brak wyraźnych obrażeń, umiejętność utrzymania się na nogach, oszołomienie, urazy wewnętrzne ?) postanawiam pozostawić zwierzę w wygodnej trawie tuż przy Raduni. Moją decyzję wzmacnia obecność innego kaczorka (konkurencję wewnątrzgatunkową wykluczyłem), który z zaciekawieniem z około 30 metrów obserwuje sytuację. Szanse ptaka na przeżycie oszacowałbym na 50/50. Oby się udało.

Ta pewna doza optymizmu nie poprawia samopoczucia. Gdzie w tej sytuacji ludzka (kierowców) empatia ? Nie dopuszczam myśli, iż większość kierujących tej cechy nie posiada. Może więcej o tym trzeba mówić na kursach prawa jazdy ? Nie wiem. Z mojego doświadczenia wynika, że najważniejszy w takiej sytuacji jest "pierwszy moment" - widzisz nieszczęście - ZATRZYMAJ SIĘ BEZPIECZNIE, POMÓŻ. Zwierzę też człowiek, choć to stwierdzenie nienaukowe. Odjeżdżając pozostawiasz zbyt wiele marginesu na wyrzuty sumienia, autorozgrzeszanie, itp.

Po raz n-ty w życiu zadaję sobie pytanie o ludzką wrażliwość. Kiedyś o tym nawet próbowałem coś napisać (patrz poniżej). I po raz kolejny przychodzi do głowy niepoprawne (nie tylko politycznie) przemyślenie, iż nasz gatunek - abstrahując od naturalnych praw selekcji i doboru naturalnego - jednak mentalnie na nie zasługuje.

PS. jak się wydaje, poniższe dwa teksty z nie wydawanego już miesięcznika Nasze Pomorze, w kilku co najmniej aspektach, się nie zdezaktualizowały.